彡49彡

89 8 91
                                    

Kolejny dzień minął.

George nadal nie wracał.

Clay dzwonił i pisał.

Nikt nie odbierał.

Blondyn dzwonił i do Ashley i do Diany.

Żadna z nich nie odebrała.

Clay planował już szybką wycieczkę do Londynu ale coś go jednak trzymało.

Mimo że George'a nie było przy nim on był spokojny.

Dziwnie spokojny.

Ten spokój dziwił nawet jego samego.

W końcu halo, twój narzeczony pojechał nikt nie wie dokładnie gdzie i nie wraca od paru dni.

Co powoduje ten spokój?

A może to po prostu przyzwyczajenie?

W końcu piegus tak długo żył bez kontaktu z brunetem.

Tylko tym razem.

Czuł że jest w jakiś nie wytlumaczalny sposób coś go uspokaja.

Chłopak z ciężkim westchnieniem położył się do łóżka.

Z nadzieją że jego narzeczony już jest w drodze do ich domu.

A na kocu obok, leżała ich kotka.

Zasnął.

Gdy obudził się w śnie.

Unosił się w nieskończonym kosmosie.

Milardy jeśli nie gazyliardy pełne skał i innych nie znanych człowiekowi zjawisk.

Gwiazdy skrzyły się jasnym światłem.

Były takie małe.

Mniejsze niż on sam.

Chłopak nie do końca wiedział co tu robi.

Ale podobało mu się to.

Chwilę moment....

Czy to się już nie wydarzyło?

Mimo że dźwięk nie rozchodzi się w próżni Clay zaczął śmiać się na cały głos latając dookoła a jego śmiech poniosło echo które zaciekawiło kogoś innego.

Silne uczucie deja vu dotknęło blondyna.

Mógłby przysiąc że już tu kiedyś był.

George rozpoznał śmiech Clay'a.

Rozpoznał go bo była to jedyna rzecz która kiedykolwiek dała mu tyle szczęścia.

Ten blondwłosy był kiedyś jego powodem do uśmiechu.

To jego głupie żartyjego słowa, jego obecność uszczęśliwiały kiedyś George'a.

✔️winter stargazing // dnfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz