Rozdział 9 Alex

115 5 0
                                    


Miałem wrażenie jakby wewnątrz Nory siedziały dwie różne osoby o skrajnych cechach. Z jednej strony była silna i zdecydowana, a z drugiej wrażliwa i krucha. Zaśmiałem się w duchu na tę ostatnią myśl. Potrafiła pokazać swój charakterek, a na słabości przyłapałem ją tylko raz. Pewnie już żałowała, że w ogóle mnie poznała, a to był dopiero początek. Dużo działo się wewnątrz tej kobiety o niezwykłych oczach. Nigdy jeszcze nie spotkałem się z takim odcieniem tęczówek. Błękit wzbudzał zaufanie, a ona potrafiła to wykorzystać poprzez przybranie niewinnego wyrazu twarzy. Nic dziwnego, że Paul stracił dla niej głowę i nie zorientował się, że Nora skrupulatnie pilnowała swojej maski. Ale mnie nie oszuka, znałem te sztuczki i byłem w nich lepszy niż ona. Do diabła, panna Cole zalazła mi za skórę, a ja nie potrafiłem odpuścić. Niepotrzebnie się rozpraszałem. Przyjechałem tu w konkretnym celu, a póki co traciłem czas na jakieś nieistotne pierdoły. Nory nie interesowały pieniądze, więc musiałem wymyślić inny sposób. Jedyny, który przychodził mi do głowy wiązałby się z koniecznością współpracy z kimś, z kim nie chciałem mieć już do czynienia. Mimo to zamierzałem wywiązać się z obietnicy złożonej Thomasowi. Nawet jeśli oznaczało to, że musiałem stanąć twarzą w twarz z własnym ojcem, ale zawarcie z nim przymierza napawało mnie obrzydzeniem. Chyba nie byłem aż tak zepsuty. Chyba...

Zapiąłem guzik marynarki i poprawiłem spinki przy mankietach. Celowo opóźniałem wyjście z apartamentu. Chciałem wejść na salę niepostrzeżenie, po oficjalnych przemówieniach i toastach. Nie interesowało mnie zbytnio z jakiego powodu był organizowany bal, ale dobrze znałem porządek tego typu okazji. Prędzej czy później ludzie rozpoznają mnie, wolałem to odłożyć w czasie, żeby możliwie jak najdłużej w spokoju obserwować towarzystwo.

Stanąłem nieopodal drzwi prowadzących do sali bankietowej. Szmer cichych rozmów i lekko przygaszone światło upewniły mnie, że wybrałem odpowiednią porę. Jakaś rozłożysta roślina w donicy zapewniała mi odrobinę prywatności. Wziąłem głęboki wdech, gotowy wskoczyć w sam środek jaskini lwa. Zanim zdążyłem postawić pierwszy krok, poczułem dziwaczne mrowienie gdzieś w okolicy karku. Odwróciłem się i zobaczyłem zmierzającą w moją stronę Norę. W prostej czarnej i dopasowanej sukni wyglądała niezwykle zmysłowo. Nie potrzebowała ani krzykliwych kolorów ani ekstrawaganckiej biżuterii, by zwracać na siebie uwagę. Poruszała się lekko i zarazem pewnie. Widać, że dobrze się czuła w hotelu. Czy ona w ogóle go opuszczała? Kilka kosmyków włosów wysunęło się z luźnego koka i okalało jej fascynującą twarz. Nie byłem aż takim cynikiem, potrafiłem docenić kobiece piękno. Nora z pewnością była wyjątkowa pod tym względem. W ciągu ostatnich kilku dni nie mieliśmy zbyt wielu okazji do rozmów. Nie dlatego, że ich nie szukałem. To ona unikała mnie. Wcale jej się nie dziwiłem.

- Spóźniłeś się – powiedziała, stając w bezpiecznej odległości ode mnie.

- Ty również - zauważyłem.

- Ja nie jestem gościem.

- Ja również.

- Wybacz, ale nie mam dzisiaj czasu na osobliwe rozmowy z tobą, muszę wszystkiego przypilnować - w jej głosie słyszałem poirytowanie.

- Masz od tego ludzi.

- Owszem, ale nie zwalnia mnie to z obowiązku kontroli - zauważyła.

- Słuszna uwaga - uśmiechnąłem się. - No cóż, skoro ty się nie bawisz, to ja skorzystam, chyba że.. - zrobiłem krok w jej stronę. - Jednak dołączysz do mnie?

Zauważyłem jak jej ciało się spięło, jakby szykowała się do ucieczki. Nie mogłem się powstrzymać i przybliżyłem się jeszcze bardziej. Stałem tak blisko, że w jej niebieskich oczach dostrzegłem kilka ciemniejszych plamek.

HotelOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz