Shuri załatała moją dziurę w brzuchu i całkiem szybko mogłem już normalnie chodzić. Świat niestety dowiedział się, kim jestem. Więcej nie wiedziałem. Nie chcieli mi nic mówić, dopóki nie wyzdrowieję.
Wstałem z łóżka i poszedłem do salonu, w którym teraz wszyscy się znajdowali.
- Peter, kto Ci pozwolił wstać - spytał donośnym głosem tato?
- Nikogo nie było, uznałem, że nie potrzebuję pozwolenia.
- Myliłeś się. Ale nie będziesz szedł z powrotem, więc już tu usiądź.
- Peter, chciałam Cię przeprosić - zaczęła pani Jones. - Za to jak Cię potraktowałam.
- Spoko, ja też bym się tak potraktował.
- Może zostawimy Was samych...
Obróciłem się i zobaczyłem MJ. Uśmiechnąłem się szeroko, ale po chwili się opamiętałem.
- Wiem, że jestem idiotą, ale proszę o to, żebyś mi wybaczyła. Zachowałem się jak skończony dupek i tłumaczenie się nic tu nie zmieni, ale...
- Pete, wiem już, dlaczego zachowałeś się jak „skończony dupek". Dużo, o tym myślałam. I ostatecznie wcale nie okazałeś się takim skończonym dupkiem. Ewentualnie tylko ćpunem... Ale to już wiedziałam...
- Ogarnę się, obiecuję. Ale potrzebuję pomocy. Naprawdę dużej pomocy. I, jeśli byś się na to zdecydowała, to musisz wiedzieć, że łatwo ze mną nie będzie.
- Czy kiedykolwiek było z Tobą łatwo?
- Nie wiem, ciężko stwierdzić.
- Uwierz, że nie. Ciężko mi to przyznać, ale zakochałam się w Tobie i nawet po tym co potrafisz odwalać, nadal jesteś dla mnie bardzo ważny. Dlatego myślę, że możemy spróbować jeszcze raz. Tylko musisz pamiętać, że jak znowu złamiesz mi serce, to znam paru gości, którzy chętnie by Cię wtedy połamali.
- Powiało grozą - uśmiechnąłem się.
MJ podeszła do mnie i pocałowała.
Ostatecznie wszystko się jakoś ułożyło. Wszystkim w szkole nagle zaczęło zależeć na przyjaźni ze mną, ale ja trzymałem się moich starych, najlepszych przyjaciół. Postanowiłem nie kombinować. Dobrze było, jak było.
Bucky wrócił na stałe do Nowego Jorku. Szybko wróciliśmy do relacji, którą zawsze mieliśmy. Codziennie trenowaliśmy, starałem się poświęcać Mu jednak sporą część swojego czasu wolnego, którego po tych wszystkich wydarzeniach, miałem całkiem mało.
Wróciłem też do pajączkowania. Ale zmieniła się jedna rzecz. A właściwie nie jedna, a kilka. Najważniejszą z nich jest to, że oficjalnie zostałem Avengerem. Spędzałem też sporo czasu na misjach. Takich prawdziwych i poważnych. Rzeczywiście zacząłem mieć wpływ na funkcjonowanie świata.
Poszedłem też na odwyk. Trudno w to uwierzyć, ale odkąd to wszystko się wydarzyło jestem czysty. Jest ciężko, ale staram się. Mam dla kogo. Poszedłem na niego wraz z Maxem. Przynajmniej nie będę miał skąd tego brać.
Mama wraz z całą resztą poszła siedzieć. Nie żałuję tego. Może miałem w tym swój bardziej osobisty interes niż możnaby się spodziewać. Całkiem to możliwe. Nie wykluczam tego.
Co do taty... Oświadczył się Pepper. Wzięli ślub i poinformowali mnie, że będę miał rodzeństwo. Kim bym był, gdyby obeszło się bez awantury z tego powodu. Ale chyba się już z tym pogodziłem. Jeśli dzieciak będzie taki jak Pepper, to nie widzę najmniejszego problemu. Gorzej jak będzie taki jak tato. Nie będę miał wtedy życia.
Tak więc podsumowując...
Wszystko się ułożyło. Jest lepiej niż bardzo dobrze. Moje życie wreszcie stało się stabilne. A nawet jak miałoby się coś zjebać, to wiem, że mam pełne wsparcie mojej całej „rodziny", która mnie kocha i w razie czego wyciągnie z kłopotów. Czas iść naprzód...
CZYTASZ
Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєń
FanficKolejna przeprowadzka. Każda z nich męczy tak samo. Niby zmienia tyle w moim życiu, ale wszędzie tylko doskwiera mi brak przyjaciół i siedzenie w domu przez domowe nauczanie. Mój ojciec, Anthony Stark, to naukowiec i superbohater. Za każdym razem ob...