XXX

182 16 1
                                    

- Zaspałeś, czy jak - usłyszałem rano głos mojego taty, zaraz po tym jak gwałtownie otworzył drzwi i zastał mnie siedzącego na łóżku?

Nie zaspałem. Nie spałem w ogóle. Pół nocy przepłakałem, drugie pół - wymiotowałem. To było u mnie normalne, narkotyki dostatecznie zniszczyły mi układ pokarmowy, a do tego wszystkiego dochodziły niezbyt przyjemne emocje, które pozostały po wczoraj.

- Chcesz zostać w domu - pokiwałem twierdząco głową? Nie byłem w stanie iść do szkoły, czułem, że to w obecnej chwili mnie przerasta.

Przez cały dzień siedziałem w salonie pod kocem i oglądałem jakieś filmy, a obok mnie cały czas leżała Ren.

Przepraszałem MJ z tysiąc razy, a Ona tyle samo razy zapewniała mnie, że nie mam za co. Prawda była taka, że jednak miałem. Szczególnie, że aktualnie przed naćpaniem się nie powstrzymywało mnie zbyt wiele. A na pewno potrzeba na to wcale mi nie pomagała.

Z daleka usłyszałem odgłosy sugerujące, że wszyscy się tu nagle zjechali. Jak zawsze, gdy coś się dzieje. Wyłączyłem telewizor i przeszedłem do swojego pokoju.

- Friday, otwórz okno - powiedziałem po zamknięciu drzwi.

- Pan Stark prosił...

- A ja proszę, żebyś otworzyła okno - uniosłem lekko głos, jakby miało to zadziałać na sztuczną inteligencję. I generalnie zadziałało.

Dotknąłem dwukrotnie opaski na swoim nadgarstku i już po chwili na moim ciele znalazł się strój. A ja po prostu wyleciałem z domu.

Bujałem się po mieście i to rzeczywiście sprawiło, że poczułem się odrobinę lepiej. Odrobinę, bo zwykle nie mogę ustać w miejscu, a dzisiaj musiałem się po części do tego zmuszać, ale gdy już leciałem i udało mi się pomóc paru osobom, stałem się odrobinę spokojniejszy.

Gdy zadzwonił mój telefon, nakazałem Karen, AI wbudowanej w strój, żeby go odebrała. Dopiero po tym ogarnąłem, że mogłem spytać, kto dzwoni.

- Gdzie Ty jesteś - usłyszałem tatę, brzmiącego na dość wkurwionego, ale z nutą zmartwienia w głosie?

- Musiałem się przejść. Nic mi nie jest.

- Peter, ja wolałbym żebyś...

- Żebym nie wychodził nigdzie, bo mogę się naćpać - dokończyłem za Niego. - Wyszedłem, bo nie miałem ochoty siedzieć ze wszystkimi.

- A wszyscy przyjechali do Ciebie. Wiedzieli, co się stało i że źle się czujesz.

- Nie przyjechali do mnie. Przyjechali powspominać. Ja nie mam na to siły. To wszystko?

- Wracaj do domu.

Chciałbym móc się teraz rozłączyć, ale nakazanie tego Karen mogłoby zmusić tatę do myślenia. Poczekałem, więc aż sam to zrobi. W końcu zrobił.

Poleciałem w stronę centrum, bo tam zawsze dzieje się najwięcej. Zdziwił mnie fakt, że było bardzo cicho, w znaczeniu, że dosłownie nic się nie działo. Jedynie ludzie siedzący w autach trąbili na innych, ale to rzecz typowa i zwykle niegroźna. Moją uwagę zwróciła natomiast bójka dwóch facetów, która skończyła się szybciej niż zaczęła. Jeden z Nich wsiadł na przednie siedzenie vana, a drugi wszedł do jego bagażnika, wcześniej dokładnie się rozglądając.

No dobra i tak nie mam nic lepszego do roboty.

Starając się robić to jak najmniej spostrzeżenie, ruszyłem za vanem. Było już trochę ciemno, więc była nadzieja, że mnie nie zauważą. Zatrzymali się na obrzeżach miasta pod jakimś budynkiem. W zasadzie jedynym w okolicy. I w końcu mogłem zobaczyć, o co w tym chodzi. Obydwoje zaczęli wypakowywać coś z bagażnika. Mogłem z daleka poznać, że były to różnego rodzaju narkotyki oraz broń palna. Ale chwilę później zauważyłem jeszcze coś. A właściwie kogoś. Była to jakaś dziewczyna. Była związana i poprowadzona przez jednegp z gości do środka. Niewiele myśląc od razu przedostałem się do środka.

Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz