Rozdział XLVI

17.4K 1.1K 64
                                    

Amanda

Wzdycham i zrezygnowana zamykam laptopa.

Od dwóch godzin bez rezultatu próbuję znaleźć jakieś niedrogie mieszkanie niedaleko uczelni. Na tę chwilę nie natknęłam się na żadną ciekawą ofertę. Zresztą, czego ja się spodziewałam? Mieszkanie kilkanaście metrów od centrum wynajmowane w pojedynkę nie może być niedrogie.
Biorę łyka wody i zerkam na zegarek.
Minęła czternasta, a właśnie o tej miałam być w parku.
-Idę na spacer, mamo-rzucam przed wyjściem-Zamknij za mną drzwi.
Moja rodzicielka siedzi na kanapie z teczką pełną papierów na kolanach i intensywnie coś czyta. W odpowiedzi burczy coś pod nosem.
Zakładam buty i wychodzę na zewnątrz.
Mój dom znajduje się zaledwie dwie przecznice od parku, więc lada chwila jestem na miejscu.
Christian też już jest, znów ma bose stopy zatopione w piasku.
Huśta Madison i macha mi na powitanie.

-Zdejmuj buty i chodź do nas-woła.

Robię jak polecił i chwilę później czuję ciepły piasek pod stopami. Uwielbiam to uczucie.

-Cześć Madison-gładzę ją po głowie.

Mała uśmiecha się do mnie uroczo.

-To jak? Zjeżdżalnia jest nasza-bierze siostrę na ręce i ruchem głowy wskazuje kierunek, w którym mamy się udać.

Razem z Madison wchodzę na górę, gdyż Christian zdecydował, że będzie nas chronił przed upadkiem na piasek, co mi osobiście nie przeszkadza.
Pomagam Madison bezpiecznie się usadowić, a gdy przychodzi kolej na mnie, cieszy mnie to chyba bardziej niż tą półtoraroczną dziewczynkę.
Mam świadomość, jak to wygląda, jednak nie przejmuje się tym.
Pierwszy raz od naprawdę dawna coś sprawia mi radość...



Michael

Dłużej nie wytrzymam. Muszę ją zobaczyć i mam nadzieję, że jest w domu. Nie po to jechałem przez całą noc taki kawał drogi, żeby pocałować klamkę.
Wysiadam z auta i po po raz kolejny zerkam na zapisany na kartce adres, który dostałem od Elizy. Chyba jestem na miejscu.
Pukam do drzwi i słyszę damski krzyk.

-Otwarte!

Naciskam klamkę i wchodzę do środka.

-Amy, to Ty? Coś krótki ten twój spacer-to głos pani Hudson.

Przemierzam długi korytarz i docieram do salonu.

-Dzień dobry!-witam się, a ona niemal podskakuje na kanapie, plamiąc białą bluzkę kawą.

-Przepraszam, nie chciałem pani przestraszyć.

-Nie szkodzi-wyciera chusteczką kawową plamę-Myślałam, że Amanda wróciła do domu. Poszła na spacer.

-Nie wie pani, gdzie mogę ją złapać?

-Na pewno jest teraz w parku. Lubi tam przesiadywać, ale co się stało, że przyjechałeś?-jest wyraźnie zaskoczona.

-Muszę z nią porozmawiać...-wzdycham.

-Wyglądasz na zmęczonego, może zrobię Ci coś do picia? Jesteś głodny?

-Dziękuję pani, ale chciałbym po prostu porozmawiać z Amandą. Tylko tyle.

Albo aż tyle-dodaję w myślach.

-Park znajduje się dwie przecznice stąd-tłumaczy-Może pójdę z tobą?

-Nie trzeba, ale dziękuję-szybko wychodzę na zewnątrz i idę we wskazanym kierunku.

Zdecydowałem, że nie będę jechał samochodem, skoro to całkiem blisko. Mam nadzieję, że tam będzie.

Amanda
Christian jest naprawdę sympatyczny. Chyba się polubiliśmy.
A do tego Madison. Ta mała jest tak urocza, że nie mogę przestać na nią patrzeć. Przez to coraz częściej przyłapuję się na tym, że zastanawiam się, jaką byłabym matką. Niedorzeczność.

-Madison chyba jest głodna-chłopak zerka na małą-Mogłabyś przez moment się nią zająć? Skoczę do sklepu po coś do jedzenia.

-Jasne-łapię jej małą dłoń-Pobujamy się, Madison?

Obdarowuje mnie słodkim uśmiechem.

-Zaraz wracam-Christian szybkim krokiem podąża w stronę najbliższego sklepu.

Chyba mi ufa. Musi ufać, skoro powierzył mi swój skarb, bo tak o niej mówi. Uśmiecham się pod nosem.
Wraca po upływie dziesięciu minut.

-Kupiłem ci sok-podaje mi niewielką, szklaną butelkę.

-Dziękuję, nie trzeba było-siadamy na ławce.

Przyglądam się jak Christian karmi Madison i właśnie wtedy słyszę, jak ktoś woła moje imię. Znajomy głos. Odwracam głowę i nie jestem w stanie powiedzieć, czy osoba, którą widzę, naprawdę tutaj jest, czy znowu mam chore omamy.

To Michael, idzie w moim kierunku.
Podnoszę się z ławki i staję jak wryta. Co on tutaj, do cholery, robi? Nie wydaje mi się, żebym była gotowa na to spotkanie, ale chyba nie mam już nic do gadania. Podchodzi blisko, zbyt blisko. Osacza mnie. Czuję się jak w klatce. Próbuje przytulić, ale robię krok w tył. Wpatrujemy się w siebie, a widok jego przekrwionych oczu mnie boli. Czy on w ogóle już nie sypia? Przyłapuję się na tym, że wciąż się o niego martwię.

-Możemy porozmawiać?-odzywa się po naprawdę długiej chwili ciszy.

-Chodźmy-wolę oddalić się od Christiana. Nie chcę, żeby słyszał tą rozmowę.

Idziemy powoli parkową alejką, nic nie mówiąc. Oddycham głośno, próbując opanować emocje. On znów jest obok mnie i z jednej strony mam ochotę uciec, a z drugiej złapać go za rękę.
Zatrzymuję się, kiedy on przystaje. Wzdycha głośno i najpierw patrzy mi w oczy, a później niespodziewanie przytula. Obejmuje mnie ramionami niezwykle mocno, a ja próbuję się mu wyrwać. Biję go, kopię, krzyczę i przezywam. Robię wszystko, by pozbyć się tego, co zalega w moim wnętrzu od tygodnia i cholernie je wyniszcza.
Michael jednak mnie nie puszcza, a pozwala się wyładować i kiedy nie mam już sił dalej się szarpać, całuje mnie w czoło.
Dotyk jego ust mnie pali, a jednocześnie działa kojąco.

-Uspokój się wariatko-szepcze-Jesteś dla mnie najważniejsza.



Hejka, trochę krótko, ale naszła mnie ochota na pisanie, a nie miałam zbyt wiele czasu, więc jest jak jest :)

Mam nadzieję, że się podoba :)

Give me loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz