Rozdział 20

203 30 27
                                    

HARPER

Za oknem powoli wschodzi słońce, a ja nie przespałam tej nocy nawet jednej minuty. Wpatrywałam w przygasające z godziny na godzinę płomienie, podczas gdy przez mój umysł przepływało tysiące myśli. Czując na sobie ciepłe dłonie Kaidena i słysząc jego miarowe bicie serca, wspominałam nasze najlepsze chwile, całkowicie wypierając ze świadomości te pełne bólu i cierpienia. W końcu zaczęłam łapać się na tym, że rozważam – naprawdę rozważam – powrót do tego zagubionego, zranionego chłopaka... Jestem pieprzoną masochistką, ale prawda jest taka, że znacznie gorzej jest mi bez niego, niż z nim. Bez Kaidena się duszę, a wszystko dookoła jest pozbawione jakichkolwiek barw. Ten chłopak wkroczył w moje życie zupełnie nieproszony, jednak pokochałam go całym sercem i teraz choćbym z całych sił próbowała, nie potrafię o nim zapomnieć.

Odwracam się ostrożnie na materacu, tak aby go nie obudzić i w skupieniu przyglądam się jego rysom twarzy, za którymi tak bardzo tęskniłam. Wciąż muszę się napominać, żeby nie pogładzić go po policzku i nie odgarnąć kosmyków włosów z jego czoła. Wzdycham cicho, czując rosnącą w gardle gulę... Tak bardzo bym chciała, aby te wszystkie złe rzeczy się nie wydarzyły. Zamykam na moment oczy i wyobrażam sobie, że wciąż jesteśmy razem. Że wcale mnie nie skrzywdził i po prostu spędzamy ze sobą kolejny cudowny weekend w jego ulubionym miejscu na ziemi. Że wcale nie przyjechałam tu tylko na prośbę jego odchodzącej od zmysłów przyjaciółki i nie zastałyśmy go pijanego do nieprzytomności...

– Naprawdę tu jesteś... – Słysząc jego pełen zdumienia szept, serce natychmiast zaczyna łomotać mi w klatce piersiowej. – Bałem się, że to wszystko mi się przyśniło.

Przełykam głośno ślinę i decyduję się otworzyć oczy. Gdy napotykam jego błyszczące od łez źrenice, gula w gardle staje się jeszcze większa.

– Oczywiście – odpowiadam i przykładam drżącą dłoń do jego policzka. Kaiden przymyka powieki i przytula do niej twarz, zupełnie jakby mój dotyk był dla niego ukojeniem.

– Przepraszam, Harper.

– Lepiej zostaw te przeprosiny dla Olivii, podejrzewam, że ją będzie ci znacznie trudniej udobruchać. – Uśmiecham się do niego krzywo, starając się rozluźnić to elektryzujące napięcie między nami.

W odpowiedzi Kaiden wypuszcza powietrze z ust, po czym uśmiecha się delikatnie, ukazując w policzku dołeczek. Sen dobrze mu zrobił, nie ma już pod oczami fioletowych cieni, a jego skóra nabrała odrobiny kolorytu. Jednym słowem, nie wygląda już jak zombie, którym był wczoraj.

– Z pewnością. Zajebiście nabroiłem – wzdycha cicho.

– Zajebiście to mało powiedziane, O'Sullivan.

Oboje odwracamy się w kierunku kanapy, słysząc zachrypnięty głos Olivii. Chociaż dziewczyna spogląda na nas z góry z poważną miną, w jej zielonych oczach dostrzegam iskierkę rozbawienia.

– Nie będziemy robić afery przy Harper, ale przysięgam, że kiedy dotrzemy do domu, to nieźle ci się oberwie. – Unosi złowieszczo brew, mierząc Kaidena nieustępliwym wzrokiem.

– Może zostawię was samych i pójdę przygotować nam jakieś śniadanie. – Próbuję wygramolić się z materaca, ale Kaiden chwyta mnie za rękę, zanim zdążę zrobić jakikolwiek ruch i przyciąga mnie do siebie.

– Nic z tego, Harps – odzywa się przyciszonym głosem. Jego oddech przyjemnie łaskocze mnie w szyję. – Nie znajdziesz w kuchni niczego do jedzenia, będziemy musieli zatrzymać się gdzieś po drodze.

Momentalnie zasycha mi w gardle, a przez ciało przechodzi seria dreszczy. Nie możesz tak na niego reagować, ten człowiek cię skrzywdził – besztam się w myślach, usiłując przywrócić się do porządku. Kiedy słyszę za sobą jego subtelny śmiech, mam ochotę przywalić sobie w łeb. Ten zielonooki dupek doskonale zdaje sobie sprawę, co ze mną wyprawia i bezczelnie to wykorzystuje w każdym nadarzającym się momencie...

Don't Believe You Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz