Rozdział 35 Alex

26 3 0
                                    

♥(,").(".)♥

- Chyba nie chcę wiedzieć, co te kretyńskie słowa oznaczają – skomentowałem.

- Cóż, może przynajmniej odrobinę poprawią twój gówniany nastrój – Thomas wzruszył ramionami.

- Z moim nastrojem wszystko w porządku.

- Czyli jak poproszę cię o coś związanego z Norą, to nie będziesz miał nic przeciwko? – zapytał z chytrym uśmiechem.

- Zależy o co – powiedziałem ostrożnie.

- Chciałbym, żebyś ją zabrał gdzieś poza miasto na cały weekend.

- Chyba żartujesz – wybuchnąłem szczerym śmiechem.

- Mówię jak najbardziej poważnie, muszę coś zrobić w jej hotelu, a nie chcę żeby kręciła się w pobliżu.

- To dopiero są kretyńskie słowa – mruknąłem.

- A co w nich kretyńskiego?

- Thomas, chyba cię zdrowo popierdoliło jeśli sądzisz, że po pierwsze zgodzi się ze mną gdziekolwiek wyjechać, a po drugie że wkradniesz się do Snug Inn i będziesz tam robił cholera wie co. – Musiałem go sprowadzić na ziemię, bo jego pomysł był absurdalny.

- Nie cholera wie co, tylko muszę okablować budynek przed aukcjami.

- Ale chyba wiesz, że to nielegalne bez jej wiedzy, zgody, już nie mówiąc o pozwoleniach? – prychnąłem z ironią.

- Cel uświęca środki.

- Nie no fajnie, że w pracy kierujesz się odpowiednim kodeksem moralnym.

- Nie narzekałeś na niego, kiedy mnie poprosiłeś, żebym sprawdził jej pieprzone DNA – zauważył przesadnie uprzejmym tonem.

- Mówiłem ci, że nie chcę nic wiedzieć na ten temat. Już nie.

- Jak chcesz, ale nawet jeśli zmieniłeś zdanie, to nie wyprzesz się tego, że wtedy mój kodeks moralny wcale cię nie obchodził. Czyżby ci na niej zależało? Dlatego się wkurzasz?

- Nie, nie dlatego – chyba zaprzeczyłem zbyt gwałtownie. – Poza tym umyka ci ta jedna, kluczowa kwestia.

- Jaka?

- Ona w życiu nie zgodzi się ze mną gdziekolwiek wyjechać.

- Och o to w ogóle się nie martwię – machnął niedbale ręką.

- Skąd w tobie taka pewność? – zapytałem podejrzliwie.

- Zapytaj ją sam, najlepiej jutro z samego rana. A tak swoją drogą nie ma za co i wisisz mi przysługę.

- Co?

- No jak to co? Dzięki mnie będziesz miał swoją dziewczynę przez kilka dni tylko dla siebie.

Nie miałem siły wyprowadzać go z błędu, bo prawdę powiedziawszy nadarzała się świetna okazja, żeby wreszcie całkiem szczerze porozmawiać z Norą, bez żadnych przerywników czy ucieczek. W ciągu tych kilku chwil odkąd Thomas rzucił tę szaloną propozycję, zdążyłem wymyślić już masę pytań, które chciałem jej zadać.

- Kojarzysz Sky Camp? Jakąś godzinę drogi od zachodniej granicy miasta?

- Tak.

- Świetnie, bo tam znajduje się drewniany domek, do którego ją zabierasz. O zapasy musisz zadbać sam.

Chociaż zaczynałem czuć niewielkie podekscytowanie na myśl o niej ze mną w jakimś domku na odludziu, to jednak gdzieś z tyłu głowy obijały się wątpliwości. Thomas był zbyt pewny siebie, chociaż prawie nie znał Nory. Uważał, że zgodzi się na wyjazd i nie dopuszczał do siebie innej możliwości, a to nasuwało jedno oczywiste pytanie - czy wiedział coś o czym nie chciał mi powiedzieć?

***

Wynająłem terenowy samochód, zrobiłem zapasy jedzenia, picia i rzeczy, które mogą się przydać w domku gdzieś w środku lasu, a to wszystko w niespełna kilka godzin. Czułem się jak idiota, kiedy o jedenastej zaparkowałem w bocznej uliczce pod Snug Inn. Musiałem to rozegrać we właściwy sposób, bo chodziło nie tylko o pomoc przyjacielowi, ale też o Norę.

Wyjąłem telefon z kieszeni dresowych spodni i włączyłem ikonę komunikatora. Przez moment wpatrywałem się w ekran, a potem zacząłem pisać. Kiedy w końcu skończyłem wiadomość, na moment zawahałem się przed jej wysłaniem, ale już było za późno żeby się wycofać. Poza tym, nie chciałem tego. Tak więc nie pozostało mi nic innego jak wysłać te kilka zdań i czekać na reakcję. Ustawiłem nawet alarm w komórce, żeby przypadkiem nie czekać dłużej niż to określiłem.

Wstukałem w nawigację adres i analizowałem trasę, którą chciał mnie poprowadzić GPS. Zerkałem co chwilę w lewo przez boczną szybę wprost na drzwi dla dostawców. Od nich dzielił mnie tylko chodnik, dlatego nie mógłbym przegapić nawet najmniejszego ruchu klamką. Przez przednią szybę miałem widok w głąb ulicy, która mniej niż dwieście metrów dalej przecinała się z główną ulicą. Ruch w tej części był mniejszy, bo oprócz hotelu znajdowało się tu tylko kilka budynków. Zresztą teren należący do Nory ciągnął się prawie do samego końca uliczki, bo ostatnie kilkadziesiąt metrów stanowiło wysokie ogrodzenie chroniące jej ogród od niechcianych hałasów i zapewne oczu.

Po kilkukrotnym sprawdzeniu i wybraniu najlepszej trasy do Sky Camp, zaczęły dopadać mnie wątpliwości. Bębniłem palcami o skórzaną kierownicę i po raz kolejny sprawdziłem zegarek. Tylko pięć minut dzieliło mnie do końca wyznaczonego czasu. Może powinienem był dać jej go więcej? Przecież musiała się spakować i pewnie przekazać komuś swoje obowiązki na czas wyjazdu. Takie myślenie na pewno usprawiedliwi to jeśli postanowię poczekać na nią nieco dłużej.

Błądziłem wzrokiem po najbliższej okolicy, nie skupiając uwagi na niczym konkretnym, kiedy zauważyłem nieoznakowanego Chevroleta Caprice z charakterystycznym zderzakiem z przodu, zatrzymującego się na końcu ulicy pod ceglanym murem ogrodu. Rosły tam jakieś krzaki, a poza nimi nie było kompletnie nic. Pewnie nie byłoby w tym nic niezwykłego, gdyby ze środka pojazdu nie wysiadł Michael Gutman, który z poważnym wyrazem na twarzy i z lateksowymi rękawiczkami na dłoniach, zanurkował w krzaki. Co u diabła? Tak mnie to zaciekawiło, że lekkie pukanie w boczną szybę spowodowało, że drgnąłem niespokojnie.

Odwróciłem głowę i napotkałem najpiękniejsze oczy jakie kiedykolwiek widziałem.

HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz