VI

286 20 2
                                    

Ocknąłem się w łóżku. W głowie mi piszczało, a dźwięk kardiomonitora wcale mi w tym nie pomagał. Otwarte okno też nie, bo słyszałem chyba każdy jeden silnik każdego z aut, które przejeżdżały obok. Nie pomagały też rażące mnie światła.

- Friday, przyciemnij trochę pomieszczenie - usłyszałem głos taty. Otworzyłem oczy dopiero po chwili, żeby przyzwyczaić się do otoczenia. - Jak się czujesz? W ogóle co się stało? Shuri Cię przywiozła, mówiąc, że dzwoniłeś do Niej, żeby powiedzieć, że się źle czujesz.

- Nie wiem, nie pamiętam... Źle się czułem, więc do Niej zadzwoniłem. Wcześniej było w porządku.

- Pepper pobrała Ci krew, ale to może trochę potrwać. A jak się czujesz teraz spytał i usiadł koło mnie, po chwili kładąc mi rękę na czole?

- Żyję.

- A tak serio?

- No przecież na niby nie żyję.

- Peter.

- Jakbyś wyłączył kardiomonitor i przestałaby mnie nawalać głowa, to byłoby super. Oprócz tego, że najmniejsza smuga światła mnie razi, a wszystko jest jakieś cholernie głośne, jest mi okropnie zimno i nie mam totalnie siły, to jest okej.

Tato wstał i po chwili przyniósł mi jakieś leki i wodę. Wziąłem je bez wahania i oddałem Mu szklankę.

- Nie chcę mówić „a nie mówiłem" - zaczął, - ale poszedłeś na jeden dzień do szkoły i popatrz, jak to się skończyło.

Spojrzałem na Niego wzrokiem, który powiedział więcej niż jakiekolwiek słowa. Postanowiłem tego nie skomentować.

- Co robiliście z tym pająkiem - spytałem?

- Pete, to nie rozmowa na teraz.

- Często używasz tego zdania, a potem każdy temat się urywa.

- To wcale nie tak...

- A jak?

- Powinniśmy zacząć spędzać ze sobą więcej czasu.

- Najpierw może zacznijmy normalnie rozmawiać.

- To też. Swoją drogą widzę, że już Ci lepiej.

- Tak, jest zajebiście, pójdę jutro do szkoły i może w końcu umrę - rzuciłem zdenerwowany i od razu pożałowałem swoich słów. - To znaczy...

- Nawet tak nie mów - powiedział dość przejętym głosem, ale widać było, że nie ma pojęcia co na to odpowiedzieć.

- Tak mi się powiedziało, nie myślałem. Chcę iść do szkoły, ale nie zamierzam tam umierać z powodu złego samopoczucia - tato pokiwał na to głową i zaraz później wstał, podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.

- Po prostu, obiecaj mi, że nie zrobisz nic głupiego - oparłem głowę o Jego ramię, ale nie odpowiedziałem. Nie mam w zwyczaju składać obietnic. Z natury nie da się większości spełnić.

Posiedział ze mną jeszcze chwilę, a później wyszedł na jakiś czas z Wieży, uprzednio przynosząc mi telefon, bo jak to stwierdził: „sporo razy ktoś się dobijał". Kiedy zebrałem się do odpalenia telefonu rzeczywiście zauważyłem dużo powiadomień.

MJ i Ned utworzyli grupę ze mną, więc cały czas robili tam spam. Z tego co zauważyłem to dopiero w międzyczasie dodali tam Shuri, która napisała Im, że odpiszę, jak będę mógł. Nie pomogło, ale muszę Jej podziękować za dobre chęci.

W ogóle to zastanawiał mnie fakt, jakim cudem to tak szybko poszło. Ned i MJ już są w super kontaktach z Shuri a do tego jeszcze ja, który w sumie nic nie ogarnia i nie nadąża, ale zostaję dodawany do grup. I przede wszystkim to, że wypisywali do mnie prywatnie dało mi nowe, dziwne i całkiem miłe poczucie.

Zacząłem od odczytania wiadomości od Neda, który z początku dość mocno starał się dociec, czemu nie daję oznak życia, ale swój monolog zakończył wiadomością: „Shuri wspominała, że coś Cię złapało. Jak coś to pisz, mam nadzieję, że zobaczymy się jak najszybciej". MJ też napisała coś w tym stylu. Obydwojgu podziękowałem i napisałem, że liczę na to, że za max dwa dni się zobaczymy. Ned wysłał mi też notatki z lekcji, na których mnie nie było, więc tym bardziej zrobiło mi się mega miło.

Po chwili dostałem jeszcze jedną wiadomość, ale tym razem od Shuri.

Shuri: „Ej stary, bo sprawę mam"

Ja: „No?"

Shuri: „Napisała do mnie MJ i mega wypytywała o Ciebie i po prostu wolałam Ci to napisać, bo nie za bardzo mi się widzi ukrywanie czegoś przed Tobą. W skrócie: chyba Jej się podobasz. Napisała, że jesteś uroczy... I ogólnie wypytywała o to, co lubisz itd. Nie powinnam Ci tego pisać, ale lubię spać z czystym sumieniem. I tak wyślę Ci pewnie zaraz screeny"

Ja: „Nie wnikam w to, co pisała, jak będzie chciała coś wiedzieć to mnie spyta i to by było na tyle"

Odłożyłem telefon, a po chwili drzwi od pomieszczenia otworzyły się, a w nich pojawili się tato z panią Pepper. Do środka weszła tylko pani Pepper, uprzednio zamykając za sobą drzwi.

- Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Zacznę od dobrej. Ale najpierw potrzebuję się spytać, czy ugryzł Cię ten pająk od Tonego? Tylko odpowiedz szczerze, widzisz, że
Twojego taty tu nie ma.

- No, raczej mnie ugryzł, ale nic mi nie było.

- Nie masz nigdzie śladu takiego typowego ugryzienia, dlatego musiałam zapytać. Z drugiej strony mogło już na tyle zaniknąć, że nie byłoby widoczne gołym okiem. A rzeczywiście coś tam jest. To skomplikowane, szczególnie, że nie wiadomo co Oni zrobili z tym pająkiem. A obydwoje znamy Tonego na tyle, żeby wiedzieć, że choćbyśmy Go torturowali nie powie, o co chodzi. Ale pomijając to, to tak... Dobra wiadomość jest taka, że nic Ci fizycznie nie dolega, nie jesteś chory. Zła, że to wszystko spowodowało raczej to ukąszenie i masz namieszane trochę w genach, ale nie powinieneś tego już w żaden sposób odczuć. To tylko tak dla Twojej informacji. Więc na dobrą sprawę są to dwie dobre wiadomości. Generalnie wystarczy, że trochę zadbasz teraz o odporność i w miarę ograniczysz wysiłek i to na tyle. Jak będziesz się dobrze czuł, to jutro możesz iść do szkoły.

- No to super - powiedziałem od razu wstając.

- Ej, ale może leż jeszcze, albo przynajmniej nie wstawaj tak gwałtownie - spojrzałem na panią Pepper i przystanąłem na chwilę, stwierdziłem, że wezmę telefon i zaraz potem znowu zacząłem iść w stronę wyjścia.

Przeszedłem do swojego pokoju, ogarnąłem w miarę to, co było dzisiaj na lekcjach z nudów robiąc nawet notatki, a potem parę razy to przeczytałem. Po spojrzeniu na zegarek, zdecydowałem, że muszę wyjść. Nie mogłem przecież tyle siedzieć w domu i nie być niczym zajętym.

Wiedziałem, że ktoś mnie zatrzyma przy wejściu, więc zdecydowałem się wyjść oknem. Brzmiało to jak idiotyzm, ale często tak robiłem. Przed tym, powiedziałem Friday, że ma siedzieć cicho i nikogo nie wpuszczać do pokoju. I takim sposobem ponownie wyszedłem na dach, na którym ostatnim razem gorzej się poczułem.

Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz