Rozdział XXV

23K 1.1K 19
                                    

Jesteśmy w drodze już od pół godziny,kiedy dzwoni mój telefon.
To Eliza.Wyłączam radio i odbieram.
-Cześć Amy-wita mnie uradowana.
-Cześć,co słychać?
-Zaraz opowiem Ci wszystko osobiście,bo właśnie wysiadam z pociągu.Jesteś w domu?
-Nie,ja...
Zupełnie nie wiem,co mam jej powiedzieć.Chyba nie to,że jadę na przyjęcie do rodziców Michaela w charakterze jego dziewczyny.
Myśl,Amando,myśl...
-Jadę na weekend do mamy-rzucam.
-Szkoda-jej głos błyskawicznie się zmienia.Nie słyszę już takiego podekscytowania-Chciałam zrobić Wam niespodziankę.Michael jest pewnie w pracy,więc...
-Nie,pojechał do rodziców.

Boziu,przez Michaela i jego pomysły muszę okłamywać nawet własną przyjaciółkę!

-Do rodziców?Nie jeździ tam zbyt często,coś się stało?
-Mają rocznicę ślubu.Na ile zostajesz?
-Jutro wieczorem mam pociąg powrotny.Przyjechałam tylko po dodatkowe rzeczy,bo muszę zająć się babcią.W poniedziałek wychodzi ze szpitala i nie mogę pozwolić,żeby była w domu sama.Przynajmniej na razie.
-Rozumiem.Szkoda,że się minęłyśmy-wzdycham.
Naprawdę mi jej brakuje.
-Pozdrów ode mnie swoją mamę i odezwij się jak dojedziesz.
-Jasne,dzięki.Do usłyszenia!
-Całuję,pa.
Rozłączam się i patrzę na chłopaka.
Czuję się jak ostatnia świnia wciskając takie kity najlepszej przyjaciółce.
Mike chichocze cicho.
-Niezła z Ciebie bajerantka-kładzie swoją dłoń na moim nagim kolanie.
-Wszystko przez Ciebie-strącam jego rękę i krzyżuję nogi-Od razu wiedziałam,że ten pomysł jest głupi.
-Dobrze na tym wyjdziesz.
-Tak,pamiętam.Mam do wykorzystania jedno życzenie-wlepiam wzrok w szybę.
-Myślałaś już nad tym?
-Jeszcze nie-wzruszam ramionami.
-Mam dla Ciebie jeszcze coś-jego słowa sprawiają,że odwracam głowę i znów skupiam wzrok na nim.
-Co takiego?
-Dostaniesz przed przyjęciem-śmieje się,widząc moje rozczarowanie.
-Dopiero jutro?
-Mhm.
-Do jutra umrę z ciekawości-kładę dłoń na jego barku-Nie bądź taki!
-Nie ma mowy,że dostaniesz to wcześniej-wytyka mi język.
-Świnia-skupiam się na widokach za oknem.
Po chwili jednak znów czuję jego dłoń na swoim kolanie i zerkam na niego z ukosa.
-No co?-znów ten uśmiech-Mógłaś nie wkładać tej sukienki.
-Masz rację-mówię ironicznie-Nastepnym razem założę kombinezon.O wiele trudniej będzie Ci się do mnie dobrać.
-Nie ma rzeczy niemożliwych,kotku-uśmiecha się pod nosem,sunąc wzdłuż mojego uda.
-Ty lepiej patrz na drogę.Wolałabym dotrzeć w jednym kawałku-podgłośniam muzykę i odwracam głowę,naciągając sukienkę tak,by zakryła moje kolana.
Lepiej będzie,jeśli przestanę go rozpraszać,nawet jeśli robię to nieświadomie.

Mijamy małe miasteczka,a w tle widać porośnięte pagórki,które tworzą ciekawy krajobraz.
Michael odzywa się dopiero,kiedy docieramy do jednego z większych miast tego stanu.
-Jesteśmy w Lawrenceville-mówi-Przed nami jeszcze połowa drogi,może wstąpimy gdzieś na kawę?
-Mhm-mruczę tylko,zachwycając się urokami tego miejsca.
-Starbucks?
-Może być.

Parkujemy naprzeciw kawiarni.Michael otwiera mi drzwi samochodu i łapie moją dłoń.Nasze palce się splatają,a mnie ogarnia poczucie bezpieczeństwa.
Wchodzimy do środka i zajmujemy wolny stolik.
-Czego sobie życzy moja dziewczyna?-Michael spogląda na mnie z radością w oczach.
-Nie podlizuj się-wytykam mu język-Mrożoną latte poproszę.
-I czekoladową muffinkę?-porusza brwiami-Wezmę dwie.
Znika i po chwili wraca z przepyszną kawą mrożoną i słodką babeczką.
-Można powiedzieć,że się zrekompensowałeś-gryzę muffinkę.
-A to niby za co?
-Za całokształt-wzruszam ramionami-Potrafisz mnie zdenerwować jak nikt inny.
-Zrekompensować to ja się mogę wieczorem-nachyla się nad stolikiem i szepcze-Kiedy znów będziemy sami...
-Nie wiem o czym mówisz-uśmiecham się i odwracam głowę.
-Jeszcze będziesz mnie o to błagać,kotku.
-Nie bądź tego taki pewien.

Jak ja kocham się z nim przekomarzać!

Kończymy jeść muffinki i z kawą w ręku wracamy do samochodu.Czeka nas jeszcze trochę drogi,więc szkoda czasu.
-Opowiedz mi jakąś śmieszną historię z twojego dzieciństwa-mówię nagle i chyba trochę go zaskakuję.
-O nie,nie dam Ci powodu do nabijania się ze mnie przez kilka następnych dni-kręci głową.
-Historia za historię.
-Zgoda,Ty pierwsza.
-Nie,Ty!Słucham-prostuję się na fotelu i uśmiecham szeroko,chociaż jeszcze nawet nie zaczął opowiadać.
-Kiedy byłem mały,posiadałem niezwykłą zdolność połykania powietrza,dzięki czemu wygrywałem wszystkie zawody w bekaniu kładąc kumpli na łopatki.Wszystkie dziewczyny były moje-śmieje się,a ja się wzdrygam.
-To było obrzydliwe,a nie śmieszne.
-Masz rację-chichocze-Twoja kolej,chcę usłyszeć coś obrzydliwego.
-Zgoda-uśmiecham się-Kiedy miałam jakieś siedem lat,ciotka często przyprowadzała do nas swoją córkę.Strasznie jej nie lubiłam i kiedyś poczęstowałam ją starymi nuggetsami,które od miesiąca tkwiły w moim plecaczku po wycieczce do McDonald's z bratem.Ona oczywiście zjadła wszystko i przez kilka dni cierpiała na grypę żołądkową,więc ja miałam spokój.
-Ale z Ciebie była zimna suka-śmieje się.
-Chcę usłyszeć coś jeszcze-wpatruję się w niego.
Lubię,kiedy coś opowiada.
-Kiedyś,w sumie kilka lat temu,jechałem metrem na gapę i pech chciał,że akurat sprawdzano bilety.
Kiedy kontroler zorientował się,że nie mam biletu,poprosił o moje dane,żeby wystawić mandat.Podałem mu imię i nazwisko mojego ojca i kilka dni później tato wszedł do domu informując nas,że dostał mandat,a przecież nigdy nie jeździ środkami komunikacji miejskiej!Żałuj,że nie widziałaś jego miny!Musiałem się bardzo mocno powstrzymywać,żeby nie wybuchnąć śmiechem.
-Niezłe z Ciebie ziółko-kręcę głową.
-Tylko nikomu ani słowa!To nadal moja tajemnica-posyła mi czarujący uśmiech.
-Oczywiście!
Ciekawa jestem ile jeszcze poznam takich jego sekretów i w którym momencie dopuszczę do siebie myśl,że na dobre się w nim zakochałam.Póki co próbuję z tym walczyć.

Cześć kochani :)
Oto kolejny rozdział,mam nadzieję,że nadal ze mną jesteście.Czekam na wasze opinie! :)

Give me loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz