Rozdział XIV

23.1K 1.2K 13
                                    

Veronica i Nancy wróciły dwie godziny później.
Przez ten czas zdążyliśmy z Michaelem posprzątać po śniadaniu i obejrzeć jeden z horrorów,na co nalegał Mike.Szczerze mówiąc nie miałam zbyt wiele do powiedzenia,bo Michael po prostu przechwycił pilota i z szyderczym uśmieszkiem na ustach włączył to,na co miał akurat ochotę,a jak wiadomo,kto ma pilota,ten ma władzę.Zdaje się,że ta zasada obowiązuje w każdym domu.Michaelowi chyba podobała się zaistniała sytuacja,bo z chęcią przytulał mnie do siebie,kiedy walczyłam z własnym ciałem i umysłem,by nie wybiec z krzykiem.Swoją drogą nie rozumiem,jak można oglądać takie filmy dla relaksu.To irracjonalne.

Nancy,zaraz po przekroczeniu progu mieszkania,wbiega do salonu i siada na moich kolanach,pokazując mi,co udało jej się kupić.
-Byłyśmy w tamtej ciastkarni-mówi podekscytowana-Mam pyszne donuty-otwiera plastikowe pudełko-Dla Ciebie jest ten różowy z posypką,a dla Mika w czekoladzie.
-Dziękujemy-uśmiecham się do niej i wyciągam ciastko.
Michael także sięga po jedno,ale Nancy przycina mu palce pokrywką
-Obiecaj mi najpierw,że zabierzesz mnie na przejażdżkę motorem-mówi cwanie-Wiem jak bardzo lubisz ciastka w czekoladzie...
Sprytna z niej bestia.
-W porządku,niech Ci będzie-wzdycha chłopak,a Nancy otwiera pudełko i uśmiecha się zadowolona z tego,że znów udało jej się postawić na swoim.
Mistrzyni negocjacji!
Veronica stawia na stoliku kolorową torbę i patrzy wymownie na Michaela,który pożera ciastko,brudząc się przy tym jak małe dziecko.
-Masz tu wąsy-dotykam miejsca tuż nad jego ustami i śmieję się.
-Gdzie?-patrzy na mnie figlarnie.
-Tutaj-znów dotykam czekoladowego śladu,a on otwiera usta i wkłada mój palec do buzi,ssąc delikatnie.Uśmiecham się wiedząc,że pani Kelly przegląda nam się z zadowoleniem.
-Różowy lukier jest jednak całkiem smaczny-komentuje chłopak,a ja śmieję się,trącając go.
-Ach chłopcy...-wzdycha pani Kelly-Oni nigdy nie dorosną.
-Mhm-przyznaję jej rację-Tylko zabawki zamieniają na większe.
-I bawią się inaczej-wtrąca Mike,oblizując starannie usta.
Moje duże dziecko.
-Może tak z łaski swojej pomógłbyś mi z tymi zakupami?-Veronica tupie nogą.Swoją drogą bardzo dobrze się prezentuje jak na kobietę po czterdziestce.Ma nienaganną figurę,zdrowo wyglądające włosy do ramion i piękny uśmiech,który odziedziczył po niej Michael.
Ciekawe jaki jest jego ojciec.Strasznie chciałabym go poznać.
-Tak jest,pani komendant!-Mike staje na baczność i śmieje się pod nosem.
Po chwili razem z Veronicą wychodzi do kuchni.
-Powiedz mi,jak Ty z nim wytrzymujesz?-odzywa się Nancy,która kończy właśnie jeść swojego donuta.
-Nie jest taki zły-wzruszam ramionami.
-Musisz go wychować-oblizuje palce i zerka na mnie swoimi bystrymi oczkami.
-Słucham?-kąciki moich ust unoszą się delikatnie.
-Lea mówi,że chłopaka trzeba sobie wychować.No wiesz-gestykuluje-Żeby się Ciebie słuchał.
-No tak-nie mogę powstrzymać śmiechu-Lea to twoja koleżanka z przedszkola?
-Chodzę już do szkoły!-burzy się-A Lea to moja przyjaciółka.
-Bardzo mądra-zaznaczam i zaciskam usta,by znów nie wybuchnąć śmiechem.
Pięciolatka właśnie poradziła mi,żebym wychowała sobie faceta!
W sumie bardzo przydatna rada.Gdybym chciała naprawdę związać się z Michaelem,chyba musiałabym poświęcić sporo czasu,żeby go "naprawić".Ale ja i Mike? Nie,to głupie!
-Dobrze się uczysz?-zagaduję.
-Lepiej już nie można!-zakłada nogę na nogę,oglądając swoje białe rajstopki.
-Samochwała-trącam palcem wskazującym jej zadarty nosek.
-Grunt to pewność siebie!
-Lea Ci to powiedziała?-poprawiam włosy i zerkam na dziewczynkę.
Ma poważny wyraz twarzy.Wydaje się być taką "małą dorosłą",a jednocześnie ma w sobie dziecięcy urok.Jest niesamowita.
-Paul McKenna-wstaje-Idę przypomnieć Michaelowi o jego obietnicy!

Mała oczywiście nie zamierzała odpuścić i kwadrans później Michael zabrał ją na obiecaną przejażdżkę motorem.
Siedzę w salonie w towarzystwie pani Kelly,która uważnie mi się przygląda,jakby chciała zobaczyć coś,czego nie udało jej się dostrzec wcześniej.To trochę krępujące.
-Wiesz,muszę Ci się do czegoś przyznać-zaczyna kobieta.
Patrzę na nią z zaciekawieniem.
-Zawsze kiedy odwiedzałam Michaela,miałam cichą nadzieję,że wkońcu sobie kogoś znalazł-kontynuuje-Podejrzewałam nawet,że jest gejem-uśmiecha się.
-Michael gejem?-wybucham śmiechem.
Chłopak wspominał mi,że matka podejrzewa go o homoseksualizm,ale myślałam,że zwyczajnie przesadza.Veronica chyba nie zna swojego syna zbyt dobrze,a bynajmniej nie od tej strony.
-Całe szczęście się myliłam-oddycha z ulgą-Nie mógł trafić lepiej.Jesteś wspaniała-uśmiecha się.
Takie komplementy z ust jego mamy?Czuję,że się rumienię.
-Chyba nie masz nam za złe,że zwaliłyśmy się wam na głowę?
-Jasne,że nie!-niemal wykrzykuję-Bardzo nam miło.
-No ale będziemy mieli okazję się odwdzięczyć-Veronica poprawia włosy-Organizujemy z mężem przyjęcie z okazji dwudziestej piątej rocznicy naszego ślubu i oczywiście jesteście zaproszeni-mówi z uśmiechem na ustach.
-Dziękujemy-mówię tylko,bo nie mam pojęcia,jak zareagować,a poza tym nie wiem,co na to Michael.Ponoć nie lubi rodzinnych uroczystości,ale to rocznica ślubu jego rodziców...Powinien być.Powinien chcieć być.
-To nie fair!-krzyczy rozzłoszczona Nancy,wchodząc do domu.
Tuż za nią podąża Mike,śmiejąc się.
-Już wróciliście?-pyta pani Kelly,poprawiając kołnierzyk bluzki dziewczynki.
-Michael mnie oszukał!-mała siada oburzona na kolanach mamy.
-Wcale nie-broni się chłopak,zajmując miejsce obok mnie-Przecież Cię przewiozłem!
-Wokół bloku-krzyżuje ręce na piersi.
-A co Ty myślałaś?-prycha chłopak-Motor to nie zabawka!
-Michael ma rację,Nancy-Veronica gładzi pięciolatkę po głowie-To trochę niebezpieczne,skarbie.

Mała robi obrażoną minę i patrzy spod byka na brata.

-Właśnie rozmawiałam z Amandą i zaprosiłam Was na przyjęcie z okazji rocznicy ślubu.Będziecie,prawda?
-Będziemy?-chłopak zerka na mnie i obejmuje ramieniem,całując w policzek.
-Będziemy-odpowiadam z uśmiechem,a Mike wtula się w moją szyję.Przyzwyczaiłam się już do tych wszystkich czułości z jego strony i muszę przyznać,że nawet mi się podoba.
-Chodź Nancy,pooglądamy kreskówki-pani Kelly prowadzi za rękę obrażoną córkę do salonu.
Michael chwyta moją dłoń i ciągnie do swojego pokoju,zamykając drzwi.

Chłopak kładzie się na łóżku,a ja siadam obok niego.
-Rodzina potrafi być męcząca-wzdycha.
-Twoja nie jest taka zła-kładę się na sąsiedniej poduszce,a on natychmiast się przysuwa i zanurza palce w moich włosach.Lubię,kiedy to robi.
-Nie miałem pojęcia,że matka organizuje jakieś przyjęcie.Wcale nie musimy tam jechać,jeśli nie chcesz-okręca jeden z kosmyków wokół palca.
-To ważny dzień dla Twoich rodziców-mówię,odwracając się do niego twarzą.
-Czyli?-zerka na mnie.
-Czyli powinniśmy być tam z nimi.
-Jesteś wspaniała-obejmuje moją twarz i przez chwilę wpatruje się w moje oczy,po czym składa na ustach delikatny pocałunek.Muszę przyznać,że trochę mnie zaskakuje.Przecież nie musi tego robić tutaj,kiedy jesteśmy sami,a jednak robi.
Kładę głowę na jego klatce piersiowej i wsłuchuję się w rytm bicia jego serca.Uwielbiam ten dźwięk.
Michael natomiast gładzi delikatnie moje włosy.
Leżymy tak nic nie mówiąc,a jedynie ciesząc się swoją obecnością.Michael potrafi być taki czuły i opiekuńczy jeśli tylko chce...Może jednak siedzi w nim namiastka wrażliwego mężczyzny?

No i stuknął nam czternasty!
Wiem,że trochę późno,ale miałam małe problemy z internetem ;c
Mam nadzieję,że się podoba.
Czekam na Wasze opinie! :)
Do następnego! :*

Give me loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz