Rozdział XIII

24.8K 1.3K 33
                                    

Kochani,poznajcie Nancy! :)

Po powrocie ze spaceru Mike pomógł mamie wypakować walizki z bagażnika jej samochodu i wnieść je do mieszkania.
Ja i Nancy zajęłyśmy się natomiast kolacją.
Swoją drogą nie widziałam,że gotowanie z pięciolatką może być takie pouczające.
Nancy udzieliła mi jakże pasjonującego wykładu na temat polityki krojenia warzyw.Otóż w jej przekonaniu nie należy kroić pomidora tym samym nożem,którym uprzednio kroiliśmy żółtą paprykę,ale tym samym,który dotykał czerwonej już można.Ważne rolę bowiem odgrywają tutaj kolory.
Cały czas śmieję się w myślach,przypominając sobie minę Nancy,kiedy mi to tłumaczyła.Wygladała wtedy jak profesor Winterthur z mojego uniwersytetu.
Po zjedzeniu kolacji Mike zaproponował rodzince,by najzwyczajniej w świecie się zadomowiła,a ja zostałam,delikatnie mówiąc,wyrzucona ze swojego pokoju.Nancy stwierdziła bowiem,że potrzebuje przestrzeni osobistej i spanie w jednym łóżku,pff,w jednym pokoju(!) z mamą nie wchodzi w grę.Poza tym Mike powiedział,że skoro jesteśmy parą,to powinniśmy spać razem.Tak będzie wiarygodniej.
Musiałam więc opróżnić połowę mojej szafy i zrobić w niej miejsce na rzeczy Nancy.
Pani Kelly dostała w posiadanie rezydencję Elizy i takim oto sposobem stoję teraz przed łóżkiem Michaela w koszulce na ramiączkach i dresowych szortach,a on leży i patrzy na mnie łobuziersko.
-No wskakuj-odchyla kołdrę-Na co czekasz?
Wzdycham i zajmuję miejsce obok niego.
-Nie masz przypadkiem drugiej kołdry?-pytam,kiedy jego ciepłe stopy dotykają moich.Przechodzi mnie dziwny prąd.
-Nie-uśmiecha się wyraźnie zadowolony z zaistniałej sytuacji-Jezu,jakie Ty masz lodowate stopy!-wykrzykuje i natychmiast obejmuje moje nogi swoimi.
Jesteśmy teraz blisko.Zbyt blisko.
Robi mi się ciepło,a nawet gorąco.
Mike gasi lampkę i jest na tyle ciemno,że nie widzę jego twarzy.
-Aa!-piszczę,kiedy dźga mnie niespodziewanie w brzuch-Oszalałeś?
-Masz łaskotki?-znów to robi i teraz piszczę jeszcze głośniej.
Chwilę później gilgocze mnie już po całym ciele,a ja wiję się pod nim i próbuję tłumić krzyk.
-Michael-słyszymy nieśmiałe pukanie do drzwi i natychmiast zastygamy w bezruchu-Ja rozumieniem,że jesteście młodzi,ale obok śpi Nancy i...
-Przepraszamy-odzywam się zażenowana.
-Seksu nie będzie-wzdycha teatralnie Mike.
Uderzam go.Co za dupek,teraz jego mama myśli,że my...
W przedpokoju słychać oddalające się kroki,co oznacza,że pani Kelly poszła do siebie.
-Twoja mama pomyślała,że my naprawę...-dźgam go w rozgrzany tors.
-To chyba dobrze-kładzie dłonie na mojej talii i przyciąga do siebie-Jesteśmy bardziej wiarygodni.A teraz śpij,bo jutro trzeba stawić czoła nieokiełznanemu potworowi.
-Masz na myśli Nancy?-uśmiecham się.
-Mhm-burczy i chowa nos w moich włosach.
Polubiłam tą małą.Jest bardzo sympatyczna i taka szczera,że czasem aż się jej boję.Ale mimo wszystko to urocze dziecko.Michael też ją kocha,to wiadome.
Zastanawiam się,co on czuję.Co kryje się w jego sercu,głowie?
Leżę teraz opleciona jego silnymi rękami wokół talii i wsłuchuję się w spokojne bicie serca chłopaka.
Na karku czuję jego ciepły oddech.
Pierwsza noc z Michaelem,nie licząc tamtej po imprezie.
Umówmy się,że pierwsza noc,którą będę pamiętać.
Jest lepiej niż to sobie wyobrażałam.
Mike nie jest wcale taki zły.
W jego ramionach czuję się bezpieczna.
Pogrążona w rozmyśleniach zasypiam.

Budzi mnie krzyk Nancy,która wygłasza coś niezrozumiałego dla niewtajemniczonych.
Otwieram oczy.Nancy siedzi na skraju łóżka i uśmiecha się widząc,że się budzę.Jest ubrana,a na głowie ma dwa starannie zaplecione warkocze,co wskazuje na to,że pani Kelly też już nie śpi.
-Wstawaj śpiochu!-krzyczy mała i podskakuje na materacu.
Przeciągam się leniwie i patrzę na zegarek.
7:28?!!
Kto normalny wstaje o takiej godzinie w sobotę?!
Trzeba było mnie uprzedzić,że mamy do czynienia z rannymi ptaszkami.Oby pani Kelly nie pomyślała sobie,że jestem leniwa.
Podnoszę się i wkładam koszulę Michaela,leżącą obok łóżka.Skoro jestem jego dziewczyną,to mi wolno,prawda?
Nancy łapie mnie za rękę i ciągnie do kuchni,ogłaszając całemu światu,że udało jej się mnie obudzić.
Mamy Michaela nie ma jeszcze w kuchni.
-Cześć skarbie-wita mnie Mike,cmokając w policzek.
-Tylko tyle?-zakładam ręce na biodra,po czym oplatam go wokół szyi i całuję namiętnie.
Chyba trochę go zaskoczyłam.
-Trzeba było tak od razu-śmieje się i przytula mnie mocno.
-Trzeba było mnie obudzić-szepczę mu do ucha.Mam świadomość,że przy stole siedzi Nancy i obserwuje nas z uwagą.
-Przed chwilą wstaliśmy-stawia na stole dzbanek ze świeżo zaparzoną kawą-Nancy,zawołaj mamę.
Dziewczynka znika posłusznie w salonie.
-Nie zdążyłam się nawet ogarnąć przed śniadaniem-burzę się,przeczesując włosy palcami.
-Daj spokój,w mojej koszuli wyglądasz wystarczająco seksownie-pociąga za koniec materiału.
Po chwili do kuchni wraca Nancy,ciągnąc za rękę Veronicę,tak samo jak przed momentem ciągnęła mnie.
-Dzień dobry-mama Michaela obdarowuje mnie szczerym uśmiechem.Mimo to mam wrażenie,że wciąż myśli o nocnym incydencie.Jest mi głupio,a jej przenikliwy wzrok sprawia,że piecze mnie skóra.
-Dzień dobry,jak się spało?-zajmuję miejsce naprzeciw pani Kelly.Chcąc,nie chcąc,będę narażona na to przeszywające spojrzenie.
-Dobrze,dziękuję-nalewa sobie kawy i co chwila zerka to na mnie,to na Michaela-A Wam?-mocno akcentuje ostatnie słowo.
-Prawie doskonale-odpowiada Mike z nutą ironi.
-W takim razie przepraszam,jeśli Wam przeszkodziłam-Veronica podaje córce szklankę z sokiem pomarańczowym.
-Nie,pani źle to zrozumiała,my tylko...-zaczęłam zakłopotana.
-Amy,daj spokój-przerwał mi mój "chłopak"-Jesteśmy przecież dorośli.
-Owszem i naprawę cieszę się,że mój syn ma taką fajną partnerkę-kobieta gładzi moją dłoń,a ja uśmiecham się tylko zażenowana.
Po jaką cholerę ten Michael się odzywa?
Nancy przygląda się całej sytuacji i tylko czeka,by rzucić coś,co mnie dobije.W jej oczach tańczą radosne chochliki.
-Ja też słyszałam,jak Amanda piszczała!-rzuca.
To dziecko jest zdecydowanie zbyt bystre.
-Gadaj,co jej zrobiłeś!-przyjmuje bojową postawę w stosunku do brata.
-Nic czego by nie chciała-Mike uśmiecha się głupio.
Kopię go pod stołem.
Jego mama znów wierci mi dziurę w czole.Mam ochotę go zabić.Serio,zginiesz Michael,kiedy tylko zostaniemy sam na sam!
-No chyba,że uprawialiście seks-odzywa się Nancy,jakby to słowo w ustach pięciolatki było czymś zupełnie zwyczajnym.Nastaje chwila ciszy i wszyscy skupiają wzrok na dziewczynce.
-A skąd Ty znasz takie słowa?-odzywa się Michael,upijając trochę soku ze szklanki dziewczynki.Mała klepie go po ręku.
-Oglądałam taki program...-zaczyna.
-Od dzisiaj szlaban na telewizję!- natychmiast przerywa jej pani Kelly,lekko zdenerwowana.
Kto wie,co dokładnie pokazywał owy program?
-Powinnaś się cieszyć,mamo-mówi zwyczajnie Mike-Przynajmniej nie będziesz musiała sprzedawać jej bajeczek o bocianach i kapuście.

Uśmiecham się pod nosem.Co za zwariowana rodzinka.

-Koniec tematu,Nancy jedz!-mówi wreszcie Veronica.
-Nie będę jadła jajecznicy-dziewczynka zatyka nos-I na dodatek Mike ją zrobił!
Chłopak wytyka jej język.
Śmieję się cicho.Kochające się rodzeństwo,hm?
-W szafce obok lodówki są płatki-mówię półszeptem.
Uradowane dziecko od razu rusza w tamtym kierunku i wraca z pudełkiem miodowych krążków.
-Ratujesz mi życie-mówi mała,po raz kolejny wywołując uśmiech na mojej twarzy-Michael przecież nie potrafi gotować!
-A właśnie,że potrafię!-chłopak napełnia mój talerz,a następnie swój.
-Uważaj,bo uwierzę!-Nancy zakłada jeden z miodowych krążków na najmniejszy palec.
-Amanda,broń mnie-bezradny Mike patrzy w moim kierunku.
-Trochę umie-decyduję się mu pomóc-Czasem robi mi śniadanka,kiedy idę na uczelnię.
-Nawet często!-zaznacza,unosząc palec wskazujący do góry-I odwożę Cię pod same drzwi.

O nie.Tak chce się bawić?Proszę bardzo!

-A później całujesz na oczach wszystkich-kończę.
-Chcę,żeby każdy wiedział,że jesteś moja-wzrusza ramionami i patrzy mi prosto w oczy.
Mówi serio?Jestem jego?Ma na myśli tylko i wyłącznie nasz udawany związek czy może chodzi o coś więcej?
Próbuję wyczytać coś z jego twarzy,ale bezskutecznie.
-Przestańcie pożerać się wzrokiem i jedzcie-upomina nas pani Kelly.
Wlepiam wzrok w talerz.Nie mam ochoty na jedzenie.
-Nancy jedz i zabieram Cię na spacer.Zostawimy tę dwójkę samą-puszcza córce oczko.
-A później Mike przewiezie mnie motorem?-mówi błagalnym głosem.
-Jak go ładnie poprosisz-Veronica zerka na syna.
-Proszę,proszę,proszę Mike!-składa ręce.Wygląda jak aniołek,co zupełnie różni się o tego,jaka w rzeczywistości jest Nancy.Ta mała ma zadziorny charakter i potrafi grać.Tak,w przyszłości może zostać naprawę dobrą aktorką albo adwokatem.Ma gadane,to trzeba przyznać.
-Motor to nie zabawka-Michael kręci głową.
-Mickey-mówi pieszczotliwie.
Mickey?Czy ja dobrze słyszę?
Myszka Mickey?
Wybucham gromkim śmiechem.Matka Mika robi to samo.
-Zginiesz-Michael mruży oczy.Zdaje się,że Nancy wie,co ją czeka,bo podrywa się z krzesła i ucieka do salonu.Po chwili słychać tylko krzyki i piski z sąsiedniego pomieszczenia.

-Nancy jest naprawę urocza-uśmiecham się do pani Kelly.
-I nieznośna-dodaje kobieta,przeczesując włosy-Zdecydowanie zbyt mądra jak na swój wiek.
-Mamo,ratuj!-dziewczynka wskakuje na kolana swojej rodzicielki i wytyka język starszemu bratu.
-Jeszcze Cię dopadnę-wygraża chłopak,popijając zimną już kawę.
-Chodź tu moja myszko Mickey-szczypię go w policzek,a on posyła mi mordercze spojrzenie.
Siada na krześle i przyciąga mnie tak,że ląduje na jego kolanach.
-Nancy,na nas już czas-Veronica podrywa się z krzesła i łapie za rękę córkę.
-Pójdziemy do tej ciastkarni z różowymi donutami?
-Pójdziemy-kobieta uśmiecha się czule.
Ma do tej małej anielską cierpliwość.Widać,że bardzo ją kocha.
Mimo,że między Nancy,a Michaelem jest jakieś osiemnaście lat różnicy,jej macierzyńska troska nie wygasła.Zazdroszczę pani Kelly opanowania.Mnie z pewnością by tego brakowało,jeśli chodzi o takie żywiołowe dziecko,jakim jest Nancy.Ciężko jej wysiedzieć pięć minut w bezruchu,a nic nie mówiąc nie wytrzyma nawet dwóch!
Patrzymy z Mikiem,jak jego mama i siostra wychodzą na klatkę schodową i zamykamy za nimi drzwi.
Zostaliśmy sami.

-Chwila odpoczynku-wzdycha Michael i opada na kanapę.
-Od udawania?-siadam obok niego,a on obejmuje mnie ręką.
-Od mojej nieustępliwej siostrzyczki.Dziękuję,że jesteś tu ze mną-szepcze.
-Nie ma za co moja myszko Mickey-śmieję się,a on dźga mnie palcem w brzuch,uaktywniając moje łaskotki.

Kochani,miłego długiego weekendu Wam życzę! :D
P.S.Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze,to dla mnie ważne ;)

Give me loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz