Jedyne, o czym umiałam myśleć, to zaginiony na wodzie wianek. Jak? Gdzie? Kiedy? Pytania bombardowały z każdej strony, a odpowiedzi jak nie było, tak nie zamierzały się pojawiać. Przecież cały czas patrzyłam na wodę, stwierdziłam w duchu. Wzrok odwróciłam ledwie na kilka sekund, chwilę, mrugnięcie okiem. Może nawet nie denerwowałabym się tak bardzo jakimś tam wiankiem, ale pojęcia nie miałam, co się z nim stało. Był i zniknął, przepadając jak kamień w wodę. Przystanęłam w pół kroku. Boże, a jeśli on zatonął?
Niby nie wierzyłam w to wszystko, ale znałam potęgę podświadomości. Na niej bazowały wszystkie możliwe wróżki bez względu na to, z czego przepowiadały przyszłość. Mogły równie dobrze wróżyć ze strzępek potarganej firany, ale jeśli człowiek brał jakkolwiek pod uwagę słowa wieszczki, zawsze, ale to absolutnie zawsze znalazły one spełnienie w jego dalszym życiu.
Zaczerpnęłam oddechu, próbując się uspokoić. Byłyśmy prawie na miejscu docelowego spotkania z chłopakami, ale po prawdzie w dupie ich miałam. Ich, rozpalone przez nich ognisko, całą tę noc, jeśli nie wiedziałam, co do jasnej cholery trafiło się mojemu wiankowi. Musiałam odkryć prawdę, najlepiej jak najprędzej.
- Wszystko dobrze? – Obraz wyostrzył się, dopiero teraz ukazując mi, jak mocno pogrążyłam się we własnym świecie. Niemira stała dokładnie na wprost w niewielkiej odległości, niemal przyciskając twarz do mojej. Cofnęłam się niekontrolowanie, orientując, jak blisko się znajdowała. – Blada się zrobiłaś.
- A co jak zatonął? – wyszeptałam. Objęłam się odruchowo, a Niemira zmarszczyła czoło, obniżając podkreślone mocno brwi. – Wianek. Co jeśli poszedł na dno?
Spoważniała jak na zawołanie. Ona wierzyła w te zabobony. Również zrobiła krok do tyłu, lustrując mnie z większej odległości. Wcześniej chyba także nie wzięła pod uwagę, że scenariusz ten jest jak najbardziej prawdopodobny. Pozostałe dziewczyny też nie, bo szły w najlepsze przed nami, kompletnie nie zwracając uwagi, że zostałyśmy z tyłu, wymieniając poglądy.
- Nie, to... niemożliwe – wyrzekła po namyśle. Nie brzmiała jednak pewnie, a przynajmniej nie na tyle pewnie, abym uwierzyła jej na słowo. – Nie mógł zatonąć. Pewnie ktoś go wyłowił.
- Ze środka jeziora? – zapytałam głośniej, niż zamierzałam. Zerknęłam ponad jej ramieniem na coraz mocniej oddalone sąsiadki. Jedna z nich wyśpiewywała jakąś starą przyśpiewkę, którą pewnie nawet kojarzyłam, ale zbyt zestresowana przypuszczeniami dotyczącymi wianka, nie umiałam sobie przypomnieć. – Nira, niby jak? Przecież nikt tamtędy nie przepływał.
- No, wiem, wiem – stwierdziła również coraz mocniej zdenerwowana. Rozejrzała się, jakby pośród otoczenia chciała znaleźć sensowny, a także przede wszystkim racjonalny argument przemawiający za ocaleniem kompozycji mojego autorstwa. – Spokojnie, Karuś, nie wpadajmy w panikę. Na pewno jest logiczne wyjaśnienie.
- Jakie? – wyrzuciłam z siebie. – Duch zabrał wianek? Był przecież na środku jeziora, widziałaś. – Wskazałam na nią ręką, na co potwierdziła, przytakując głową. – Spuściłam wzrok tylko na moment, a jego już nie było.
- W sumie to...
- Co? – spytałam, mając nadzieję, że zaobserwowała, co się z nim stało i zaraz podzieli się ze mną swoją wiedzą. – Nira, wiesz coś? Widziałaś?
- Nie – powiedziała, przygryzając wargę. – Ale skąd pewność, że zniknął twój wianek?
Niekontrolowanie szerzej otworzyłam oczy, mierząc ją spojrzeniem. Boże, jedna z nas dwóch jest w niebezpieczeństwie, spanikowałam. Weź się w garść, weź w garść, nakazała bojowo nastawiona podświadomość, tupiąc na mnie nogą i krzyżując ręce pod piersią. Cóż ja mogłam, że mózg z irytującym, złowieszczym chichotem podsuwał obrazy rodem z Oszukać przeznaczenie?
CZYTASZ
Zapieczętowani krwią. Tancerka strzygonia. TOM I [ZAKOŃCZONE]
ChickLitDorosłość nie jest łatwa, lecz dla kogoś, kto nie miał dzieciństwa, samodzielność oraz własne zasady są zbawieniem. Karmen szybko postanawia się uniezależnić i wie, czego chce. Na przekór radom siostry podejmuje decyzję o znalezieniu mieszkania, rob...