Rozdział 2 Nora

154 5 0
                                    


Skłębiony tłum ciał wił się na moim dębowym, wypolerowanym parkiecie, w jakiejś dziwacznej nieskoordynowanej choreografii. Zastanawiałam się ile szkód wyrządzą te cieniutkie szpileczki, które coraz mocniej wbijały się w podłogę. Choć musiałam uczciwie przyznać, że były to wyjątkowo eleganckie szpilki tak jak i reszta ubioru dzisiejszych gości w Snug Inn. Nurtowało mnie pytanie dlaczego wraz z ilością wypitego alkoholu rósł nacisk stóp na podłoże? Przecież tego już nawet nie można było nazwać tańcem.

- Nie martw się - koło mnie pojawiła się Francesca. - Jutro go odpicujemy i będzie wyglądał jak nowy.

- Aż tak widać, że przejmuję się cholernym parkietem? - zapytałam z lekkim rozbawieniem.

- Skoro mamy zawsze komplet gości, a co tydzień albo wesele albo jakiś bal to wierzę, że ludzie się jeszcze nie zorientowali, że tak naprawdę właścicielka hotelu najchętniej w ogóle by ich tu nie wpuszczała- powiedziała rozglądając się ukradkiem na boki.

- Daj spokój Fran - obruszyłam się. - Chyba nie jest ze mną aż tak źle?

- Nie, jest znacznie gorzej, ale nie martw się, twój sekret jest u mnie bezpieczny - mrugnęła okiem i ruszyła w kierunku kuchni.

Pokręciłam głową i dalej przypatrywałam się gościom. To wcale nie było tak, że wolałabym ich tu nie widzieć. Ja po prostu czułam się niezbyt pewnie kiedy nie miałam wszystkiego pod kontrolą, a z pewnością wesele na trzysta osób było taką właśnie sytuacją. Musiałam wytrzymać jeszcze kilka godzin i będę mogła liczyć straty. Całe szczęście zyski były tego warte. Snug Inn było moją dumą, jedyną rzeczą do której tak naprawdę byłam przywiązana. Nie chciałam się rozpraszać, a właściwie nie mogłam. Dlatego właśnie stałam jak słup soli i martwiłam się o drewniane deski.

W moją stronę zbliżał się niebezpiecznie chwiejnym krokiem ojciec panny młodej. Cholera, myślałam że z tego miejsca mogłam spokojnie obserwować salę. Nie byłam w nastroju do jałowych rozmów, szczególnie z tym człowiekiem. Jednym z tak zwanych ,,elit Croft City", przyjacielem burmistrza Foresta. Zaczęłam się wycofywać z przepraszającym uśmiechem na twarzy, ale było już za późno.

- Panno Cole! – krzyknął bełkotliwie.

- Czy wszystko w porządku? – zapytałam uprzejmie.

Starszy mężczyzna zatrzymał się przede mną zdecydowanie za blisko. Pomimo zapachu, który rozpylałam w całym hotelu, dotarł do mnie odór przetrawionego alkoholu pomieszanego z irytującymi mocnymi perfumami, z gatunku tych, które wdzierają się gwałtownie przez nos prosto do kanalików łzowych. Korciło mnie, żeby przetrzeć oko, ale wtedy ten bufon gotów byłby pomyśleć, że wzrusza mnie całe to wystawne wesele.

- Och oczywiście, niemal wszystko dopięte na ostatni guzik! – czknął. – Przepraszam.

- Niemal?

- Zupę za gorącą podaliście, moja kruszynka poparzyła sobie język!

Zdaje się, że tą ,,kruszynką" była jego trzydziestoletnia córka, panna młoda, kwiat i duma obrzydliwie bogatego ojca, dorosła kobieta nie potrafiąca poradzić sobie z kremem z awokado z wędzonym łososiem.

- Bardzo mi przykro – powiedziałam szybko. – Czy potrzebna jest pomoc lekarza?

Zachowanie powagi wiele mnie kosztowało, ale jestem profesjonalistką, a jak na takową przystało, byłam gotowa wezwać pogotowie ratunkowe do zaczerwienionego języka.

HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz