XXXII

208 15 0
                                    

- Co Ci się stało do cholery - spytał tato, gdy wszedłem do jadalni? Naprawdę próbowałem to zamaskować, ale tona korektora i pudru nie dała rady.

- Nic mi nie jest, spoko.

- Kto Ci to zrobił - spytał i zmusił mnie do popatrzenia Mu w oczy? - Kurwa, Peter.

- Nieważne. Jest w porządku.

- Wyglądasz, jakbyś wrócił z pieprzonej wojny. Kto Ci to zrobił?

- Nikt. Możemy zjeść i o tym nie rozmawiać? Proszę?

- Tony, niech On zje. Wiem, że to ważne, ale wygląda jakby miał zemdleć.

Podziękowałem Pepper kiwnięciem głową i nieznacznym uśmiechem. Potem usiedliśmy do jedzenia. Pierwszy raz od dawna zjadłem wszystko. Bo pierwszy raz od dawna aż tak nie miałem siły.

- Chyba byłeś głodny. Nie zdarza się, że dojadasz wszystko z talerza - stwierdził tato.

- Cały dzień nic nie jadłem.

- Zacznij normalnie jeść, proszę Cię.

- Nabawisz się jeszcze jakiś chorób - dopowiedziała Pepper.

- Jak się czujesz, Peter?

- Nie najlepiej, ale daję radę. Staram się, o tym nie myśleć tyle co wcześniej. Bucky był moim przyjacielem. Naszym. I zawsze będzie mi Go brakować - westchnąłem. - Ale On by tego nie chciał.

- Wiesz, że Cię kocham i jestem z Ciebie dumny - uśmiechnąłem się smutno na te słowa? - Wyglądasz na zmęczonego. Odpocznij jutro, bo w poniedziałek idziesz z powrotem do szkoły.

- Okej - powiedziałem tak, że prawdopodobnie oprócz mnie i Ren nikt tego nie usłyszał. - Mogę iść do pokoju?

- Możesz iść - powiedziała Pepper z nieznacznym uśmiechem.

- Nie. Najpierw powiedz, dlaczego tak wyglądasz.

- Nic mi nie jest.

- Nie wmówisz mi nawet, że nic Cię nie boli, bo to wygląda jakby Cię bolało gorzej niż przy kamicy.

- Nie wiem, nie miałem. Ciężko porównać. Wezmę coś i za niedługo się zagoi. To nic takiego - powiedziałem i wróciłem do pokoju żwawym krokiem. - Friday, zamknij...

Przerwałem. Po moim ciele przeszedł dreszcz. Chwilę później zza drzwi łazienki wyłonił się cień.

- Friday, zamknij drzwi - powtórzył głos. Bardzo znajomy głos.

- Kurwa, MJ. Co Ty odpierdalasz? Chcesz żebym na zawał zszedł?

- Czasami - stwierdziła, bez cienia wyrzutów, podchodząc do mnie.

- Friday? Zamknij drzwi i wycisz pokój - po tych słowach MJ splotła swoje dłonie na moim karku i pocałowała mnie powoli tak, że na chwilę odpłynąłem.

- Ratowanie świata nie pomaga Twojej ślicznej buźce.

- Nie ratuję świata. Łapię drobnych złodziejów i tyle.

- I za to tak przepłacasz swoją urodą?

- W Naszym związku tylko jedna osoba może być piękna. I to nie jestem ja, więc mogę przypłacać urodą. Wyglądam, jakbym wrócił z wojny - spytałem, w tym samym momencie niszcząc chwilę?

- Tak. Słowa Twojego ojca?

- Dokładnie.

- Szczerze? Założyłeś więcej makijażu niż ja przez całe życie, a to i tak gówno dało. Od kogo tak oberwałeś? Nie wierzę, że od drobnych złodziei.

- Od takich niemiłych typków.

- Mam nadzieję, że siedzą.

- Tego bym nie powiedział, ale na przykład wysadziłem Im magazyn z wszystkim, co mieli - MJ prychnęła, uśmiechnęła się i tym razem to ja Ją pocałowałem. I nie przerywaliśmy.

- Twój tato nie ogarnie, że tu jestem?

- Nie powinien.

- A jak się czujesz?

- Trzymam się. Jak widać. Jak Cię zobaczyłem, od razu poprawił mi się humor. A Ty jak się czujesz?

- Podobnie - powiedziała i znowu połączyła nasze usta. Wsunęła mi ręce pod koszulkę, a ja gwałtownie się odsunąłem z sykiem. MJ w odpowiedzi na to odsłoniła lekko koszulkę i zobaczyła mój poobijany brzuch i zszytą ranę. - Co się stało? Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- Nie chciałem Cię martwić. Po prostu mocniej oberwałem na patrolu - powiedziałem to, co w zasadzie było prawdą.

- Powiesz prawdę, czy mam sobie iść?

- No po prostu te typki od narkotyków mnie złapały i trochę poobijali i tyle.

- Od narkotyków? Peter, kurwa.

- Wszystko wysadziłem. Tak jak powiedziałem wcześniej. Nie musisz się martwić, daję radę - MJ westchnęła i uśmiech prawdopodobnie już Jej dziś nie powróci. Przeze mnie. - Słońce, wszystko jest w porządku. Kochanie...

- Jak mnie nazwałeś - spytała przygryzając wargę?

- Słońce i kochanie. Nie wiem, o które dokładnie pytasz, kotku - MJ uśmiechnęła się szeroko, obalając moje przypuszczenia i pocałowała mnie, powoli napierając tak, żebym upadł na łóżko, po czym zdjęła mi t-shirt.

- To nie wygląda dobrze.

- Do wesela się zagoi. Możemy kontynuować - odpowiedziałem z uśmiechem.

- Mam nadzieję, że nie zaczniesz krwawić.

- Nie zacznę. Mogę - spytałem, wskazując na Jej koszulkę? Dopiero, gdy pokiwała głową obydwoje wzięliśmy się za dalsze ściąganie ubrań. - Trzeba się...

MJ przerwała mi pocałunkiem i sięgnęła do worka, leżącego na podłodze, wyjmując z nich prezerwatywę i lubrykant.

- To Twój pierwszy raz - spytała, gdy już byliśmy w samej bieliźnie?

- Tak. A Twój?

- Też - odpowiedziała z lekką ulgą słyszalną w głosie, po czym zaczęła otwierać prezerwatywę trzęsącą się ręką.

- Chcesz tego - zapytałem, jednocześnie łapiąc Ją za dłoń?

- Tak. Ale się boję.

- Ja też. Ale pierwszy raz zawsze jest najgorszy, nie?

Uśmiechnęła się, złapała za mojego członka i włożyła go do ust. Spiąłem się automatycznie. Ale z każdą chwilą rozluźniałem się coraz bardziej. Potem założyłem prezerwatywę, na nią nałożyłem lubrykant i włożyłem swojego penisa do Jej ciała. Wciągnęła powietrze i dopiero po chwili je wypuściła.

MJ nie wracała już potem do domu. Zaciągnęła mnie pod prysznic, twierdząc, że odpalanie tyle razy wody, byłoby podejrzane, dlatego musimy umyć się razem. Dałem Jej swoją piżamę, potem odkaziła mi rany, których dzisiaj się nabawiłem i położyliśmy się w moim łóżku. MJ zasnęła jako pierwsza. Wpatrywałem się w Nią z uśmiechem i tak jak prosiła, nastawiłem budzik na godzinę czwartą. Cicho, ale tak żeby nas obudził. I wkrótce ja też odpłynąłem.

Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz