∆ Odwet ∆ Lucjusz Malfoy x Male oc x Syriusz Black

121 9 0
                                    


(Czasy huncwotów i Lucek Malfoy jest tylko starszy od np. James'a o 2 lata a nie jak to w oryginale o ok. 7)

Miłego czytania.

Ps. Sorki dla fanów Narcyzy i ogólnie shipu Lucjusz x Narcyza
______________________________

Siedziałem z Lucjuszem w jego pokoju. Akurat jego współlokatorów nie było, więc na spokojnie mogłem się do niego przytulać. Zawsze, gdy ktoś był w pobliżu musieliśmy udawać dobrych znajomych, co mnie niezmiernie irytowało. Jak zwykle w grę wchodziła jego reputacja i dobre nazwisko jego rodziny.

Chłopak właśnie czytał książkę, nie zwracając na mnie uwagi. Kto by pomyślał, że taki ktoś jak on, czyta książki. Te 5 lat temu, prędzej obstawiałem, że ugania się za wszystkim co się rusza, a jego hobby, to wydawanie pieniędzy. Z mojego zamyślenia wyrwało mnie pukanie do drzwi. Szybko wyciągnąłem książki, do zajęć o eliksirach i odsunąłem się od chłopaka.

- Nie ma sensu pukać, też tu mieszkam - odpowiedział jakiś chłopak wchodząc do pomieszczenia. - widzisz, mówiłem, że tu jest - dodał po chwili do nie jakiej Narcyzy Black, narzeczonej mojego Lucjusza.

- Co robisz? - zapytała nawet na mnie nie patrząc.

- Daje korepetycje [y/n] - Malfoy wskazał na otwartą książkę.

- Ale czemu tutaj? Czemu nie w wielkiej sali czy pokoju wspólnym? - dopytywała dziewczyna.

A co ty taka ciekawska co? Lapucera. Jest z mojego roku a się puszy, jak by była samym profesorem Dumbledorem. Plus jeszcze... Spojrzałem się kontem oka na biało włosego.

- Wiesz, że nie lubię gwaru. Tu jest spokojniej - Lucjusz, szybko wybrnął z sytuacji.

- Ja już pójdę. Dzięki za pomoc - chcąc jak się najszybciej wymigać, z tej niezręcznej atmosfery, wziąłem swoje książki i skierowałem się w stronę swojego pokoju.

Po tym pamiętnym dniu, kazałeś mi z polecenia Narcyzy, nigdy się do Ciebie nie odzywać. Starałem się jak najszybciej o tym zapomnieć. Ból przeminiłem w satysfakcję. Zacząłem się spotykać z Syriuszem Blackiem.
Zajęło to dość dużo czasu, aż jego banda nieogarniętych gryfonów, przyjęła mnie do paczki. Ale było warto. Patrząc na twoją zazdrosną minę, za każdym razem jak przechodziłem obok Ciebie razem z nim, to było coś pięknego.

- Hahahaha głupi Śmiecierus! Prawie się poryczał - słyszałem podchodząc do dobrze znanej mi grupki chłopaków.

- Jak zwykle się wyżywacie na biednym Sewerusie? - zapytałem zza ich pleców, na co wszyscy podskoczyli.

- Boże nie starsz! - zwrócił się do mnie Lupin, trzymając się za serce.

- Czy ty zawsze musisz nas tak starszyć? - zapytał mój chłopak przytulając mnie, na co tylko pokiwałem głową na potwierdzenie.

- Zresztą! Jaki biedny. To ślizgon. - powiedział James z widocznym zniesmaczoniem.

- Widocznie zapomniałeś, że też jestem ze slitherinu. Nie każdy ślizgon, jest zły. - powiedziałem, na co chłopak się speszył.

- Ale ty to co innego. On jest zwolennikiem czarnego Pana. Ty jesteś jego przeciwnikiem. Prawda? - zmienił temat, zgrabnie omijając moją pułapkę.

Czy jestem? Nie obchodzi mnie to zbytnio. Jestem czystej krwi, nic mi nie grozi. Może to dość brutalne i samolubne, ale takie jest życie.

- Jestem. Nie trawie go bardziej, czegokolwiek innego. - odpowiedziałem z jak największym przekonaniem.

- Widzicie?! [y/n] jest po dobrej stornie. - powiedział wesoło Syriusz, łapiąc mnie za talię.

Nie był taki zły. Nawet przystojny, dowcipny był jeden problem, był głupim gryfonem. Chociaż nie powiem, że inne jego zalety... Zamazują wszystkie niedoskonałości.

- Wracając. Przyszedłem wam życzyć powodzenia. - odparłem.

- W czym niby - spytał łapa.

- W dzisiejszym meczu. Zapoznałeś? Gracie przeciwko ślizgonom. - przekomarzałem się.

- Oczywiście, że nie zapomniał! To powodzenia, nie będzie nam potrzebne. - wtrącił się Potter.

- Ja tylko mówię. Bo nasza drużyna zmiecie was z planszy. Obyście w ogóle przeżyli. - odszedłem nie czekając na odpowiedz, patrząc się ulotnym wzrokiem na Blacka.

Zostało półtorej godziny do meczu. Nie przepadałem za rozrywką tego typu, ale przydało by się pokazać.
Przemysłem twarz i już miałem wychodzić z łazienki, gdy ktoś szybkim ruchem, przygwoździł mnie do ściany.

- A ty Syriusz, co tu robisz? - zapytałem z uśmieszkiem.

- Nie mogłem przestać o tobie myśleć... Skoro życzysz mi szczęścia, może dasz mi mały doping... - wymruczał mi do ucha.

- Nie mogę! Muszę odrobić zadania na jut... - przerwała mi jego ręka, która powędrowała pod moją koszulę.

- Oj no weź... Mamy dużo czasu jeszcze. A to zadanie ja ci odrobinę... - zaśmiałem się sam do siebie.

Oddając się chwili, pocałowałem chłopaka. Błądził dłonią po moim ciele na co przeszedł mnie przyjemny dreszcz. Przywarł mocniej do mnie, gdy wplotłem moje palce w jego włosy.

- Nie uważacie, że to nieodpowiednie miejsce na takie rzeczy? - zza mojego ukochanego dobiegł mnie znajomy głos.

- A ty nie masz gdzie wtykać swojego wcipskiego nosa Malfoy? - mówił przez zęby, podchodząc do szaro-okiego

- Jestem prefektem. Taka moja rola. Co ja poradzę, że jakiś ślizgon puszcza się z głupim gryfonem w łazience. - odpowiedział kpiąco.

Ojoj nie dobrze. W oczach Syriusza, było widać wciekłość. Nie obchodziły mnie słowa Malfoya. Jedyne co umie to wsadzać szpileczki. Pewnie, gdyby miało dojść do rękoczynów, przegrał by na starcie. Problem był, że już nie chciałem kłopotów, wiec musiałem zareagować.

- Łapa daj spokój... Chodźmy już. - złapałem go za rękę ciągnąc do wyjścia.

Mężczyźni a bardziej chłopcy spiorunowali się wzrokiem, a ja z ulgą odetchnąłem, że nie doszło do bójki.

Cały mecz zaczął się bardzo dobrze. Według mnie gra była dość nudna, ale dla tej bandy debili to wystarczyło by pobudzić ich endorfiny. Patrzyłem na Syriusza. Udało mi się go jakoś uspokoić. Chociaż nie powiem, że agresywny Black, jak najbardziej mi odpowiadał.

Grał jako obrońca, czy jak to się zwało. Chłopak chyba spostrzegł, że się na niego gapię, po czym posłał mi flirciarski uśmieszek. Nie trwało to jednak długo, ponieważ coś a bardziej kafel, wleciał w niego z impetem.

Wstałem oszołomiony i pobiegłem na dół. Szybko zerkając w górę, dostrzegłem śmiejącego się Malfoya i kilku innych ślizgonów. Podbiegając do czarnowłosego widziałem, że jest z nim źle. Wokół niego było pełno krwi. Zaraz po mnie pojawił się dyrektor oraz pielęgniarka.

- Spokojnie, spokojnie wszystko bedzie dobrze! - uprzedziła mnie i chyba również siebie kobieta, gdy zabierali brązowookiego na noszach.

- Pieprzony Malfoy. Dyrektorowi tłumaczy się, że to był wypadek! - podszedł do mnie rozwcieczony Potter.

- To napewno nie był wypadek. - powiedziałem sam do siebie - Muszę iść. - dodałem i pobiegłem w storne skrzydła szpitalnego.

Malfoy. Zapłacisz za to.

______________________________

990 słów. Trochę mnie poniosło

//𝕆𝕟𝕖-𝕊𝕙𝕠𝕥𝕤//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz