V

294 22 1
                                    

- A co Ci się w sumie stało - spytał mnie tato, gdy już chwilę siedzieliśmy razem przy stole? Ogólnie to kiedyś rzadko się to zdarzało, a nawet skłaniałbym się ku temu, że wspólne posiłki nie miały w ogóle miejsca w naszym domu. A teraz? Za każdym razem musimy jeść go w trójkę.

- Nic, żyję.

- No przecież widać, że coś Ci się stało. Czemu nie powiesz?

- Tony, może odpuść chociaż teraz - wtrąciła się pani Pepper.

- Chcę się po prostu dowiedzieć, co się stało mojemu synowi. To przecież nie jest jakieś dziwne pytanie.

- Ale daj Mu chociaż zjeść, potem sobie pogadacie.

- Pewnie obydwoje będziemy zbyt zajęci - i nadszedł ten moment, w którym odechciało mi się siedzieć w tym domu. Może i stwierdził fakt zgodny z prawdą, ale nie jest chyba świadomy, że gdyby tylko chciał, to ja bym rzucił dla Niego wszystko co robiłem, żeby spędzić chociaż chwilę z ojcem. Tym razem pani Pepper nie skomentowała, a jedynie spojrzała na mnie smutnym wzrokiem. Ja natomiast odszedłem od stołu. Nie miałem ochoty dłużej tam siedzieć.

Poszedłem do pokoju i zająłem się szkołą. Tak jak przewidziałem zjadło mi to sporo czasu, ale z kolei też nie cały dzień. Nie miałem ochoty wychodzić, więc tylko wypuściłem Ren na podwórko, poczekałem aż wróci i spytałem Friday, gdzie jest teraz tato. Na odpowiedź, że u siebie w biurze ucieszyłem się i od razu wyszedłem z pokoju, skierowałem się do windy i zjechałem do warsztatu.

Nie miałem tam zwykle wstępu, ale i tak często tam przesiadywałem, robiłem tak w zasadzie od zawsze. Zawsze udawało mi się coś sklecić, a przynajmniej miałem wtedy jakieś zajęcie.

Chwilę zajęło mi ogarnięcie, co gdzie leży, jeszcze w stanie, w którym rzeczywiście rzeczy mają swoje miejsca i zaraz później puściłem muzykę na słuchawkach i po prostu zacząłem coś składać. Nie było to nic konkretnego, ja też nie miałem jakiegoś planu, więc to co wyszło, to było. Spędziłem tam większość dnia i jak zwykle dobrze się z tym czułem. Do momentu, w którym nie sięgnąłem po klucz i czegoś przypadkowo nie zbiłem. Zamarłem. Ojciec mnie zabije. Spojrzałem na podłogę - było na niej pełno szkła, ziemi, jakaś roślinka i kawałki jakiegoś kamienia. Zanim zdążyłem się ruszyć, usłyszałem dźwięk otwierania windy.

- Kurwa, coś Ty zrobił, Peter - usłyszałem głos taty, który szybko podszedł, schylił się i zaczął rozglądać, jakby czegoś szukał?

- Przepraszam, przecież nie zrobiłem tego celowo. Posprzątam i będzie po temacie.

- Nie będzie. Nie rozumiesz. To terrarium nie było puste - poczułem jak z automatu blednie mi twarz.

- To co tam było? Mogę spróbować znaleźć. Przecież to nie jest jakiś wielki problem.

- Ale nie panikuj, proszę. Był tam bardzo cenny pająk. Nie mój. Nie wpadłbym w życiu na taki pomysł, bo Cię znam. Miałem go przebadać pod kątem mutacji. Kurwa, nie wiem, co ja teraz zrobię.

Naprawdę starałem się nie panikować. To jedyna rzecz, której się boję i mieszkałem z tym pod jednym dachem. Świetnie. Przestałem słuchać tego, co mówił tato i zacząłem wymyślać jakieś dziwne scenariusze, a chwilę później poczułem, że zaczyna brakować mi powietrza. Oparłem się o ścianę i opadłem powoli na podłogę. Próbowałem się skupić na tym, co mówił do mnie tato, ale było ciężko. Czułem, jakby cały czas po mnie coś łaziło, po czym poczułem ukłucie z tyłu szyi, a zaraz potem jak moje całe ciało zaczęło pulsować. Zerwałem się do pozycji stojącej, łapiąc się w miejsce, w którym wcześniej poczułem ukłucie i od razu zrzucając to, co je spowodowało. Gdy zobaczyłem pająka od razu też mną zachwiało, a jego mimo woli zdeptałem.

Nie pamiętam, co się potem działo. Wiem tyle, że zacząłem się okropnie kłócić z tatą o to, że zniszczyłem Jego badania, przez to, że wszedłem tam, gdzie nie powinienem. Nie trzeba było powtarzać mi zbyt wiele razy tego, że wszystko potrafię zjebać, więc niewiele myśląc złapałem za smycz i wyszedłem z domu.

Po jakimś czasie chodzenia, kiedy uznałem, że potrzebuję usiąść i w spokoju pomyśleć, stwierdziłem, że genialnym pomysłem będzie wejście na dach. Znalazłem schodki i po dłuższej chwili udało nam się tam wdrapać. Spojrzałem tylko raz w dół i poszedłem gdzieś usiąść. Oparłem się o komin, włączyłem muzykę i siedziałem patrząc na imponujący widok miasta. I rzeczywiście zdążyłem się trochę uspokoić, ale za to zacząłem się gorzej czuć. Raz po raz robiło mi się słabo, skroń mi pulsowała, a kontakt ze światem powoli tracił. Poczułem jak z nosa spływa mi krew, więc szybko wyciągnąłem telefon, wysłałem Shuri lokalizację i zadzwoniłem, ale nie dałem rady się już odezwać.

Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz