Rozdział 37

145 25 13
                                    

HUNTER

Oboje z Harper milczymy podczas drogi powrotnej do domu – ja dlatego, że próbuję przetrawić ostatnie godziny, które były dla mnie niczym jazda bez trzymanki na rollercoasterze, a siostra... cóż, zapewne wciąż przejmuje się mężczyzną, któremu w jednej chwili zawalił się cały świat. Sam nie mogę pozbyć się z głowy rozmowy między nim a lekarzem, której przypadkiem byłem świadkiem. Pomyśleć, że facet był raptem niewiele starszy od nas... Wizja, że w przyszłości to ja mógłbym znaleźć się w takiej sytuacji, przyprawia mnie o ciarki. Niestety, tak już jest skonstruowany ten chory świat... Podczas gdy jedni popadają w otchłań rozpaczy, inni tuż obok w tym samym czasie świętują przyjście na świat nowego członka rodziny.

Nie spodziewałem się, że narodziny Oliviera będą dla mnie czymś tak wyjątkowym. Trzeba jednak przyznać, że noworodki w niczym nie przypominają słodkich szczeniaczków z filmików na Tiktoku, a bardziej ludziki Michelin; są opuchnięte, czerwone i całe pomarszczone. Mimo to w chwili, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem tego małego człowieczka, przytulającego się do piersi mamy, zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia. Nie mogę się już doczekać, gdy trochę podrośnie i będę mógł grać w nim piłkę, zabierać na mecze i wspólnie układać klocki lego. W sytuacji, gdy większość życia spędziłem otoczony kobietami, świadomość, że do grona rodzinnego w końcu dołączył chłopak, jest cholernie miłą odmianą.

– Wciąż nie dociera do mnie, że mamy brata... – zaczyna szeptać Harper, nie odwracając wzroku od okna. – Jakoś nie mogę się z tym oswoić, a przecież miałam na to tyle miesięcy.

Mijamy właśnie naszą ulubioną restaurację Rock Creek Corner, z której wychodzą ostatni goście. Dzisiejsza noc, mimo że jest bardzo wietrzna, jest również wyjątkowo pogodna. Niebo skrzy się od tysięcy gwiazd, a wysoko nad miastem świeci księżyc w kształcie rogala.

– Tak, ja też – kłamię.

– Myślisz, że dużo się teraz zmieni? – Siostra odwraca się do mnie i świdruje mnie wzrokiem.

– Dla rodziców na pewno, dla nas niekoniecznie. Niebawem wyjedziemy na studia, więc nie odczujemy tych zmian – odpowiadam, zastanawiając się jednocześnie, co zrobię jeśli Natalie dostanie się na Stanford. Czy będę wtedy mieszkać w akademiku, czy zostanę w domu, by zaoszczędzić więcej pieniędzy na podróży do Kalifornii?

– To dobrze – wzdycha z ulgą, po czym znów odwraca się do okna.

Po raz pierwszy kompletnie nie ogarniam jej rozumowania. Wiadomość o ciąży mamy przyjęła znacznie lepiej ode mnie, dlaczego więc teraz wydaje się taka przerażona? Jeszcze kilka godzin temu odchodziła od zmysłów, martwiąc się, czy wszystko będzie w porządku i przeżywała sytuację gościa, który podczas porodu stracił swoją partnerkę. Teraz siedzi w samochodzie, zachowując się mniej więcej tak, jakby wiadomość o narodzinach brata w ogóle jej nie cieszyła, wręcz przeciwnie... Jakby była to swego rodzaju uciążliwość, której wolałaby do siebie nie dopuszczać.

– Wszystko w porządku, Harper? – pytam, licząc na to, że rozwieje moje wątpliwości i pozwoli zrozumieć swoje dziwne zachowanie.

– Tak, w najlepszym.

Nie takiej odpowiedzi oczekiwałem. Nie takiej się również spodziewałem. Jednak, zamiast dalej drążyć temat, przytakuję głową i przez resztę drogi się nie odzywam. Gdy wjeżdżamy na podjazd, Harper wyskakuje z samochodu jak oparzona i umyka do domu, zanim w ogóle zdążę zgasić silnik. Patrzę na nią szeroko otwartymi oczami, próbując wmówić sobie, że to wszystko przez stres i ogrom emocji, z którymi musiała się dziś zmierzyć. Być może odczuwała to wszystko znacznie intensywniej niż ja, w końcu z naszej dwójki to zawsze ona była tą bardziej emocjonalną. Do dziś wzrusza się na reklamach, a na Królu Lwie wylewa morze łez.

Don't Believe You Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz