𝐰𝐡𝐞𝐧 𝐢 𝐦𝐞𝐭 𝐲𝐨𝐮 | część druga

277 14 2
                                    


Tony

Patrzę na sylwetkę Harriet opuszczającą klinikę. Po jej minie widzę, że jest przygnębiona idąc ze spuszczoną głową. Ma na sobie piękną zieloną sukienkę na ramiączkach oraz szary sweterek. Jej czarne włosy rozwiewa letni wiatr czyniąc ją jeszcze pięknięjszą.

Kiedy widzi mnie natychmiast się reflektuje i obdarza mnie krótkim uśmiechem.

— Nie odpuszczasz co? — zagadnęła a ja tylko pokręciłem głową.

— Nigdy.

Otworzyłem jej drzwi i poczekałem aż usiadła w środku by okrążyć samochód oraz zająć miejsce przy kierownicy. Odjechałem bardzo powoli zerkając na nią oraz na jej lekko zaokrąglony brzuszek.

— Pas Cię nie uciska? Może przesuniesz go nieco w dół?

Zaśmiała się. Uwielbiałem ten dźwięk.

— To miłe, że się martwisz ale wszystko w porządku. — zapewniła, wlepiając we mnie swoje piękne oczy. — Lepiej skup się na drodze.

— Z tym będzie ciężko skoro siedzisz obok.

— Przestań. — pacnęła mnie w ramię pokrywając słodkim rumieńcem. — Głupek z Ciebie.

— Możliwe. — przytaknąłem nie odrywając wzroku od drogi. — Ale ten głupek ma zamiar zabrać Cię na obiad.

Słyszę jak  wciąga powietrze ze świstem a jej usta rozchylają się ku zdumieniu.

— Wiesz, zaczynam Cię lubić.

Tym razem to ja zaczynam się śmiać, rzucając jej krótkie spojrzenie po czym wjeżdżam na główną ulicę prowadzącą do centrum.

***

— Ulubiony kolor?

— Butelkowa zieleń.

— Serio?

— Nie, coś ty. — kręci głową wpychając sobie frytkę do ust. — Najbardziej lubię błękitny.

Przez chwilę obserwuję jak opróżnia pudełko frytek robiąc to w tak uroczy sposób, że nie jestem w stanie oderwać od niej wzroku. Oboje idziemy alejką Central Parku czyli dokładnie tu gdzie się poznaliśmy. Mijający nas ludzie rzucają nam zdziwione spojrzenia zatrzymując je trochę dłużej na mojej osobie.

— To już chyba trzecia osoba która się na nas gapi. — mówi, wrzucając puste opakowanie do śmietnika obok i zdąrzając w kierunku ławki. — Nie przeszkadza Ci to?

— Nie. — odpowiadam. — Przyzwyczaiłem się.

— To musi być okropne tak dzień w dzień...

— Ludzie różnie reagują. Jedni nie są w stanie wyjść z szoku, drudzy krzyczą a jeszcze inni mdleją. — wtrącam, przysuwając się bliżej niej.

— Więc chyba jestem jedynym wyjątkiem. — rzuciła odgarniając włosy za ucho napawając mnie ochotą bym sam zrobił to za nią.

— Najlepszym wyjątkiem. — powiedziałem, obdarzając ją uśmiechem, który odwzajemniła. Jej ręce pozostały splecione na udach, tuż pod jej małym brzuszkiem – dokładnie tam gdzie kwitł teraz jej synek albo córka.

Może nie powinienem ale w tamtym momencie czułem jakby dziecko które nosiła pod sercem było też moje. Towarzyszyło mi przy tym ciepło w okolicy serca które prysło równie szybko gdy ciemnowłosa zauważyła, że się jej przyglądam.

TONY STARK ONE SHOTSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz