XXXIV

180 15 0
                                    

- Ale co się stało - spytałem?

- Co się stało? Spójrz na swoje biurko. Leżą tam moje klucze. Ja mam, nie wiem czyje. I nie mogę wejść do domu, a Ty nie odbierasz jebanego telefonu.

- Dobra, za niedługo przyjadę.

Po tej krótkiej rozmowie zerwałem się z łóżka w celu znalezienia właściwych kluczy. Po chwili jednak doszedłem do wniosku, że jestem zbyt zmęczony, żeby prowadzić.

Skierowałem się do sypialni taty i Pepper. I zapukałem z nadzieją, że drzwi otworzy mi tato.

- Friday, tato jest w sypialni?

- Nie, jest w warsztacie.

- Aha, dzięki.

Poszedłem do windy uprzednio zgarniając, tym razem już właściwe, klucze i chwilę później zjechałem na dół.

Gdy drzwi windy otworzyły się, tato podniósł na mnie swój wzrok znad jakiegoś wynalazku.

- Co jest?

- Wzięła nie te klucze. Nie może wejść do domu. Mógłbyś mnie podrzucić? Ja zasnę za kółkiem.

- Dobra, daj mi chwilę.

Czasami da się jednak na Nim polegać.

Pojechaliśmy do MJ, oczywiście z akompaniamentem muzycznym składającym się głównie z AC\DC.

- Przepraszam za dzisiaj.

- Nie musisz. Ja robiłem gorsze rzeczy w Twoim wieku. Co nie oznacza, że możesz takie numery odwalać. Za klucze nikogo nie winię, ale już mógłbyś mnie nawet obudzić i powiedzieć, że ktoś u nas jest. Byłbym wdzięczny za to następnym razem. To tutaj, nie?

- Tak - odpowiedziałem, spoglądając na siedzącą na progu MJ.

Po chwili samochód się zatrzymał, a ja z Niego wysiadłem.

- Kurwa, musiałeś aż ojca budzić? Strasznie przepraszam za to wszystko.

- Ej, spoko. Każdemu się zdarza. Dobrze, że te klucze były u mnie, a nie zgubiłaś ich gdzieś po drodze do mojego domu.

- A to są te trefne.

Podała mi klucze, które dostała ode mnie wcześniej. Od razu je rozpoznałem. Szkoda, że dopiero teraz.

- To klucze Pepper. I widzisz? Wyszło na to, że to moja wina.

- Michelle, kiedy wracają Twoi rodzice - spytał nagle mój tato, po otwarciu okna? Odwróciłem się w Jego stronę.

- Za trzy dni. Przepraszam, że musiał się pan fatygować.

- Weź sobie plecak, zeszyty, bo książki Peter ma, ubrania, piżamę, szczoteczkę do zębów i cokolwiek tam potrzebujesz i śpij u nas przez te trzy dni. Zadzwonimy jutro do Twoich rodziców.

- Poważnie - spytała, a ja uśmiechnąłem się szeroko?

- No tak. Czemu miałbym żartować?

- Tato, błagam. Ty wiecznie wszystkich wkręcasz i do tego wszyscy Ci wierzą w każdą brednię.

- Bo zaraz Was oboje tu zostawię. No ruchy, ludzie.

Wróciliśmy do domu. Tato od razu poszedł do swojej sypialni, a my do mojego pokoju i położyliśmy się spać. MJ ponownie zasnęła jako pierwsza. Wtuliła się we mnie, co nie przeszkadzałoby mi, gdybym mógł się ruszyć. Jakimś cudem mi się to udało. Przytuliłem się do MJ i ja również zasnąłem.

Obudził nas mój ojciec. A właściwie mnie, ale jak ja wstałem to jakoś tak wyszło, że MJ też się obudziła. Głównie przez to, że na mnie leżała.

- Chciałem Ci tylko powiedzieć, że nie będzie nas przez cały dzień. Tylko możesz spotkać Nat i Pepper.

- Okej.

Tato zamknął drzwi, a ja spojrzałem zmęczonym wzrokiem na MJ.

- Czy Twój tato naprawdę tylko po to nas obudził?

- To normalne. Ale ja zazwyczaj nie śpię o takiej godzinie, bo Steve tłukł się wiecznie garnkami i już chyba wstaję z automatu.

- Steve...?

- Rogers. Kapitan Ameryka.

- Boże, zapominam, że Ty Ich wszystkich znasz.

- Jak chcesz, mogę Cię z Nimi poznać.

- Nie, wolę się nie narzucać. Ale dzięki. Gdzie masz łazienkę? Chciałam się umyć.

- Chcesz coś na zmianę - spytałem wskazując na drzwi prowadzące z mojego pokoju do łazienki?

- Każdy pokój ma osobną łazienkę?

- Chyba tak. To chcesz?

- Jakbyś mógł mi dać jakiś t-shirt.

Dałem MJ ubrania, powiedziałem co i jak i zacząłem ogarniać pokój. I dopiero po tym usiadłem na łóżku i odpaliłem telefon. I zobaczyłem ilość wiadomości. Oni nas zabiją.

Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz