{} 𝙼𝚘𝚓 𝙿𝚊𝚗 {} 𝙰𝚕𝚘𝚒𝚜 𝚡 𝙼𝚊𝚕𝚎 𝚘𝚌 (I)

74 10 5
                                    

Ktoś może mieć deżawu bo to z mojej starej książki z Kuroshitsuji. XD
______________________________

Nadal pamiętam moment, gdy ten stary śmieć, umarł. Chłopców szczęśliwie, wybiegających z posiadłości Tracy. Widziałem nawet, gdzieś tam mnie. Ale to była tylko, moja wyobraźnia.

Stałem z Panem, bo tak kazał do siebie mówić, w oknie jego nowego biura. Trzymał mnie kurczowo za ramię. Wtedy nie myślałem nad tym, ale po czasie wydawało mi się to, jakby strachem o to, że pobiegnę razem z nimi? Ucieknę? Sam nie wiem.

Przeczesałem moje blond włosy i ruszyłem do pracy. Z rana, jak codzień, pomagałem wyzyskiwać się hrabi. Oczywiście na rozkaz panicza. Odpowiadał mi taki bieg rzeczy, dostawałem dom i schronienie za pomoc. Jak miał bym wrócić na ulicę i głodować, to wolę już usługiwać temu... Właśnie, kim on był. Przybył tu przede mną. A jedyne czego się dowiedziałem, to to, że może być prawdziwym synem bo martwej już głowy rodu.

- Jak się dziś Pan miewa? - zapytałem z promiennymi uśmiechem.

- Pójdę przygotować śniadanie. - jego lokaj ukłonił się i wyszedł jak zwykle.

- Niewyspany. - powiedział niczym niezadowolone dziecko.

Momentami był naprawdę uroczy. Ale również często bywał, jakby to ująć... Nieobliczalny. Przypomnienie sobie o jego usposobieniu, wywiało u mnie ciarki.

- Może mi Pan opowie o tym, a ja w tym momencie, Pana uczesze? - odpowiedziałem odsuwając krzesło z toaletki.

Wstałał nie chętnie, i oparł się łokciem o blat. Patrzył się na mnie przez odbicie w lustrze. Widziałem to kontem oka, woląc nie dzielić losu z Hannah, unikałem jego wzroku.
Zacząłem delikatnie rozczesywać jego włosy. Czując nadal jego wzrok na sobie. Miałem wrażenie, że to jest wręcz błaganie o moją uwagę i o to, abym spojrzał mu w oczy.

- Miałem zły sen. - krótko i na temat. Jego grymas, stał się jeszcze bardziej wyraźny.

- Jeśli ma Pan ochotę, może mi o nim opowiedzieć. - znowu. Próba kontaktu wzrokowego.

- On... Znowu go widziałem. - zaczął drżącym głosem. - Był martwy.

- Rozumiem. Przykro mi, mogę coś zrobić, aby było Panu lepiej? - zapytałem, przestając go czesać.

Chwila ciszy. Widać, że się zastanawiał nad odpowiedzią.

- Czemu, nie zapytasz mnie, o kim mówię? - odwrócił się do mnie gwałtownie.

- Ponieważ, jeśli będzie miał Pan ochotę to mi opowie. Ale nie chcę, być zbyt wścibski. To Pana sprawa. Gdy będzie taka potrzeba, wysłucham Pana. - odpowiedziałem jak najprościej, aby źle mnie nie zrozumiał.

- Przytul mnie. - ta odpowiedzieć mnie zmyliła.

Był naprawdę stanowczy. Ale wiedziałem jak to może się skończyć. Zawsze tak było. Ktoś poza Faustusem go dotykał, czekała na niego kara. Zastygłem, wlepiłem swój wzrok w buty.

- Na co czekasz?! - wstał z krzesła - nie zrobię ci krzywdy. Zrób to!

Przytaknąłem głową, odłożyłem szczotkę i lekko go przytuliłem. On wtulił się we mnie. Byłem młodszy. Chyba... Ale on przy mnie wyglądał, tak niewinnie. Wtulił się we mnie, ledwo mogłem złapać oddech. Ale nie zaprzestawałem czynności. Poczułem jak wtula się w moje ramię. Był mojego wzrostu, więc jego włosy, laskotały mi twarz.

- Tak, bardzo za nim tęsknię... - był już w totalnej rozpaczy.

Pogładziłem go po włosach. Może i na zbyt dużo sobie pozwoliłem? Ale nie żałuję. Widać, że potrzebował tego. Lekko się uspokoił i oddalił się ode mnie.

- Dokończ. Szybko. Jestem głodny. - wytarł rękami oczy.

Skoczyłem a blondyn poszedł na dół a ja wziąłem się za sprzątanie. Rutynowa czynność sprawiała, że na chwilę mogłem zapomnieć o tej całej sytuacji.

Panicz miał dziś bal. Więc po skończonej czynności, wyruszyłem do krawcowej. Nowy strój pełen zdobień. Satyna łącząca się z koronką w biało, czerwono, fioletowym kolorze. Fioletowy. Ulubiony kolor Pana. Byłem już blisko, gdy zaczepił mnie jakiś młodzieniec. Kojarzyłem go. Był jednym z gości na ostatnim bankiecie wyprawianym, przez Pająka królowej.

- Muszę z tobą pogadać. - Zaciągnął mnie w jakiś zaułek.

- Panicz, wybaczy ale nie mam zbytnio czasu... I... - odpowiedziałem zakłopotany

- Tylko chwilę. Spokojnie, nie zajmie to zbyt długo. - wtrącił się jego nieprzeciętny kamerdyner.

- Victor. Tu jesteś. - usłyszałem znajomy głos.

- Claude? Co ty tu... - nie dokończyłem, bo mi przerwano.

- Panicz się niecierpliwił. Więc wysłał mnie po Ciebie. - kłamstwo. Czemu? Ponieważ, miało mnie nie być, około 4 godziny. Miałem dużo spraw do załatwienia.

Gdy okularnik podchodził do mnie, kamerdynerzy posłali sobie, groźne spojrzenia. Młody hrabia, był najwyraźniej mocno, z tego faktu, niezadowolony. Mężczyzna złapał mnie za nadgarstek i odciągnął od nich. Po zakończonych sprawach, zaczęliśmy wracać.

- Ja przepraszam... - odważyłem się cokolwiek powiedzieć. Wiedziałem, że może mi się dostać.

- Mówiłem Ci coś, pamiętasz? - spytał patrząc mi się w oczy.

- Żebym z nimi nie gadał, ani z nikim, kto jest jakkolwiek, usytuowany... Ale to oni mnie zaciągnęli i ja już chciałem im odmawiać, gdy przyszedłeś ty i... - mówiłem co raz szybciej. Zawsze tak miałem, w stresujących sytuacjach.

- Wiem. - znowu mi przerwał.

Resztę drogi przebyliśmy w ciszy. Dotarliśmy na miejsce. Pan Trancy, był już praktycznie gotowy. Najwidoczniej, nie może się doczekać. Ubrałem go i ponownie uczesałem. Odprowadziłem chłopaka do powozu, a nawet skusił bym się o stwierdzenie, że do karocy. Wyglądał na naprawdę drogi zakup. Wyczekałem aż pojazd zniknie za pierwszym zakrętem, jak to miałem w zwyczaju i wróciłem do rezydencji.

==============================
Pov. Alois
==============================

Wróciłem około po północy. Byłem naprawdę zmęczony, więc od razu nakazałem, przyszykować mi kąpiel.

- Ała! - wrzasnąłem, gdy Victor dotknął moich pleców.

Był naprawdę wystraszony. Rozbawiło mnie to a jeszcze zabawniejsze były jego przeprosiny. Doskonale wiedział, że nie zrobił mi żadnej krzywdy.

- No i co ja mam teraz z tobą zrobić... - powiedziałem z uśmiechem.

- Ja... Przepraszam. - widziałem jak łzy napływają mu do oczu.

- Nie ma z tobą zabawy... - mruknołem - idz po ręcznik, karę wymyślę później.

Chłopak pośpiesznie wstał i wykonał moje polecenie. Pomógł mi wyjść z wanny i dokładnie wytarł. Gdy ubierał mi koszule, wyraźnie czułem jak drżą mu ręce.

- Wiesz już wiem, co możesz zrobić, żebym Ci wybaczył. - pogładziłem go po policzku.

- C-Co takiego? - mówił to jak bym kazał go rozstrzelać. Urocze.

- Śpij ze mną.

______________________________

Nie długo nowe rozdziały z preferencjami, ale trochę ciężko idzie bo szkoła.

//𝕆𝕟𝕖-𝕊𝕙𝕠𝕥𝕤//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz