HARPER
Kiedy po trzydziestu minutach docieramy pod szpital Providence, ogarnia mnie zdenerwowanie. Ogromny, jasno oświetlony gmach składający się z kilkunastu pięter sprawia wrażenie niezwykle nowoczesnego, jednak nawet to nie pomaga pozbyć się wzbierającego w moim brzuchu uczucia niepokoju. Gdy wychodzę z samochodu, uderza we mnie chłodny, wieczorny wiatr.
– Nie martw się, Harps – uspokaja mnie brat, zrównując ze mną krok. Otacza mnie ramieniem i posyła mi ciepły uśmiech. – To w sumie tylko kilkanaście dni przed terminem, poza tym mama jest w dobrych rękach.
– To dlaczego intuicja podpowiada mi coś zupełnie innego? – mówię drżącym głosem i unoszę na niego wzrok.
– Bo niepotrzebnie się nakręcasz – kwituje krótko, pocierając jednocześnie moje ramię. – Ja wolę myśleć, że nasz brat nie mógł się już doczekać spotkania z nami, dlatego wolał skrócić sobie odrobinę dziewięciomiesięczne wakacje.
– Jesteś nienormalny. – Kręcę głową, ale mimo to uśmiecham się pod nosem.
Kilka minut później znajdujemy się już na izbie przyjęć. Podczas gdy Hunter pyta starszej kobiety w okienku, gdzie dokładnie mamy się udać, ja zajmuję miejsce na krześle w poczekalni i mrużę oczy, próbując przyzwyczaić wzrok do jaskrawych, fluorescencyjnych żarówek, oświetlających pomieszczenie. Rozglądam się po jasnym, przestronnym holu, przez który przewija się mnóstwo osób. W powietrzu unosi się charakterystyczny zapach środków do dezynfekcji, który za każdym razem przyprawia mnie o ciarki. Obok mnie przechodzi jakiś młody lekarz w towarzystwie pielęgniarza w niebieskim kitlu i obdarza mnie serdecznym uśmiechem. Odwzajemniam go, mimo że mój uśmiech nie sięga oczu. W tej samej chwili Hunter mnie woła, po czym odwraca się do okienka i jeszcze raz dziękuje kobiecie za pomoc. Zrywam się z krzesła i dołączam do brata.
Podobnie jak poprzednim razem wjeżdżamy windą na piętro, tyle że tym razem jedziemy nią dwa piętra wyżej. Gdy docieramy na miejsce, przed naszymi oczami, na końcu korytarza ukazują się duże szklane drzwi, nad którymi widnieje napis: „PATOLOGIA CIĄŻY".
– To nie brzmi zbyt dobrze – mamrocze Hunter i nie zwalniając kroku, przemierza długi korytarz.
– No, nie brzmi – wzdycham cicho i przyśpieszam, próbując bezskutecznie nadążyć za bratem.
Od zakończenia rozmowy z Mikiem towarzyszy mi to cholernie nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej. Czuję się, jakby żołądek związał mi się w supeł i z każdą kolejną sekundą zaciskał się coraz bardziej. Dlaczego nasze życie rządzi się zasadą, że kiedy tylko wszystko zaczyna się jakoś układać, musi wydarzyć się coś, co całkowicie zaburza ten spokój? Powinnam była się spodziewać, że skoro ostatnie dwa tygodnie były istną sielanką, gdzieś za rogiem czai się kolejna niespodzianka od losu.
Kiedy przechodzimy przez szklane drzwi, naszym oczom ukazuje się niewielka poczekalnia z kilkoma brązowymi sofami, naprzeciw których ustawione są stoliki. W rogu umieszczone są lodówki z zimnymi napojami oraz kanapkami, a obok nich znajduje się automat do kawy. W odróżnieniu od recepcji jest tu znacznie przytulniej. Ściany pomalowane są na beżowy kolor i wszystko zachowane jest w ciepłej tonacji. Jedną ze ścian zajmują okna, sięgające od ziemi aż do sufitu, przez które widać oświetlone miasto. W holu jest zaledwie kilka osób, z czego znaczna większość to mężczyźni. Rozglądam się po pomieszczeniu w poszukiwaniu Mike'a, a gdy go w końcu dostrzegam, serce podchodzi mi do gardła. Siedzi w najbardziej oddalonej od wejścia części, obracając w palcach telefon z opuszczoną głową. Z jego twarzy odpłynęły wszystkie kolory, a wokół oczu widnieją ledwo zauważalne zmarszczki.
– Jesteśmy. – Hunter siada obok niego i kładzie mu rękę na ramieniu.
Dopiero po chwili Mike unosi głowę i spogląda na nas zamglonym wzrokiem.
CZYTASZ
Don't Believe You Tom 2
Roman d'amourDrugi tom trylogii „Don't Let You Go". Harper za wszelką cenę próbuje zapomnieć o Kaidenie, który złamał jej serce w najgorszy możliwy sposób. Po tym, czego doświadczyła w trakcie balu maturalnego, na powrót zamyka się w sobie i znów staje się dziew...