XIV

201 17 0
                                    

- Co się stało, że tyle tam siedziałeś - spytała MJ ze słyszalnym przejęciem w głosie? - Nic Ci nie jest?

Uśmiechnąłem się pod nosem i pokręciłem głową. Spojrzałem na ręce i złożyłem palce w ten sam sposób, w jaki zrobiłem to wcześniej w locie, i wycelowałem w murek. I znowu mi się udało.

- Co to kurde jest - spytał Ned?

- Coś jak sieć... Ugryzł Cię pająk, co nie - pokiwałem głową w odpowiedzi na pytanie Shuri, a ta podeszła i szarpnęła za „sieć"? - Kurde, mocne to. Potrzebowałabym to przebadać, ale serio coraz bardziej podobają mi się te Twoje moce.

- To słuchaj tego. Gadałem z ojcem przed chwilą...

- Oj, będzie źle, uwierzcie mi.

- Stara, nie przerywaj mi. Wkurwił mnie w każdym razie, a ja jebnąłem w ścianę. Przebiłem ją na wylot.

- Nie pierdol - Ned popatrzył na mnie z niedowierzaniem.

- Czyli co? Masz supersłuch, wzrok, siłę, magiczny zmysł i wytwarzasz sieć.

- Na to by wyszło - odpowiedziałem MJ. - O ile, ktoś nie ma jeszcze jakiś pomysłów na testy, to prawdopodobnie nic więcej. A to wszystko przez to, że jestem niedorajdą i zbiłem jakieś terrarium.

- A co dalej - spytał Ned?

- Egoizmem byłoby niewykorzystanie tego.

- To jak? Chcesz się pobawić w superbohatera - Shuri uśmiechnęła się lekko?

- Znasz odpowiedź.

- Daj mi parę dni. Będziesz miał strój. Ale najpierw musisz przylecieć na chwilę do Wakandy. Im szybciej, tym lepiej. Możemy nawet teraz, podrzucę Cię na chatę potem. MJ, Ned, może macie ochotę wpaść i zwiedzić Wakandę? Mój brat chętnie Was pozna.

- Co ma do tego Twój brat - spytał Ned?

- Shuri jest... Jakby to ująć... Księżniczką? Jej brat to T'Challa - król Wakandy.

- O kurwa... Ja pier... Boże, przepraszam, nie powinienem przy Tobie, pani przeklinać.

- Stary, żadnej „pani" do cholery, a już tym bardziej „księżniczko", czy „Wasza wysokość". I se przeklinaj przy mnie do woli. Ile razy ja przeklinałam przy Was? No właśnie. Kurwa, ludzie, bez spiny nadal jestem tą samą Shuri, co już znacie. Mam tylko tytuł królewski, ale to nieistotne. Co innego, jakbyście gadali z moją mamą. Co jest mało prawdopodobne, że się zdarzy. To co? Lecicie z Nami, czy Was odstawić do domu?

- Skąd wytrzaśniesz samolot - dopytał Ned?

- A po co mi samolot? Peter, przykro mi, ja prowadzę, bo liczy się czas. A jak mają nas złapać, to niech lepiej prowadzi ktoś z kwitami.

- Dobra.

Zeskoczyłem na dół i zacząłem iść, zapominając, o tym, że właściwie tylko ja miałem taką opcję, więc chwilę poczekałem na pozostałych. Niedaleko stąd stał samochód Shuri, do którego wsiedliśmy i po jakimś czasie dojechaliśmy do celu.

- Co do tego samolotu... Chwilę się przelecimy, ale nie samolotem. Musimy po prostu przelecieć przez barierę i będzie git. Ktoś się boi latać?

Razem z Shuri spojrzeliśmy na MJ i Neda i doszliśmy do wniosku, że nie będzie większych problemów. Gdy przelecieliśmy przez barierę, na twarzach moich przyjaciół pojawiło się zdziwienie i pewnego rodzaju zachwyt. Chwilę później wylądowaliśmy na ziemi, a ja niemal od razu odpiąłem pas i wyszedłem z uśmiechem na zewnątrz. Zaczekałem moment, aż wszyscy wyjdą i spojrzałem jeszcze raz na oglądających się w około Neda i MJ.

- T'Challa - powiedziałem głośno, gdy zauważyłem swojego dobrego znajomego i od razu poszedłem się z Nim przywitać. - Michelle i Ned - moi przyjaciele, a to T'Challa, czyli właściwie też mój przyjaciel.

Po początkowym przywitaniu się, podczas którego oczywiście nie obyło się bez ciągłego poprawiania moich przyjaciół, żeby się przestawili na normalną rozmowę na „Ty" z T'Challą, przeszliśmy do warsztatu Shuri. Do wieczora wszyscy (Shuri, MJ, Ned i ja, bo T'Challa przez większość czasu uzgadniał coś z władcami innych rejonów Wakandy) pracowaliśmy nad strojem i miałem wpaść do Niej następnego dnia, żeby tylko zrobić ewentualne poprawki.

Shuri podrzuciła wszystkich po kolei do domów, a mnie jako ostatniego. Przed wejściem do Wieży zawahałem się, ale przecież nie mogło być aż tak źle.

- Miałeś wrócić już dawno - powiedział tato dosłownie w progu. Odrobinę za głośno. Albo powiedział to normalnym tonem i po prostu ja usłyszałem to lepiej. - I co? Nic? Nie tłumaczysz się, nie zaczynasz kłótni? Nic nie powiesz?

- A co mam Ci powiedzieć? Miałem wrócić już dawno. Taka prawda.

- Chciałem z Tobą pogadać o Twojej mamie...

- Nie mamy o czym rozmawiać. Po co to rozdrapywać? Nie chcę się z Nią widzieć. Doskonale, o tym wiesz. A to, że przypomniała sobie o moim istnieniu po tylu latach, jakoś mnie nie zachęca.

- Pete, złamiesz Jej tym serce, daj Jej szansę.

- To Ona nas zostawiła. Nie my Ją. Płakałem za Nią po nocach, aż w końcu się pogodziłem z tym, że nie wróci. W każde urodziny liczyłem na to, że osobą dzwoniącą do drzwi jest Ona. Tyle lat liczyłem na cud, że odpuściłem. I „świetnie" mi się żyło. Bez matki i właściwie bez ojca. Fajnie, że dzięki temu, że jesteś z panią Pepper, to chociaż ze mną rozmawiasz, bo przez tyle lat ojca też nie miałem. Nie wychowywała mnie Ona, nie wychowywałeś mnie Ty, tylko pieprzone guwernantki i opiekunki. Wiesz czemu nie chcę Jej widzieć? Bo boję się, że Jej znowu zaufam. I po raz kolejny mnie zostawi - poczułem jak pod powiekami zbierają mi się łzy. - Nie przekonacie mnie. Dla mnie jest obca.

- A mimo to, nosisz Jej nazwisko.

- To tylko sentyment. I jedno z bardziej pospolitych nazwisk, które nie muszą mnie z nikim łączyć.

- Może przemyśl to jeszcze.

- Miałem na to dziesięć lat. Przemyślałem to bardzo dokładnie.

- Pete...

Po policzku spłynęło mi kilka łez, więc skierowałem się do pokoju. Spojrzałem jeszcze raz na panią Pepper, która właściwie cały czas była w kuchni, więc wszystko widziała i słyszała i rzuciła na mnie smutnym wzrokiem.

Usiadłem na podłodze i włączyłem muzykę na słuchawkach. Niemal od razu przybiegła do mnie Ren i położyła swoją głowę na moich kolanach, a ja zacząłem ją głaskać. Po jakimś czasie odgłos mojego dzwonka przerwał mi moją marną próbę uspokojenia się. Paru pierwszych nie odebrałem. Ale zacząłem się z powrotem wkurwiać, przez to, że do tego wszystkiego nie mogłem słuchać muzyki. Więc podniosłem telefon i niechcący odebrałem połączenie. Jeszcze bardziej cudowne było to, że była to grupa MJ, Neda, Shuri i moja, Shuri zadzwoniła na kamerce, a ja wyglądałem jak pieprzony wrak człowieka z widocznymi objawami tego, że wcześniej ryczałem, plus nadal miałem łzy pod powiekami. Tylko tego mi brakowało.

Just Another Move | złσ∂zιєנкα мαяzєńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz