Rozdział XI

26.8K 1.1K 59
                                    

Na górze Amanda i Jamie... :) Nie zabijajcie :*

Michael
Stoję za barem i przecieram ogromne kufle mokrą ściereczką.
Wciąż myślę o Amandzie.
Najpierw mnie odpycha,później całuje.Chodząca zagadka.
Intryguje mnie,nawet bardzo i na dodatek rozpala.Tak,w tym jest zdecydowanie najlepsza.
-Cześć Mike-słyszę dobrze mi znany,przesłodzony damski głos.
Zerkam na kobietę siedząca na barowym krześle naprzeciw mnie.
To Patricia,rudowłosa,młoda laska,która często tutaj bywa.
-Cześć-odpowiadam obojętnie i wracam do wykonywanej czynności.
-Co Ty taki nie w sosie?-zbliża się i przeczesuje moje włosy.
-Podać coś?-cofam się o krok i odwracam,by poustawiać czyste szkło.
-Możesz zrobić mi jakiegoś drinka-uśmiecha się słodko-Takiego jak zwykle,z karteczką gdzie i o której.

Z Patricią łącza mnie,albo łączyły-sam nie wiem,jedynie relacje seksualne.To znaczy spotykaliśmy się wtedy,kiedy oboje mieliśmy na to ochotę.Nic poza tym.
Najczęściej były to piątkowe wieczory,gdy kończyłem pracę,ale czasem widywaliśmy się nawet kilka razy w tygodniu.Czekała na mnie pod barem i jechaliśmy do hotelu.
Rano każde szkło w swoją stronę i to było na tyle.Nigdy za nic jej nie płaciłem,bo nie o to w naszej relacji chodziło.No może czasem kupiłem jej nową bieliznę,którą zakładała na nasze spotkania.Nic więcej.

Podaje jej kolorowego drinka i zerkam z ukosa.
-A karteczka?-starannie ogląda szklankę-Aa,rozumiem.Tym razem ja proponuję?
-Nie Patty,nic z tego nie będzie.Ani dzisiaj,ani nigdy,okej?-odwracam się tyłem do niej i ustawiam alkohol na półce tuż nad moją głową.
-Co jest kotek?
-Po prostu nie mam zamiaru więcej się z Tobą spotykać-fukam.
-Może przyjdę jutro.O której kończysz?
Cholera,czy ona nigdy się nie odczepi?
-To już nie Twoja sprawa-kątem oka dostrzegam,że przygląda nam się Matthew,kumpel obejmujący ze mną zmiany.
-Jeszcze za mną zatęsknisz-prycha i wychodzi,zostawiając nietkniętego drinka.

-Stary,co jest?-napotykam zdziwiony wzrok kolegi.Matt bardzo dobrze mnie zna i doskonale wie,że to nie w moim stylu.
-Nic-wzruszam ramionami-Strasznie irytująca laska.
-Napewno tylko tyle,czy może chodzi o tą ślicznotkę,z którą bawiłeś się tutaj ostatnio?Zaraz,zaraz jak ona miała na imię...A-a...-mruży oczy.
-Amanda-podpowiadam mu.
-No właśnie.Zdaje się,że wspominałeś coś,że z Tobą mieszka.
-To przyjaciółka Elizy-wzruszam ramionami-Nasza nowa współlokatorka.
-Bardzo atrakcyjna-porusza brwiami w zabawny sposób.
Zgadza się,Amy jest naprawdę świetna,ale do czego on zmierza?
-Owszem-odpowiadam i zerkam na niego.
-Dasz mi jej numer?-robi błagalną minę.Żartuje sobie ze mnie,prawda?
-Trzymaj łapy z daleka,jeśli chcesz mieć je całe-burczę.
Jak dla mnie to żaden powód do żartów.
-Ty z nią coś ten tego?-śmieje się-No dobra,najlepszemu kumplowi nie odbija się laski.
-Odwal sie-trącam go z bara-Lepiej zajmij się pracą-głową wskazuję na dwóch kolesi,którzy zajmują właśnie miejsca przy barze.

Amanda
Siedzę na korytarzu i wzrokiem wiercę dziurę w ścianie,a konkretniej w brzuchu namalowanemu na płótnie dyrektorowi uczelni,którego wizerunek zdobi jasno pomalowaną ścianę.Mężczyzna w średnim wieku z lekko posiwiałą czupryną uśmiecha się szczerze.
Nerwowo bujam nogami.Czekam na Jamesa,z którym,naprawdę nie wiem jakim cudem,znów się umówiłam.Omotał mnie swoimi opowieściami i komplementami,a kiedy się zorientowałam,już byliśmy umówieni na spacer.Od samego rana nie mogę się na niczym skupić.Toteż dlatego w większym stopniu udawałam,że słucham Jamiego,aniżeli faktycznie słuchałam.Dzięki temu właśnie czeka mnie,jak sądzę,bardzo długi spacer.
Rozglądam się wzrokiem szukając Jamesa.Poszedł załatwić potrzebne formalności,jeśli chodzi o drużynę sportową,do której się zapisał.Będzie grał w rugby.
Prycham cicho.
Jamie i rugby?Jakoś mi to do niego nie pasuje.On jest raczej spokojny,opanowany,może trochę skryty,a rugby to agresywny sport,z tego co widziałam w telewizji,bo na prawdziwym meczu nie miałam okazji być.Faceci rzucają się na jajowatą piłkę i wyrywają ją sobie z rąk,obijając przy okazji szczęki nie tylko przeciwnikom,ale również kolegom z drużyny.Nigdy nie mogłam zrozumieć,o co tak naprawdę chodzi w tym sporcie.
Przeszło mi przez myśl,że może James zapisał się tam,żeby stać się trochę bardziej dynamicznym,agresywnym...no nie wiem.Ale mniejsza z tym.
Dostrzegam,że chłopak zbliża się w moim kierunku,więc podnoszę się z wygodnego fotela.
-Wszystko załatwione-uśmiecha się-Możemy iść.
-To kiedy mogę przyjść na Twój mecz?-otwieram duże,szklane drzwi i wychodzimy na zewnątrz.
-Póki co muszę potrenować.Trzy razy w tygodniu.
-Grałeś już kiedyś?-pytam z czystej ciekawości.
-Nie,ale to chyba nic trudnego.

Give me loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz