Od dziesięciu minut siedzimy na trybunach boiska, na którym lada moment ma się rozegrać mecz rugby.
Dzięki koledze Michaela zajęliśmy miejsca w drugim rzędzie, a stąd mamy bardzo dobry widok na boisko.
Tuż obok mnie siedzi starsze małżeństwo z przewieszonymi przez szyję szalikami w barwach klubu, któremu przyszli kibicować.
Michael natomiast dostał miejsce obok chłopca w wieku około ośmiu lat, który od pięciu minut niemiłosiernie wierci się na siedzeniu, nie mogąc usiedzieć chwili w spokoju.
Szczerze mówiąc zrobiło mi się już zimno, bo mimo letniej pory, wieje nieprzyjemnie chłodny wiatr.
-Zimno Ci?-pyta Michael, dotykając moich dłoni.
-Trochę.
-Może chcesz moją kurtkę?
-Nie trzeba-uśmiecham się i skupiam wzrok przed sobą, bo na boisku pojawiła się właśnie drużyna numer jeden w biało-fioletowych strojach.
Mike łapie moje dłonie i zbliża do swoich ust. Całuje delikatnie i chucha ciepłym powietrzem, po czym pociera swoimi dłońmi o moje, próbując je rozgrzać.
Lada moment w polu pojawia się druga z drużyn i rozpoczyna się mecz.
Przyglądam się temu z uwagą, ale i przerażeniem, bo kompletnie nie mogę zrozumieć idei tej dyscypliny sportowej.
-Tak w zasadzie to komu kibicujemy?-pytam, spoglądając na chłopaka, który wciąż ogrzewa moje dłonie.
-Tym w czerwonych strojach,chociaż zdaje się, że tamci drudzy to drużyna z twojej uczelni...
Drużyna z mojej uczelni? Więc na boisku musi być właśnie Jamie!
Może dlatego pytał, co robię po południu. Przecież sama chciałam obejrzeć jego pierwszy mecz w zespole.
Staram się odszukać go wzrokiem, co okazuje się jednak bardzo trudne, gdyż zawodnicy mają na głowach specjalne kaski przysłaniające również twarz.
Chwilę później ludzie na trybunach podrywają się z miejsc i szaleją, krzycząc i machając szalikami, a ja zupełnie nie wiem, o co chodzi.
-Jest punkt!-informuje mnie uradowany Michael, zapewne widząc moją zniesmaczoną minę-Zdaje się, że kolesie z twojej uczelni nieźle dziś oberwą. To świeżaki. A widzisz tamtego z numerem 17 na koszulce? O własne nogi się przewraca.
Przyglądam się mężczyźnie wskazanemu przez Michaela, a ten wydaje się dziwnie znajomy. Do tego ten numer na koszulce,17...
Tak, to numer numer należący do Jamiego! Pokazywał mi kiedyś tę koszulkę!-Nie wszyscy są wyjątkowo wysportowani-odrzucam w obronie kolegi.
-To po co pchają się do drużyny rugby?-prycha.
Kręcę głową.Czy zawsze osoba Jamesa musi wywoływać między nami spory, nawet jeśli Michael nie jest świadomy tego, że rozmawiamy o moim koledze?
Resztę meczu spędzam nie odzywając się ani słowem. Michaelowi najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo przejęty był emocjonującymi rozgrywkami.
Ostatecznie drużyna z mojej uczelni przegrała 37:14.
Jamie opuścił boisko już w połowie meczu, zaraz po tym jak został brutalnie skopany. Mam nadzieję,że nie przyjdzie na zajęcia z podbitym okiem.Wychodzimy ze stadionu jako jedni z ostatnich, bo Michael rzekomo nie chciał się przepychać. W rzeczywistości chodziło o to, by móc trochę dłużej nacieszyć oko i popatrzeć na murawę. Stadion dla facetów jest jak plac zabaw dla dzieciaków.
-Amanda?-słyszę za plecami.znajomy głos. Odwracam się.
-Cześć Jamie-całuję go w policzek.
Chłopak ma lekko zaczerwieniony prawą powiekę i zawinięty lewy nadgarstek.
-Pięknie wyglądasz-uśmiecha się.
-Nic Ci nie jest?-cofam się o krok,do czego zmusza mnie Mike, który łapie moją dłoń i przyciąga do siebie.
-Przeżyję-uśmiecha się i spogląda na mojego towarzysza.
-Nie przywitasz się?-teraz oboje patrzymy na Michaela.-Cześć,jak się masz? Widzę, że nie najlepiej-odzywa się wreszcie, lecz nie w sposób, w który bym chciała.
Jamie też to wyczuwa.-Mam kumpla w klinice, załatwić Ci wizytę? Albo nie, mam lepszy pomysł!-unosi palec do góry-Pakiet Ci załatwię! Chirurg i psychiatra, bo widzę, że nie potrafisz zrozumieć, że Amanda jest już zajęta.
-Michael!-próbuję go uspokoić. Nie chcę, by doszło do rękoczynów.
-Nie wiem, o co Ci chodzi-Jamie śmieje się kpiąco.
-Nie wiesz?-Mike robi krok w przód.
-Słuchaj, koleś-James również zbliża się o krok-Nie mam ochoty na przepychanki, więc zejdź mi z drogi.
-No tak-prycha Michael-Już wystarczająco Cię dzisiaj poturbowali.
-Przestańcie-wyrywam dłoń Michaelowi i staję między nimi-Zachowujecie się jak dzieci!
-Na nas czas-Mike ponownie łapie moją dłoń-Chodź, szkoda czasu.
-Do zobaczenia jutro-krzyczy za mną James.
Wychodzimy na parking i zatrzymujemy się przy motocyklu chłopaka.
-Co to miało być?-naskakuję na niego.-Jego zapytaj!
-Jego, tak? Jeszcze chwila i byś mu przyłożył,Michael!
-Szkoda pięści, kotku-obejmuje mnie w pasie.
-Przestań, wracam do domu.
-W takim razie wskakuj-siada na motor i klepie miejsce za sobą.
-Wrócę taksówką-rzucam. Udaje mi się przejść zaledwie kilka kroków, nim Michael zatrzymuje mnie.
-Przestań się dąsać-całuje mnie w czoło-No dobrze, przepraszam, trochę mnie poniosło,hm?-unosi kciukiem mój podbródek i zmusza, bym spojrzała mu w oczy.
Całuje mnie delikatnie w usta. Uśmiecham się, bo on się uśmiecha. Nasze dłonie się splatają.
-Wracamy do domu.
Gwałtownie łapie mnie za biodra i sadza na kuchennym blacie. Zawartość szklanki, którą trzymam w dłoni rozbryzguje się na podłogę. Oblizuję spierzchnięte od pocałunków usta. Michael opiera dłonie o szafkę po obu stronach mojej głowy i zbliża się na tyle, że nasze nosy się stykają. Oddycha ciężko i patrzy prosto w moje oczy.
-Jesteś taka piękna-szepcze i znów mnie całuje, jednocześnie ściągając ze mnie koszulkę.
Następnie bierze mnie na ręce i nie nim zdążę otworzyć oczy, jesteśmy już w sypialni. Jego ręce błądzą po całym moim ciele, jego usta pieszczą rozgrzaną skórę, a oczy hipnotyzują. Mam nadzieję, że to nie sen.
Czeeść wszystkim!
Dodaję, późno, ale jest :)
Dobrej nocy, kochani ;)
CZYTASZ
Give me love
Romance-Stoję teraz blisko niego,tak blisko,że czuję ciepło jego ciała,jego zapach.Cholera,ten zapach!Orzeźwiający żel pod prysznic i...Czyżby Armani?Tak,tą cudowną woń poznałabym wszędzie. Stawiam na blacie kolorowy kubek i w tej chwili czuję czyjeś ręce...