{} 𝙻𝚘𝚔𝚊𝚓 𝙿𝚊𝚗𝚊 {} 𝙰𝚕𝚘𝚒𝚜 𝚡 𝙼𝚊𝚕𝚎 𝚘𝚌 (II)

53 10 1
                                    

Kontynuacja dla: Aimer_Moon

==============================
Pov. Victor
==============================

- Śpij ze mną.

Słowa te rozbrzmiały w mojej głowie. Poczułem się jak by ktoś wsadził mnie, do wielkiego kościelnego dzwona i walił nim tak mocno, aż nie upadnę z natężenia hałasu. Moje nogi ugięły się, ale nie wiedziałem czy to przez "propozycje" czy lęku przed karą. Zgodziłem się.

Łóżko mojego Pana, było owiele wygodniejsze od mojego. Siedziałem wyprostowany na jego brzegu, najwyraźniej było widać moje spięcie, ponieważ zaśmiał się kpiąco, patrząc na mnie.

- Połóż się i rozluźnij. - zrobiłem tak jak mi nakazał, a on starannie mnie przykrył.

Cała noc czułem jego ścisk. Wtulał się we mnie. Nie mogąc zasnąć, przyglądałem się jego twarzy. Bałem, że się obudzi i ukarze mnie za moją „bezczelność". Starając się uniknąć takiej sytuacji, przerwróciłem się na drugi bok.

Wstałem wraz ze świtem. Po cichu powędrowałem do mojego pokoju. Wyszukiwałem się i znów wraz z Claudem, rozpoczęliśmy naszą rutynę.

- Panie... Czy coś się stało? Znów ten sen? - zapytałem, czesząc mu włosy.

- Czemu poszedłeś z rana? - Jego głos był opanowany, chodź dało się wyczuć nutkę srogości. Zamurowało mnie.

- Musiałem zabrać się za swoje obowiązki Panie. Gdybym wiedział t... - mówiąc to czułem jak trzęsą mi się ręce.

- Kto ci pozwolił? - przerwał mi, cały czas patrząc w lustro.

- Nikt... P-Przepraszam. - spuściłem głowę.

- Wyjdź. - rozkazał wstając.

- Yes, Your Highness. - ukłoniłem się i wyszedłem z pomieszczenia.

Dzień zleciał mi dość szybko. Panicz od rana, miał zły humor. Starałem się go unikać jak mogłem. Nie mając nic do roboty, wyszedłem na dwór. Usiadłem na schodkach tylniego wejścia do kuchni i obserwowałem pająka, który już na stałe zadomowił się na poręczy.

- Co tu robisz. - zza pleców usłyszałem znajomy zimny głos.

- Oh... Ja nie mam nic już do roboty i pytałem innych czy nie potrzebują pomocy... ale wszyscy zaprzeczali, więc postanowiłem odetchnąć świeżym powietrzem. - powiedziałem wstając.

- Za tydzień. Panicz wystawia bankiet - zaczął - prosiłbym Cię o...

- Tak wiem, mam zostać w pokoju albo najlepiej wyjść na spacer. Czekaj. Ty poprosiłeś? - nietypowa sytuacja, wywołała we mnie ekscytację.

- Bądź gotowy za 30 minut przed rezydencją. Pomożesz mi kupić kilka rzeczy. - powiedział oschło i wszedł do budynku, ignorując moje pytanie.

==============================
Pov. Claude
==============================

Zjawiłem się punktualnie o czasie. O dziwo, chłopaka jeszcze nie było. Lekko mnie to zdziwiło. Zazwyczaj był punktualny a nawet przychodził wcześniej. Wróciłem się do rezydencji. Wypytałem kadrę. Nic. Nikt nic nie wie.

- Jebany sukinsyn. - syknąłem pod nosem.

Będąc w drodze do rezydencji Phantomhive. Moja chęć mordu wzrosła. Nie dość, że przez niego i Hannah muszę się użerać przez wieczność, z tym bachorem, to teraz wtrąca się w nie swoje sprawy.

Zatrzymałem się przed budynkiem, w bezpiecznej odległości i rozejrzałem się.

- Gdzie on jest - odezwałem się, gdy tylko demon pojawił się przede mną.

- O kim mówisz? - uśmiechał się złośliwie.

Skręciło mnie. Jakiś pod-demon, dotykał jego. Obrzydliwe. Mała zemsta, najwyraźniej go bawiła. Oboje po incydencie z Hannah i przemienienia naszych Paniczów w demony, zrozumieliśmy, że chłopak ma dość ciekawe zdolności. Wiedziałem, również o prawdziwych korzeniach Victora. Najwyraźniej czując brudów na Trancy'ego, dokopał się i do tego.

Miałem już zaatakować, bruneta, gdy ktoś wybiegł z rezydencji. Victor. Podbiegłem do niego a on dosłownie przyległ do mnie w uścisku. Nigdy nie pomyślał bym, że takie chuchro, może mieć tyle siły. Wtedy za nim wbiegł On i służba. Na mój widok, całą czwórka zatrzymała się.

- Nic Ci nie jest? - odpowiedzią było lekkie pokręcenie głową na nie. - Pozwolicie, że zabiorę juz Victora do domu. Panicz Trancy się nie cierpliwi. Ruszyłem w swoją stronę, biorąc chłopaka na ręce.

- Na pewno nic Ci nie zrobili? - spytałem biegnąc przez las.

- Tak... Oni chcieli wypytać się o Pana Trancy... oraz o moje życie za nim zamieszkałem z wami. Nic złego mi nie zrobili ale strasznie się wystraszyłem, gdy Sebastian... - nie dokończył.

- Rozumiem - odparłem biegnąc dalej.

Nazwał go po imieniu. Trochę mnie to zaniepokoiło. Chciał przypodobać się blondynowi? Zbudzić zaufanie? Na szczęście, wybrał mnie.

Pan Trancy już spał. Gdy usłyszałem otwierające się drzwi od jego pokoju. Victor, powoli zamykał drzwi.

- Coś nie tak? - zapytałem, byłem cały czas blisko niego, na wypadek niechcianego przybysza.

- Nie, po prostu nie mogę zasnąć... Chciałem się przejść i zaraz miałem wrócić do Pana Trancy... - powiedział odwracając wzrok.

- Chodz na mną. - powiedziałem i ruszyłem w stronę kuchni.

Po chwili podałem mu kubek gorącego kakao. Uśmiechał się lekko i upił wywaru.

- Dziękuję Claude. Mam nadzieję, że Pan nie będzie zły, że... - niebieskooki, wbił wzrok w kubek

- Nie dowie się o tym. Spokojnie. Nie myśl już o nim. - stanąłem przed nim, tak, aby musiał oprzeć się o stół, znajdujący się za nim.

- Claude? Jaaa już muszę iść! Lepiej, żeby Pan Trancy się nie obudził, gdy mnie nie będzie obok. Dobranoc! - wyminął mnie, odkładając kubek.

______________________________

Wszyscy wiemy czego chcieliście 🌝

//𝕆𝕟𝕖-𝕊𝕙𝕠𝕥𝕤//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz