Rozdział 41

117 23 51
                                    

HARPER

Zegarek znajdujący się na wyświetlaczu ekranu samochodowego wskazuje trzecią nad ranem, gdy Luke zatrzymuje się pod naszym domem. Przez większość podróży był bardzo milczący i przybity, a żadne z nas nie miało na tyle śmiałości, by poruszyć temat wizyty w domu jego ojca. Uznałam, że po tym czego byłam świadkiem, nie będę naciskać, bo zapewne sam potrzebuje czasu, by wszystko sobie poukładać w głowie i nabrać dystansu do spraw, o których nie miał wcześniej pojęcia... Żegnam się z nim, dając mu całusa w policzek, a Hunter klepie go na pożegnanie w ramię, uśmiechając się w ten troskliwy i pogodny sposób. Oboje nigdy nie byli względem siebie zbyt wylewni, ale na pewno nie można odmówić im przyjaźni. Łączy ich coś w stylu braterskiej więzi. Mimo że nie okazują sobie czułości, jestem przekonana, że jeden wskoczyłby za drugim w ogień. Gdy tylko zatrzaskujemy za sobą drzwi, Luke natychmiast rusza z podjazdu.

– Co tam się wydarzyło? – pyta Hunter, odprowadzając wzrokiem odjeżdżający samochód.

– Chyba nie powinnam o tym mówić, to Luke powinien ci o tym opowiedzieć – wzdycham, otulając się ciaśniej kurtką.

W powietrzu unosi się mgła, a kiedy wypuszczam powietrze z ust, pojawiają się mleczne obłoki pary. Przekraczam niewielką kałużę i przyśpieszam kroku, chcąc być już w swojej przytulnej sypialni, pod ciepłą kołdrą. Beztroska wycieczka do Salem przybrała niespodziewany obrót i całkowicie mnie wykończyła. Poza tym loty w obie strony także były długie i niezwykle męczące.

– Harps, daj spokój. – Hunter zrównuje krok ze mną i obejmuje mnie ramieniem. – Jesteś moją siostrą, naprawdę nie puścisz pary z ust?

– Cały czas ją wypuszczam, nie widzisz? – Drażnię się z nim i wskazuję palcem na kolejny obłoczek.

– Och, dobrze wiesz, co mam na myśli.

– Skoro Luke nie odezwał się słowem na temat spotkania ze swoim ojcem, ja też nie zamierzam. Takie gadanie za czyimiś plecami zawsze źle się kończy i sam dobrze o tym wiesz. Zabrał mnie ze sobą, bo mi ufa i nie zamierzam tego zepsuć.

– Ale z ciebie sztywniara. – Przewraca oczami, ale nie nalega już więcej.

Ku naszemu zdziwieniu, w salonie zastajemy Mike'a z małym Olivierem na rękach. Mężczyzna spaceruje po pokoju. Gdy nas zauważa, przykłada sobie palec wskazujący do ust, dając nam znak, żebyśmy byli cicho.

– Dlaczego nie śpisz? – pytam szeptem.

– Mały ma kolki. Chciałem dać trochę odpocząć waszej mamie, więc zszedłem na dół. Dopiero, co udało mi się go uśpić – mówi to z taką ulgą i dumą, jakby właśnie dokonał czegoś niemożliwego. Właściwie, może poniekąd tak właśnie jest... Olivier już wielokrotnie pokazał nam, jak uparty potrafi być. – Jak było na wycieczce?

Wymieniamy się z Hunterem krótkim spojrzeniem, po którym mój brat rzuca beztrosko:

– Fajnie. Salem okazało się dużo ciekawsze, niż się spodziewałem... No i leciałem samolotem – dodaje po chwili, dumny jak paw.

Mike unosi brew, a na jego czole ukazuje się kilka zmarszczek.

– To wspaniale – kwituje krótko. – Mam do was prośbę, czy któreś z was mogłoby chwilę go przypilnować? Od dwóch godzin chce mi się sikać, a gdy tylko wkładam go do kołyski, zaczyna płakać.

Zerkam błagalnie na Huntera. Padam z nóg i chciałabym jak najszybciej wziąć prysznic i pójść spać, zwłaszcza że niebawem czeka mnie kolejne, równie emocjonujące spotkanie z ojcem Kaidena...

Don't Believe You Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz