XXVII

183 18 0
                                    

Ocknąłem się w pozycji leżącej i przykryty kołdrą. W MedBayu. Było ciemno, więc prawdopodobnie była już noc. Obok mojego łóżka na krześle spał tato. Nie pamiętałem, co się działo po tym, jak zażyłem Acodin. Odpłynąłem. O to właściwie chodziło. O tą jedną chwilę, w której nie myślisz i nie czujesz.

Do ręki miałem podłączoną jakąś kroplówkę, spojrzałem na napis i z rozczarowaniem stwierdziłem, że to tylko sól fizjologiczna. Zacząłem wpatrywać się w sufit, nawet nie próbowałem wstawać. Słyszałem coraz głośniejsze kroki, które należały do mojego taty. Chwilę później drzwi od MedBaya otworzyły się, a do mojego łóżka podszedł tato i od razu przy nim usiadł.

- Jak się czujesz?

- Jak gówno... A jak mogę się czuć?

- Peter... Tyle wytrzymałeś. I znowu do tego wracasz. Ja też chciałbym cofnąć czas. Chciałbym, żeby Alex była teraz z Nami, ale zrozum, że to nie było Twoją winą i nikt Cię nigdy nie obwiniał.

- Potrzebuję wyjść z domu.

- Po co?

- Nie mogę siedzieć. Mnie coś trafi.

- Alex nie chciałaby tego dla Ciebie. Swoją drogą wszystkiego najlepszego, Pete. Dzisiaj Wasze urodziny. Pojedziemy razem na cmentarz i przetrwamy jakoś ten dzień. Jest ciężko nam obojgu. Wiesz, o tym. Chcesz jechać?

Pokiwałem głową, odłączyłem kroplówkę i wyszedłem się ogarnąć. Ojciec dał mi wcześniej telefon, więc zacząłem wszystkich przepraszać za to, że nie odpisywałem i się martwili. Miałem sporo wiadomości i nieodebranych połączeń. Gdy ogarnąłem kwestię przyjaciół, zacząłem szukać numeru mojego starego znajomego.

Ja: „Sprzedasz, czy nadal twierdzisz, że się wyleczę i będzie dobrze?"

Max: „Napiszę Ci potem gdzie i kiedy"

Poczułem ulgę. Chyba, że znowu by mnie wjebał Shuri. Liczyłem jednak, że tak się nie stanie. Wieczorem wyszedłem z Ren na spacer. Niby miałem mieć szlaban, ale Ren rzeczywiście była doskonałą wymówką.

Wziąłem to, co miałem wziąć i odstawiłem Ren do domu po to, aby niedługo później znaleźć się na moim ulubionym dachu. Przez moment zastanawiałem się, czy dobrze robię i doszedłem do wniosku, że nie. Duże prawdopodobieństwo zjebania się z tego dachu w sposób, który mnie nie uszkodzi na tyle by zabić, bo mogę być lekko znieczulony.

Ale jebać to.

Wysypałem część zawartości torebki na ekran telefonu i już po chwili ogarnęło mnie uczucie cudownej pustki.

- Peter - po jakimś bliżej nieokreślonym czasie dotarło do mnie wołanie MJ, jakby zza mgły. - Co się z Tobą działo przez tyle czasu? I co Ty do cholery robisz? Ja pierdolę. Słyszysz mnie?

- Mhm...

- Ktoś Ci coś podał? Dzwonię do Twojego ojca.

- Nie. Nie dzwoń - starałem się jak najlepiej wyostrzyć Jej twarz. - Kocham Cię, wiesz? Przepraszam. Shuri Ci nie mówiła o jednej rzeczy. Właściwie dwóch.

- Powiesz mi jak będziesz w stanie lepszym niż teraz. I tak dzwonię.

- Nie do Niego. Proszę. Ja muszę Ci powiedzieć coś istotnego. Bardzo. Ale nie umiem. Przepraszam - poczułem jak po moich policzkach spływają łzy. MJ powoli mnie przytuliła.

- Ale wiesz, że nie wiem co robić. Nawet nie wiem, co się stało. Dlaczego nie chcesz powiedzieć?

- Powiem Ci. Ale daj mi czas.

- Peter. Jesteśmy razem. Możesz mi zaufać.

- Wiem. Powiem Ci, ale zadzwoń najpierw do Shuri, proszę.

- Nie odbiera - stwierdziła chwilę po tym, jak zadzwoniła. - Więc?

- Kurwa. Dobra... Pamiętasz, jak się poznaliśmy i wypytywałaś o mnie Shuri, po czym powiedziałaś o wszystkim, co wiesz? Powiedziałem potem, że wiesz już o mnie wszystko. Skłamałem. Wśród tych rzeczy, które wymieniłaś jedna nie jest prawdziwa. Miałem siostrę. Bliźniaczkę. Alex. Alex była serio super. Nie mieliśmy problemów z dogadywaniem się. Żyliśmy we czwórkę, jeszcze z mamą i wszyscy byli szczęśliwi. Na ogrodzie mieliśmy domek na drzewie. Chodziliśmy tam codziennie. Któregoś dnia stwierdziłem, że genialnym pomysłem będzie wdrapać się na sam czubek tego drzewa. Było wysokie. Udało mi się wejść i mimo, że Alex twierdziła, że to głupota poszła za mną. Spadła i - musiałem wziąć głęboki oddech, bo głos mi się załamał i nie byłem już w stanie powstrzymywać łez... - Nie przeżyła. To była moja wina. Jakbym tam nie wlazł, to może Ona by jeszcze żyła. Potem moi rodzice zaczęli się cholernie kłócić. Tato zaczął więcej pracować, a mamy nigdy nie było. Któregoś dnia wyszła, napisała list, żeby Jej nie szukać i nie wróciła. Wtedy już taty nawet nie widywałem. Poszedłem któregoś dnia na imprezę i znajomy namówił mi, żebym coś wziął. Potem się uzależniłem. Ćpałem codziennie. Nie było nawet komu zwracać na to uwagi. Oprócz Shuri. Max, mój diler, powiedział Jej, kiedy znalazł mnie w stanie takim, że musiałem trafić do szpitala, a gdy ogarnęła co się dzieje, wyciągnęła mnie z tego. Właściwie to razem z ojcem, ale głównie to była Jej zasługa. Dzisiaj są urodziny Alex. Mieliśmy jechać na cmentarz, ale nie wytrzymałem. Wczoraj wziąłem Acodin. Dzisiaj poszedłem do Maxa po towar. Jak widzisz, to też wziąłem. Zrozumiem, jeśli w tej chwili ze mną zerwiesz i nie będziesz chciała się ze mną już zadawać.

MJ pokręciła głową. Położyłem się na Jej kolanach, a Ona zaczęła bawić się moimi włosami.

- Poradzimy sobie, Peter - zaczęła bardziej cichym tonem niż zwykle. - Pójdziesz na odwyk i...

- Byłem. I co to dało? Ja nie chcę tak żyć, a inaczej nie umiem.

- Byłeś kiedyś u psychologa?

- Nie...

- Pogadam z Twoim tatą. Potem coś wymyślimy. Możesz do mnie dzwonić o każdej porze, jakbyś poczuł, że musisz coś wziąć.

- MJ?

- Tak?

- Ja przepraszam... I dziękuję.

- Nie musisz. Po prostu to ogarnijmy. I wszystkiego najlepszego.

Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz