𝐩𝐫𝐢𝐧𝐜𝐞𝐬𝐬𝐞𝐬 𝐝𝐨𝐧'𝐭 𝐜𝐫𝐲 | część czwarta

283 7 45
                                    


Z resztek snu wybudziło ją wołanie.

Natychmiast otworzyła oczy i podniosła się do siadu przestraszona. Wlosy przylepiły jej się do twarzy a kropelki potu spłynęły po karku odnajdując swój koniec na dole jej pleców.

Pilot będący koło czterdziestki ukucnął przed nią podłapując jej spojrzenie. Miał jasne włosy oraz kwadratowe rysy twarzy. Jego słaby uśmiech odznaczał się na mocno opalonej skórze dając przy tym pokrzepiający zarys.

— Już prawie jesteśmy, dlatego radzę zapiąć pasy.

Callahan potaknęła głową próbując stłumić w sobie ziewnięcie. Mężczyzna odszedł z powrotem by wyłączyć autopilota i przystąpić do procedury lądowania.

Wyjrzała przez okno.

Kilometry pod nimi rozciągał się mrok. W kilku jego skrawkach zdołała dostrzec kręte drogi po których z gładkością sunęły auta wielkości mrówki.

Zapięła pasy odchylając do tyłu głowę gdy helikopter zaczął powoli obniżać pułap.

Senność jaką czuła rozpłynęła się od razu jak tylko pomyślała o Starku. Od razu poczuła płynący w jej żylach gniew oraz ciepło rozpalające ją od środka.
Zachowanie godne najgorszego dupka jaki chodził po tej Ziemii.

A on zdecydowanie nim był.

Jak tylko wylądowali na stabilnym gruncie a silnik maszyny przestał pracować, z ulgą odpięła się z pasów. Drzwi zostały otworzone a świeża masa chłodnego powietrza wpadła do środka wywołując u niej dreszcze. Wysiadła na zewnątrz i natychmiast napotkała przed sobą sylwetkę Starka.

— Hej, Wasza Wysokość. — wyszczerzył się głupio wsadzając ręce do swojego cholernie drogiego garnituru.

Claire poczuła jakby coś w niej pękło.

W dwóch krokach pokonała dzielącą ich odległość i zderzyła swoją otwartą dłoń z jego policzkiem.

— Nienawidzę Cię! — syknęła zaciskając szczękę. Wyminęła go na swojej drodze do tarasu krzyżując ramiona na piersi, pozwalając by włosy opadły jej na twarz

Gdyby nie fakt, że targały nią emocje byłaby przejęta, że znajduje się na dachu wieżowca skąd łatwo mogła spaść przez nieuwagę.

— Wasza miłość. — usłyszała głos który wyrwał ją z zakątków jej myśli. Stanął przed nią wysoki brunet, mający na sobie kitel oraz okulary na nosie.

— Bruce Banner? — zapytała z uniesieniem. Mężczyzna pokiwał nieśmiało głową i zamrugał parę razy. — Cudownie, miejmy to już za soba.

Z tymi słowami chwyciła go za ramię i nie oglądając się za wciąż stojącym za nimi brunetem ruszyła do wejścia budynku.

***

— To dla mnie prawdziwy zaszczyt, móc księżniczkę poznać. — wacik został przyłożony do jej zadrapania na obojczyku. — Zawsze byłem ciekaw jak to jest, móc żyć w rodzinie królewskiej. Pewnie ma to swoje ogromne plusy.

— Raczej więcej minusów. — dodała cicho i skrzywiła się czując bolesne pieczenie. — Nie chcę Pana pośpieszać ale czy możemy...

— Już prawie, Wasza Wysokość. — uśmiechnął się pokrzepiająco doktor. — Cierpliwości.

— Proszę, mówi mi Claire. — wyraz jej twarzy złagodniał i zdołała nawet uśmiechnąć się do Bannera, który również odwzajemnił uśmiech. — Więc jak mogę Ci mówić? Pan Banner?

TONY STARK ONE SHOTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz