XLII

18.7K 1.1K 93
                                    

Stoję na chodniku przed naszym blokiem.
Wciąż zastanawiam się, czy powinnam wejść do środka.
Jednak chcąc, nie chcąc, będę musiała to zrobić.
Nie mogę siedzieć Jamesowi na głowie przez cały czas, a do mamy nie pojadę bez podstawowych rzeczy, które zostały w mieszkaniu.

Wchodzę po schodach na górę i przystaję pod drzwiami. Wstrzymuję oddech, próbując wyłapać każdy szmer i pojedynczy hałas, który mógłby dobiec ze środka. Cisza.

Przekręcam klucz i powoli wchodzę do środka.
Nikogo nie ma, a na stole w kuchni leży biała kartka. To charakter pisma Michaela.
Zginam ją wpół i wsuwam do torebki. Wchodzę do sypialni i nie patrząc na rozbebeszone łóżko, biorę najpotrzebniejsze rzeczy.

Przed wyjściem ostatni raz rzucam okiem na mieszkanie. Panuje tu niemały bałagan, lecz nieco inny niż zwykle. Na blacie w kuchni stoi talerz z niedojedzonym śniadaniem i kilka pustych butelek po alkoholu, w salonie walają się męskie ubrania, a cały dom pachnie moimi ulubionymi perfumami.

W pośpiechu zamykam drzwi i zbiegam po schodach na dół.

Jamie cierpliwie czeka, a widząc mnie wysiada z samochodu i otwiera mi drzwi od strony pasażera.

-Jedziemy?

-Mhm-posyłam mu blady uśmiech.

Jedziemy już od czterdziestu minut, prawie się do siebie nie odzywając.

Nie mam ochoty na rozmowy i sięgam to torebki w poszukiwaniu wody.

Wypada z niej kartka i wtedy przypominam sobie, że to list, który zabrałam z mieszkania.


Amy,

Jeśli to czytasz, dziękuję.

Wiem, że cholernie mocno Cię zraniłem i nie ma słów, by opisać, jak bardzo tego teraz żałuję.

Pamiętasz to wszystko, co razem robiliśmy?

Do oczu nachodzą mi łzy, które już po chwili spływają po moich policzkach i robią plamy na kartce.

Mimo to czytam dalej...

Pamiętasz pierwszą przejażdżkę motorem?

Pierwszy wspólny spacer i kebab z budki starego Jinksa?

To, jak bardzo lubiłaś spać w moich koszulach?

A wspólny spacer w deszczu i nasz wieżowiec?

Pamiętasz, co Ci wtedy powiedziałem?

Żadne z tych słów nie było udawane, żaden z pocałunków nie był fałszywy i żadna z naszych wspólnych nocy nie była dla mnie tylko i wyłącznie atrakcją.

Chcę żebyś wiedziała, że każda chwila z Tobą była dla mnie wyjątkowa.

Nie chcę by to pozostało tylko wspomnieniem.

Nadal chcę zasypiać i budzić się przy Tobie.

Zrobię wszystko, żebyś mi wybaczyła.

Michael

Łzy nie przestają płynąć, a mnie zaczyna boleć głowa.

Te wszystkie wspomnienia sprawiły, że cholernie żałuję.

Żałuję tego, że poświęciłam tyle czasu komuś, kto nie zasługiwał na ani jedną minutę mojej uwagi.

-Co się stało?-pyta ponuro Jamie.

On pewnie też ma mnie już dosyć.

-Nic, nie ważne-ocieram policzki rękawem płaszcza.

Zgniatam kartkę i wyrzucam ją przez okno, a następnie uśmiecham się do chłopaka.

-Wysadź mnie na następnym przystanku, dalej pojadę autobusem.

-Oszalałaś? Nie zostawię Cię nigdzie w takim stanie.

-Jamie, jeśli chcesz mi pomóc, to wysadź mnie na tym cholernym przystanku!

-Nie ma mowy!-patrzy na mnie karcąco.

-To nie ma sensu, wysadź mnie!

-Nie!-nie odrywa ode mnie wzroku.

-Hamuj!-udaje mi się jeszcze krzyknąć, a później słyszę już tylko pisk opon i potworny huk...

Michael

Po raz setny wybieram numer Amandy. Nie odzywa się do mnie już trzeci dzień, ale wiem, że była wczoraj w mieszkaniu. Zniknął mój list i trochę jej rzeczy.
Już naprawdę tracę jakąkolwiek nadzieję, kiedy ktoś w końcu odbiera, lecz nie jest to Amy.

-Czego chcesz?-słyszę męski głos w słuchawce.

-Daj mi Amandę do telefonu.

-To nie jest teraz możliwe-jąka się.

-Nic mnie to nie obchodzi, daj mi ją do telefonu!-powoli zaczyna mnie wkurzać.

-Amanda leży w szpitalu na Parkway, jest nieprzytomna...

Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak szybko wybiegałem z domu.


Podchodzę do rejestracji i spoglądam na pielęgniarkę, która wypełnia jakieś papiery.

-A co z tą dziewczyną spod piątki?-pyta się drugiej, nieco otyłej pani w bieli.

-Ta z próby samobójczej?-kobieta podnosi wzrok znad teczki-Zmarła.

Serce zaczyna mi szybciej bić. Mam nadzieję, że nie mówią o Amandzie.

-Przepraszam. Przywieziono tutaj moją dziewczynę, Amanda Hudson-mówię nerwowo.

-Zgadza się-pielęgniarka sprawdza w komputerze-Leży na drugim piętrze, korytarzem do końca i w prawo.

-Ale zdaje się, że jest u niej chłopak-wtrąca druga.

-Ach, ta dzisiejsza młodzież-macha ręką, a ja czym prędzej biegnę we wskazane miejsce.

Wpadam do sali. Obok jej łóżka siedzi James. Ma obandażowaną głowę i lewą rękę w gipsie. Wstaje na mój widok.

-Nie powinieneś był tutaj przychodzić, ona nie chciałaby Cię widzieć-rzuca od razu.

-Skąd możesz wiedzieć, czego by chciała?-trącam go i podchodzę do Amy. Jest nieprzytomna, a do jej ciała przypięto dziesiątki kabelków.

Łapię jej dłoń i całuję delikatnie.

-To twoja zasługa, że teraz tutaj leży?-naskakuję na niego.

Widok mojej dziewczyny bezwładnie leżącej wśród tego całego szpitalnego gówna sprawia, że chce mi się walić pięścią w ścianę, krzyczeć, a może nawet zrobić coś o wiele gorszego.

-Zdaję się, że to przez Ciebie była w takim kiepskim stanie, więc lepiej będzie, jak już sobie pójdziesz.

-Gadaj, dlaczego jest teraz nieprzytomna!

-Mieliśmy wypadek...

-Człowieku, mogłeś ją zabić!-krzyczę na tyle głośno, że do sali zagląda lekarz.

-Panowie, co się tutaj dzieje? W sali może przebywać tylko jedna osoba!

-Panie doktorze-wychodzę za nim na korytarz-Co z nią będzie?

-A kim pan jest dla pacjentki?

-Jestem jej chłopakiem-patrzę na niego błagalnie.

-Jej życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo, ale wciąż nie jest dobrze. Czekamy aż się wybudzi-staruszek poprawia okulary i odchodzi.

Siadam na korytarzu i chowam twarz w dłoniach.

Jak ja mogłem do tego dopuścić?

Jak mogłem pozwolić na to, żeby mojej księżniczce stała się jakakolwiek krzywda?









Give me loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz