XIII

215 17 1
                                    

Próba #16

- Friday, jakie jest prawdopodobieństwo, że spadnę i się połamię - spytałem, gdy spojrzałem w dół z samej góry wieży?

- Prawdopodobieństwo spadnięcia wynosi czterdzieści trzy procent, natomiast prawdopodobieństwo połamania się - dwanaście procent.

- A to nie jest źle. Spróbuj coś powiedzieć ojcu, to Cię wyłączę.

- Ej, ale Friday jest miła - stwierdził Ned.

- Bo musi - Shuri powiedziała dosłownie to samo, co ja miałem zamiar, ale nie zdążyłem.

- Nie musi - spojrzałem na MJ i przez moment zastanawiałem się, co ma na myśli, ale doszedłem do wniosku, że to bezcelowe. - Przecież jeden komputer wstał i chciał wszystkich pozabijać.

- Ultron miał problemy egzystencjalne.

- No, ale nie był raczej miły wtedy.

- Nie pamiętam, miałem dziewięć lat. Ale prawdopodobnie nie był miły - rzuciłem.

- Dobra, stary, bo mam do roboty na rano - powiedziała Shuri, po czym pchnęła mnie w przepaść. - No co? Chyba się nie zabije. Ma na ubraniu taką powiedzmy poduszkę powietrzną.

Nie wiedziałem co w sumie miał przedstawiać ten test, ale poczułem mrowienie na nadgarstkach i znikąd wystrzeliłem bliżej nieokreślonym czymś, przez co przehuśtałem się na dach jakiegoś budynku. Z tyłu usłyszałem tylko MJ wrzeszczącą na Shuri. Przez chwilę stałem nieruchomo, zastanawiając się jakim cudem ja jeszcze żyję i wylądowałem z taką równowagą i skąd się wzięły te sznurki, dzięki którym nie runąłem o beton. Za dużo pytań, za mało odpowiedzi.

Odwróciłem się powoli i spojrzałem na moich przyjaciół. Jak mam tam do cholery wrócić? Wyciągnąłem telefon, który miałem na szczęście zapięty w kieszeni, bo jeszcze tego mi brakowało, żeby się rozjebał, to nie wiem co bym ojcu powiedział i odebrałem połączenie od Neda.

- Boże, nic Ci nie jest?

- Chyba nie...

- Co Ty kurwa zrobiłeś - spytała zdenerwowana MJ? - Chcesz się zabić?

- Ta idiotka mnie popchnęła. Ale kurwa trzeba dopisać do listy, że z nadgarstków mogę strzelać jakimś zmutowanym sznurkiem. I jak ja mam tam do cholery wrócić? Oświeć mnie, Shuri...

- To było świetne, Peter - przerwała mi moja jebnięta przyjaciółka. - Żeby tu wrócić masz opcję ponownego rzucenia się z budynku, albo zejścia z Niego i pójścia na pieszo.

Rozłączyłem się i poszedłem poszukać schodów, albo drabiny. Niech mi ktoś wytłumaczy, co za zjebany budynek nie ma ani tego, ani tego. Zacząłem się zastanawiać czy nie lepiej po prostu zeskoczyć z budynku, ale jakoś nie widziała mi się wizja połamanego mnie. Usłyszałem za to odgłos dzwonka mojego telefonu. Odebrałem go bez zastanowienia i powiedziałem:

- Dziękuję za złote rady, deklu, jesteś niezawodna i możesz sama tu przyjść i rzucić się z budynku?

- Kto ma się rzucić z budynku - zamarłem na to pytanie? Spojrzałem na ekran telefonu i przygryzłem wargę. Nie była to Shuri, ani się nie przesłyszałem. A tato kontynuował. - Halo? O czym Ty mówisz?

- O niczym, tato. To nieistotne. Coś się stało?

- Tak? Nie odpisujesz, ani nie odbierasz. Gdzie Ty jesteś? I co robisz?

- Gdzie ja jestem? Też chciałbym to wiedzieć w sumie. A coś się stało?

- Twoja mama się odezwała.

- Po co - spytałem i oparłem się o barierkę, nachylając się jednocześnie nad ziemią?

- Chciała się z Tobą spotkać i pogadać. I prosiła, żebym dał Jej Twój numer. Swoją drogą, wracaj już do domu może.

- Nie dawaj. Możesz Jej powiedzieć, że nie mam ochoty z Nią rozmawiać po tylu latach. To nie ma najmniejszego sensu.

- Ja też jestem na Nią wkurwiony, ale może dasz Jej szansę?

- Już dałem. I to nie skończyło się najlepiej. Nie mam zamiaru znowu przeżywać przez Nią tego samego.

- Dałem Jej Twój numer. Ma ograniczone prawa, ale nie ma ich odebranych. Nie mam ochoty na kolejne sprawy.

- Tyle lat miała mnie w dupie, a Ty Jej jeszcze idziesz na rękę - zacząłem trochę unosić głos? - Ja nie chcę ani z Nią rozmawiać, ani Jej widzieć, ani o Niej słyszeć. Rozmowę uważam za zakończoną.

Rozłączyłem się i nie wiedziałem, co mam zrobić. Po co On to zrobił? Nie dam rady kurwa znowu tego przeżywać, bo mamusia po tylu zasranych latach sobie nagle przypomniała, że ma syna. A potem znowu mnie zostawi. Nas. Ma Pepper, nie możemy, na tym zakończyć? Niewiele myśląc uderzyłem pięścią w wyższą część budynku, pewnego rodzaju mur. I dopiero, gdy zobaczyłem, że w miejscu, w które uderzyłem powstała dziura rzeczywiście się uspokoiłem. Albo inaczej - zamiast gniewu, opanował mnie szok. Dopiero do mnie dotarło, że potrafiłem przebić jakiś cholerny murek, wytwarzać jakąś kleistą maź i lepiej słyszeć oraz widzieć. I uśmiechnąłem się do siebie, po czym wróciłem z powrotem do moich przyjaciół.

Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz