31. Mleczna kąpiel powinna zaradzić cuda

446 67 66
                                    

Całą drogę do Mikołeski Milan zdawał się pogrążony w myślach. Nie odezwałam się bodajby słowem, nie chcąc mu przeszkadzać. Żywiłam jednak szczerą nadzieję, że mężczyzna skupia się maksymalnie na drodze i prowadzeniu auta, aniżeli pozwala pochłonąć się rozmyślaniom na temat renówki Radagasta, która swoją drogą nadawała się tylko do warsztatu. 

Nie trzeba było mnie nawet o tym przekonywać, bo na pierwszy rzut oka samochód sąsiada wywoływał chęć płaczu oraz lamentu. Pomimo to w hondzie jechaliśmy sami. Życzliwy Spitymir udzielił potencjalnemu szwagrowi swojej skody, jaką ponoć i tak rzadko eksploatował.

Znudzona wyglądałam za okno. Nie chciało mi się już nawet patrzeć na niebieską skodę, za którą wiernie zdążaliśmy, korzystając z braku ruchu na drogach. O tej porze ludzie mogli jechać co najwyżej na ranną zmianę. Poprawiłam się w siedzeniu, czekając niecierpliwie, aż będę mogła wyjść, rozprostować kości. Niby cała podróż miała trwać lekko ponad godzinę, a przy przyśpieszonym tempie i ciężkich stopach kierowców nawet krócej, ale nudziłam się niczym mops, powoli nastawiając się na liczenie drzew.

- Zaraz będziemy – zakomunikował kierowca.

Nie wątpiłam, że wyczuł mój nastrój. Zresztą wystarczyło zerknąć, jak pokładam się na siedzisku. Jeśli nie uznał, że chce mi się spać, musiał obstawiać znudzenie. Poza tym ton mojego głosu także wskazywał jednoznacznie na mój stan.

- Miło.

- Nie jesteś zachwycona czy to zmęczenie? – dopytał, przelotnie zerkając w moją stronę.

Powiodłam wzrokiem na bruneta, oglądając przez dłuższą chwilę jego profil. Bacznie obserwował drogę, nawet jeśli momentami uciekał wzrokiem na krótkie sekundy w bok, gdzie siedziałam. Trzymając jedną ręką kierownicę, z całą pewnością nie jechał podręcznikowo. Zerknął przelotnie znów, czekając najwyraźniej odpowiedzi. Mój brak entuzjazmu chyba wystarczająco mocno rzucał się w oczy, ale zdawałam sobie sprawę, że wczoraj jednak spaliśmy mniej niż zazwyczaj, później kładąc się do snu i wcześniej wstając.

- Nie jestem przekonana co do tego wyjazdu – przyznałam. Jego twarz przybrała domagający się dodatkowych informacji wyraz. – To powinien być weekend Radagasta i Niemiry, ewentualnie Radosty – wymieniłam osoby zasiadające w niebieskim aucie przed nami. – My powinniśmy zostać w domu.

- Nie lubisz spędów rodzinnych?

- Nie obchodzę spędów rodzinnych – odparłam odrobinę ostrzej, niż wymagała tego sytuacja.

Kto jak kto, ale on znał doskonale moje warunki rodzinne. Wiedział, ile znaczy dla mnie siostra, a także kto oprócz niej należy do mojej rodziny. Nikt. Nie uznawałam państwa Lewalskich z ich synami za członków mojej familii. Ciotkę Ludmiłę powinnam co prawda zaliczać w ten zacny poczet, w końcu pomimo wszystko była mi ciotką, aczkolwiek dobrowolnie skreśliłam ją z listy. Zresztą sama mnie wyklęła, a fakt ten przemawiał za siebie w wystarczający sposób.

- Może pora zacząć – stwierdził sugestywnie.

Nie byłam jednak pewna czy oznajmia, czy dopytuje. Jego słowa zdawały się nie posiadać żadnego konkretnego wyrazu, przywodząc na myśl jedynie nic nieznaczące bąknięcie. Nie odpowiedziałam, odwracając ponownie głowę i przyglądając się widokom roztaczanym za niewielkim oknem samochodu.

Za trzysta metrów skręć w prawo, oznajmił GPS swoim obojętnym służbowym głosem, wypełniając powietrze. Trzysta metrów zdawało się mgnieniem, zwłaszcza że krajobraz kompletnie się nie zmieniał. Drzewa, drzewa, drzewa. Niedawno wjechaliśmy do lasu, ewentualnie jechaliśmy przez las, bo droga zdecydowanie do leśnych alejek nie należała. 

Zapieczętowani krwią. Tancerka strzygonia. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz