Rozdział 13

204 34 68
                                    

HUNTER

– Wszystko w porządku? – pytam, gdy siostra się do mnie przysiada. Ma zaczerwienione oczy, a jej usta układają się w podkówkę. Jestem pewien, że znów płakała.

– Tak, po prostu coś wpadło mi do oka. – Przewraca oczami, po czym cicho wzdycha.

– Coś liczącego metr dziewięćdziesiąt z zielonymi oczami? – Próbuję zażartować, ale widząc jej mordercze spojrzenie, natychmiast się zamykam.

– Podobno macie się z nią jutro spotkać? – Umiejętnie zmienia temat.

– Tak, a ty nie idziesz z nami?

– Nie, ja chyba raczej podziękuję. Spotkania z Kaidenem niespecjalnie mi służą...

– Harper, on naprawdę się stara – zaczynam, ale siostra natychmiast ucisza mnie gestem dłoni.

– A ja myślę, że to kolejna z jego gierek. Zresztą, nie chcę o tym rozmawiać.

Chociaż kompletnie nie zgadzam się z Harper, przytakuję dla świętego spokoju. Cholera, chciałbym zrobić coś, cokolwiek, żeby się pogodzili. Wiem, że Kaiden wyrządził jej ogromną krzywdę, ale chcę wierzyć, że rzeczywiście nie zrobił tego celowo. Poza tym na pierwszy rzut oka widać, że oboje cierpią, a Harper choćby nie wiadomo jak mocno się zarzekała, wciąż go kocha. Nie mogę znieść tego, że jest taka nieszczęśliwa. Nie powinno tak być, oboje zasługują na szczęście, na przekór Josie i wszystkim tym, którzy twierdzą, że ich związek był niepoprawny. Sam swego czasu tak uważałem, ale poznałem Kaidena nieco lepiej i teraz już wiem, że zrobiłby dla mojej siostry wszystko, a jego problem polega jedynie na tym, że dokonuje złych wyborów. Zupełnie jakbym patrzył na siebie. Skoro ja dostałem od losu kolejną szansę, on też powinien. Unoszę wzrok na siedzącą naprzeciw mnie siostrę, która wpatruje się bezmyślnie w kartę napojów leżącą na stoliku. Uśmiecham się do siebie pod nosem i przysięgam sobie w duchu, że zrobię wszystko, aby im jakoś pomóc.

– Jedziemy do domu? I tak nic więcej tu nie wskóramy bez Kaidena. – Chwytam ją za dłoń i pokrzepiająco ją ściskam. – Dzięki, że tu ze mną przyjechałaś. Wiem, że dla ciebie nie było to nic przyjemnego, ale bardzo mi pomogłaś.

– Nie ma sprawy – odpowiada niemrawo, po czym wstaje od stolika i rusza przodem.

***

Po powrocie do domu Harps bez słowa idzie do swojej sypialni. Przez chwilę przechodzi mi przez myśl, żeby ją zatrzymać i spróbować z nią pogadać, ale nie chcę na nią naciskać. Ten dzień był dla niej cholernie trudny, podobnie zresztą jak ostatnie tygodnie. Choć ciężko mi się z tym pogodzić, muszę przyznać, że gdyby Natalie także dostała się na Stanford, siostra miałaby przynajmniej jakieś mentalne wsparcie i nie musiałaby przechodzić przez to wszystko zupełnie sama. Z mojego egoistycznego punktu widzenia, oczywiście wolałbym, żeby Nat została ze mną, ale dobro Harper jest w tym momencie najważniejsze. Po tym wszystkim, co przeszła powinna mieć przy sobie przyjaciółkę.

Korzystając z chwili wolnego, idę do kuchni, żeby zrobić sobie coś do jedzenia. Od lunchu nie miałem w ustach niczego poza colą, więc umieram z głodu. Gdy wchodzę do pomieszczenia, zastaję w nim Josie. Dziewczyna miesza coś w garnku i jest tak mocno pogrążona we własnych myślach, że nawet nie zauważa mojej obecności. Podchodzę do lodówki i wyciągam z niej karton soku pomarańczowego, a następnie odwracam się na pięcie i kieruję się do wyjścia. Pieprzyć to, najwyżej zamówię sobie pizzę. Nie zamierzam oddychać jednym powietrzem z tą wariatką.

– Nawet się nie przywitasz? – Słysząc za sobą jej arogancki głos, momentalnie zaczyna się we mnie gotować.

– Z tobą? Prędzej wolałbym spłonąć w piekle.

Don't Believe You Tom 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz