42. Policja tu nic nie pomoże

418 60 72
                                    

Zaprzeczyć nie mogłam, że po pogawędce w ogrodzie botanicznym totalnie inaczej patrzyłam na Radagasta. Byłam mu bardziej przychylna, choć wcześniej wcale nie pałałam do niego negatywnymi uczuciami. Niemniej jednak nawet Milan zauważył, że przekroczyliśmy jakąś niewidzialną granicę, początkowo przejawiając nadmierną zazdrość, a nawet wkurwienie, kiedy rzuciłam mu od niechcenia, że przecież sam puścił mnie z Radkiem na miasto.

Kolejne dni, a w zasadzie już tygodnie przeżyliśmy naszpikowane zmianami nastrojów bruneta, który nawet na ułamki sekund nie odstępował mnie na krok podczas conocnych imprez. Cud, że przystał na moją wycieczkę do miasta i pocztę przy okazji, którą co prawda odbyłam znacznie po czasie, gdy otrzymałam teoretycznie mylnego SMSa. Zmuszona byłam zachować ostrożność, ponieważ nieszczęśliwie Milan odczytał wiadomość, próbując parokrotnie wydobyć ze mnie, o co chodziło, również podstępem. 

Strzygoń szczególnie mocno kręcił się przy mnie, gdy obok znajdował się Radek, zagadując. Za każdym razem Milan machinalnie wręcz otaczał mnie ramieniem, przyciągając ku sobie, jakbym lada moment miała czmychnąć z Zamirskim w jakiś ustronny kącik. Natomiast ilości razy, ile zapewniłam Rawickiego o wierności, już zliczyć nie umiałam, najczęściej przypieczętowując słowne gwarancje seksem.

- Mil? – zawołałam, idąc do gabinetu. Miał coś sprawdzić, a ja i tak nie znałam się na tych jego biznesach. Weszłam do środka bez pukania, otwierając szeroko drzwi i ledwie przekraczając próg. – Milan?

Pomieszczenie było puste, choć niewątpliwie przebywał niedawno w środku. Poza moim laptopem, zamkniętym zresztą, na blacie biurka walały się jakieś papiery i segregatory. Jakby nie mógł tego wszystkiego trzymać na dysku. Westchnęłam, postanawiając nawet nie wchodzić głębiej. To był jego bałagan, więc sam musiał go sobie ogarnąć. Pozostawała jednak kwestia tego, gdzie podział się mężczyzna, bo w salonie ani w kuchni na pewno go nie było. Dopiero co tam siedziałam, rozmawiając z Jadźką, która zadzwoniła, że będzie za parę minut u mnie na szybkiej herbacie.

Zaczesując palcami włosy, ruszyłam do pokoju. Dwóch praktycznie nie używaliśmy, od czasu do czasu jeden udostępniając Spitowi, kiedy chciał się kimnąć bez konieczności wysłuchiwania ekstatycznych jęków siostry, ale Milan zwykle tam nie przebywał. Po prostu posiadał wolne sypialnie w mieszkaniu oddzielone nieprzechodnią łazienką z ubikacją, jaką użytkowali sąsiedzi w trakcie domówek. Przekroczyłam próg sypialni i gdyby nie hałas dobiegający z łazienki, szybko bym wyszła, decydując się do niego zadzwonić i zapytać, gdzie go wcięło.

– Co tam, sówko? – spytał, wychodząc po chwili zza ściany.

– Goliłeś się? 

Dźwignęłam brew wymownie na widok świeżo wyglądającego bruneta. Wydęłam usta, celowo powstrzymując się przed bardziej radykalnym twierdzeniem. Przyzwyczaiłam się do zarostu widniejącego na jego twarzy, a tu nagle stał się gładki niczym pupa niemowlęcia z reklamy.

– A co? – mruknął z udawaną dumą, manifestując gołe policzki. – Podobam ci się?

– Nie bardziej niż wcześniej – burknęłam, na co westchnął, udając podłamanie. – Idę na dół, żebyś mnie nie szukał przypadkiem – poinformowałam, uśmiechając się znacząco.

– Jagódka wpada z wizytacją?

– Na herbatę i szybkie klachy – poprawiłam go, akcentując. – Ona cię nie szpieguje.

– Tylko truje – bąknął przekornie. Przewróciłam oczami. Za każdym razem przypominał o tej nieszczęsnej, czosnkowej zakąsce, jaką się poczęstował, dogorywając później godzinami. – Nic od niej nie jedz.

Zapieczętowani krwią. Tancerka strzygonia. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz