Próba #16
- Friday, jakie jest prawdopodobieństwo, że spadnę i się połamię - spytałem, gdy spojrzałem w dół z samej góry wieży?
- Prawdopodobieństwo spadnięcia wynosi czterdzieści trzy procent, natomiast prawdopodobieństwo połamania się - dwanaście procent.
- A to nie jest źle. Spróbuj coś powiedzieć ojcu, to Cię wyłączę.
- Ej, ale Friday jest miła - stwierdził Ned.
- Bo musi - Shuri powiedziała dosłownie to samo, co ja miałem zamiar, ale nie zdążyłem.
- Nie musi - spojrzałem na MJ i przez moment zastanawiałem się, co ma na myśli, ale doszedłem do wniosku, że to bezcelowe. - Przecież jeden komputer wstał i chciał wszystkich pozabijać.
- Ultron miał problemy egzystencjalne.
- No, ale nie był raczej miły wtedy.
- Nie pamiętam, miałem dziewięć lat. Ale prawdopodobnie nie był miły - rzuciłem.
- Dobra, stary, bo mam do roboty na rano - powiedziała Shuri, po czym pchnęła mnie w przepaść. - No co? Chyba się nie zabije. Ma na ubraniu taką powiedzmy poduszkę powietrzną.
Nie wiedziałem co w sumie miał przedstawiać ten test, ale poczułem mrowienie na nadgarstkach i znikąd wystrzeliłem bliżej nieokreślonym czymś, przez co przehuśtałem się na dach jakiegoś budynku. Z tyłu usłyszałem tylko MJ wrzeszczącą na Shuri. Przez chwilę stałem nieruchomo, zastanawiając się jakim cudem ja jeszcze żyję i wylądowałem z taką równowagą i skąd się wzięły te sznurki, dzięki którym nie runąłem o beton. Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.
Odwróciłem się powoli i spojrzałem na moich przyjaciół. Jak mam tam do cholery wrócić? Wyciągnąłem telefon, który miałem na szczęście zapięty w kieszeni, bo jeszcze tego mi brakowało, żeby się rozjebał, to nie wiem co bym ojcu powiedział i odebrałem połączenie od Neda.
- Boże, nic Ci nie jest?
- Chyba nie...
- Co Ty kurwa zrobiłeś - spytała zdenerwowana MJ? - Chcesz się zabić?
- Ta idiotka mnie popchnęła. Ale kurwa trzeba dopisać do listy, że z nadgarstków mogę strzelać jakimś zmutowanym sznurkiem. I jak ja mam tam do cholery wrócić? Oświeć mnie, Shuri...
- To było świetne, Peter - przerwała mi moja jebnięta przyjaciółka. - Żeby tu wrócić masz opcję ponownego rzucenia się z budynku, albo zejścia z Niego i pójścia na pieszo.
Rozłączyłem się i poszedłem poszukać schodów, albo drabiny. Niech mi ktoś wytłumaczy, co za zjebany budynek nie ma ani tego, ani tego. Zacząłem się zastanawiać czy nie lepiej po prostu zeskoczyć z budynku, ale jakoś nie widziała mi się wizja połamanego mnie. Usłyszałem za to odgłos dzwonka mojego telefonu. Odebrałem go bez zastanowienia i powiedziałem:
- Dziękuję za złote rady, deklu, jesteś niezawodna i możesz sama tu przyjść i rzucić się z budynku?
- Kto ma się rzucić z budynku - zamarłem na to pytanie? Spojrzałem na ekran telefonu i przygryzłem wargę. Nie była to Shuri, ani się nie przesłyszałem. A tato kontynuował. - Halo? O czym Ty mówisz?
- O niczym, tato. To nieistotne. Coś się stało?
- Tak? Nie odpisujesz, ani nie odbierasz. Gdzie Ty jesteś? I co robisz?
- Gdzie ja jestem? Też chciałbym to wiedzieć w sumie. A coś się stało?
- Twoja mama się odezwała.
- Po co - spytałem i oparłem się o barierkę, nachylając się jednocześnie nad ziemią?
- Chciała się z Tobą spotkać i pogadać. I prosiła, żebym dał Jej Twój numer. Swoją drogą, wracaj już do domu może.
- Nie dawaj. Możesz Jej powiedzieć, że nie mam ochoty z Nią rozmawiać po tylu latach. To nie ma najmniejszego sensu.
- Ja też jestem na Nią wkurwiony, ale może dasz Jej szansę?
- Już dałem. I to nie skończyło się najlepiej. Nie mam zamiaru znowu przeżywać przez Nią tego samego.
- Dałem Jej Twój numer. Ma ograniczone prawa, ale nie ma ich odebranych. Nie mam ochoty na kolejne sprawy.
- Tyle lat miała mnie w dupie, a Ty Jej jeszcze idziesz na rękę - zacząłem trochę unosić głos? - Ja nie chcę ani z Nią rozmawiać, ani Jej widzieć, ani o Niej słyszeć. Rozmowę uważam za zakończoną.
Rozłączyłem się i nie wiedziałem, co mam zrobić. Po co On to zrobił? Nie dam rady kurwa znowu tego przeżywać, bo mamusia po tylu zasranych latach sobie nagle przypomniała, że ma syna. A potem znowu mnie zostawi. Nas. Ma Pepper, nie możemy, na tym zakończyć? Niewiele myśląc uderzyłem pięścią w wyższą część budynku, pewnego rodzaju mur. I dopiero, gdy zobaczyłem, że w miejscu, w które uderzyłem powstała dziura rzeczywiście się uspokoiłem. Albo inaczej - zamiast gniewu, opanował mnie szok. Dopiero do mnie dotarło, że potrafiłem przebić jakiś cholerny murek, wytwarzać jakąś kleistą maź i lepiej słyszeć oraz widzieć. I uśmiechnąłem się do siebie, po czym wróciłem z powrotem do moich przyjaciół.
CZYTASZ
Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanficKolejna przeprowadzka. Każda z nich męczy tak samo. Niby zmienia tyle w moim życiu, ale wszędzie tylko doskwiera mi brak przyjaciół i siedzenie w domu przez domowe nauczanie. Mój ojciec, Anthony Stark, to naukowiec i superbohater. Za każdym razem ob...