Rozdział IV

33.4K 1.3K 14
                                    

Amanda
Otwieram szafę,ubieram płaszcz i wychodzę z domu.Postanawiam urządzić sobie spacer.Muszę ochłonąć,z dala od niego...
Spaceruję po parku nieopodal domu.W głowie krążą mi przeróżne myśli.
Myślę o Michaelu,o sobie i o tym co powiedziała mi Eliza...
Siadam na małej,parkowej ławce i wyciagam z kieszeni komórkę.
Dostałam smsa.To od Mika.Czytam:
"Wyszłaś gdzieś,czy porwali Cię kosmici?Pamiętaj,że nie znasz miasta."
Pff...Niech nie myśli,że będę mu się spowiadać.
Minęła dwunasta.Wybieram numer mojej przyjaciółki,która właśnie o tej godzinie skoczyć miała zajęcia dzisiejszego dnia.
Odbiera po trzech sygnałach.
-Tak,Amy?-słyszę jej ciepły głos.
-Lizka,skończyłaś już zajęcia?
-Tak,właśnie wychodzę z uczelni.Coś się stało?
Mija chwila,nim odpowiadam.
-Nie.Pomyślałam tylko,że mogłybyśmy spotkać się w kawiarni...
-Świetny pomysł,pęka mi głowa.Tam gdzie wczoraj?
-Mhm-odpowiadam i podnoszę się z ławki.
-Trafisz sama,czy mam po Ciebie przyjść?
Moja troskliwa przyjaciółka.
-Trafię-śmieję się-Możesz być spokojna.
-To do zobaczenia.
-Pa-rozłączam się i wychodzę na główną ulicę.Szybkim krokiem przemierzam drogę i po upływie kwadransu jestem już na miejscu.
Eliza siedzi przy jednym ze stolików.
Uśmiecha się na mój widok.
-Cześć kochanie-całuje mnie w policzek.Jest dla mnie jak starsza siostra,której nigdy nie miałam.
-Cześć-siadam naprzeciw niej i zdejmuję płaszcz.
-Zamówiłam nam latte-informuje mnie.
-Jak tam na uczelni?-pytam.
Widzę,że jest zmęczona.To pewnie przez nasz wczorajszy babski wieczór,który przeciągnął się do późnych godzin nocnych.
-W porządku-uśmiecha się blado-Jak to na zajęciach.A jak tam Tobie minął poranek?
Spuszczałam wzrok.Poranek minął mi...hmm...trzeba przyznać,że całkiem przyjemnie.Powinnam powiedzieć o tym Elizie?Nie,ona wyraźnie zakazała mi kontaktów z Mikiem.Poza tym chyba nie ma się czym chwalić.
-Dobrze-bełkoczę.
-A jak Michael?
Cholera,musi o niego pytać?
-Michael?
-Jak się dogadujecie?-wyjaśnia.
-Chyba jest ok-odpowiadam i czuję,że lekko się czerwienię.Mam nadzieję,że Liza tego nie widzi.
-To dobrze.Wiesz,pytam,bo muszę wyjechać na kilka dni i chcę mieć pewność,że dogadasz się z naszym współlokatorem-zerka na mnie ostrożnie.
O nie!Wyjeżdża i zostawia mnie z nim samą?Czy to może skończyć się dobrze?Mam nadzieję,że żartuje.
-Moja babcia zachorowała i trafiła do szpitala.Muszę być teraz przy niej-smutnieje.

Elizę wychowywali dziadkowie.Jej rodzice zmarli,kiedy była mała.Dziadek Elizy odszedł jakieś trzy lata temu i teraz miała tylko babcię,kochaną,bardzo ciepłą i pomocną kobietę.Nic dziwnego,że chciała być przy niej podczas choroby.

-Nie martw się-gładzę ją po ramieniu-Wszystko będzie dobrze,a ja dam sobie radę.
-Napewno?
-Obiecuję!-unoszę dwa palce ku górze w geście przysięgi.
-Dzwoniłam już do szefa i poprosiłam o tydzień urlopu.Na szczęście się zgodził.Wyjeżdżam jutro rano-wzdycha-Czeka mnie kilka godzin spędzonych w pociągu.

W tym momencie uprzejmy kelner stawia przed nami zamówioną kawę.

-Poproszę Michaela,żeby się Tobą zajął-mówi i popija przepyszną latte.
-Nie-niemal wykrzykuję.Już ja wiem,jak on zajmuje się kobietami i z pewnością nie chcę w tym uczestniczyć.
Eliza unosi brew i przygląda mi się z uwagą.
-Dam sobie radę sama-tłumaczę.
-No dobrze.Znasz drogę na uczelnię?
-Mhm,to całkiem blisko.
-Trafisz tam w poniedziałek na rozpoczęcie roku z resztą dokumentów?
-Trafię-przewracam oczami.
-Czyli mogę spokojnie jechać?
-Możesz spokojnie jechać!-mówię głośno i wyraźnie,a ona się śmieje.
-Kocham Cię-mówi i wysyła mi buziaka.
-Ja Ciebie też-uśmiecham się i popijam słodką kawę.

Wchodzimy do domu i zostawiamy płaszcze w przedpokoju.Po drodze odwiedziłyśmy jeszcze kilka sklepów w ogromnym centrum handlowym i zrobiłyśmy małe zakupy.Eliza uregulowała też rachunek za czynsz.
Zdaje się,że Michaela nie ma.
-Mike,jesteś?-woła Eliza i stawia torby z zakupami w kuchni.
Nikt nie odpowiada.
Pomagam przyjaciółce rozpakować wszystkie rzeczy i siadamy w kuchni,wkładając do mikrofali kupiony po drodze obiad.
Patrząc na blat,na którym stoi ekspres,przypomina mi się poranna scena.O jeju,nigdy nie przeżyłam niczego równie pięknego.Uśmiecham się do siebie.
-Amanda!Amanda,słyszysz mnie?!-przyjaciółka stoi przede mną i macha ręką.
-Tak?-podnoszę wzrok,jakby wyrwana ze snu.
-Jesteś jakaś nieobecna.Obiad Ci stygnie-wskazuje na stół.
-Czy ktoś tu mówił o obiedzie?-do kuchni wchodzi Michael i siada obok mnie.
-Dla Ciebie też się coś znajdzie-mówi Lizy i podaje trzecią porcję.
-Dziękuję-Mike od razu przystępuje do jedzenia.Nie patrzy na mnie,ale siedzi tak blisko,że stykamy się łokciami.Przechodzą mnie dziwne dreszcze.
-Mike,mam do Ciebie prośbę-zaczyna Eliza,a ja już wiem,o co jej chodzi-Wyjeżdżam na kilka dni i chciałabym,żebyś pomógł Amandzie się tutaj zadomowić i...

Give me loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz