16. Nie zamieniłem się w parszywego ropucha ani obleśnego wodnika

591 69 95
                                    

Zaciągnęłam się powietrzem, usiłując utrzymać je w płucach. Znalazłam się w potrzasku, uwięziona silnym ramionami ciemnowłosego mężczyzny dociskającego ciało do swojego. Ból. Tyle tylko czułam. Przejmujący do szpiku kości ból odbierający zdolność klarownego myślenia, kiedy impulsy elektryczne przejęły władzę nad mózgiem, siejąc w nim pogrom oraz pożogę. 

Zacisnęłam palce, tamując krzyk, który zresztą chyba samodzielnie utknął w krtani. Pod opuszkami czułam mięśnie Milana. Bicepsy z każdym kolejnym zassaniem zdawały się nabierać objętości, jakbym wciąż jeszcze miała siłę wyrwać się i uciec. Niestety, nie potrafiłam znaleźć w sobie wystarczająco dużo energii, żeby bodajby spróbować się z nim szamotać, wyraźnie okazując protest.

Kolejne sekundy mijały przeraźliwie wolno, jakby każda z nich przekształciła się w minutę bądź nawet kilka. Czułam wszystko, rejestrując w zwolnionym tempie każdy impuls, ruch, każde zassanie i ciche chlipnięcie wydobywające się z gardła mężczyzny zmieszane z równie cichym pomrukiem. Przynajmniej on się dobrze bawi, uznałam sarkastycznie, kiedy głowa zaczęła mi z wolna ciążyć, a powieki z trudem chroniłam przed zamknięciem się. 

Wilgotna strużka spłynęła po obojczyku. Wcale nie musiałam zerkać, aby przekonać się, że jest czerwona jak krew krążąca dotychczas w moich żyłach. Nagle zaciekawiło mnie, ile jej jeszcze w nich pozostało i kiedy brunet pochłonie ostatnią kropelkę.

Niespodziewanie przejmujący impuls wzmacniający moją katorgę zelżał, ustępując miejsce innemu dziwnemu oraz zupełnie niezrozumianemu uczuciu. W podbrzuszu rodziło się napięcie nabierające rozmachu, kiedy językiem przesunął po szyi, jakby nie chciał zmarnować bodajby drobinki życiowego płynu. Pojęłam, co miał na myśli, życząc sobie, abym uzupełniła żelazo. Nagle zrozumiałam, że nigdy wcześniej nie cierpiałam wskutek halucynacji.

Przesunęłam dłonią, nieznacznie ciągnąc ją ku górze wzdłuż męskiego ramienia, czując pod palcami coś, czego nawet nie potrafiłam nazwać. Jakby z ramienia wyrastały niewielkie wypustki w dotyku przypominające puch piórek porastających ciałka słodkich, żółciusich kurczaczków tuż po wykluciu z jajeczek. 

Opuścić głowy, żeby sprawdzić co to, też niestety nie potrafiłam, bo jak na złość spoczywała odchylona do tyłu i podtrzymywana przez żądnego krwi demona, którym Rawicki po prostu musiał być. Innego rozwiązania nie dostrzegałam. Jak każdy demon budził się do życia nocą, a ja zapytywałam samą siebie, jakim cudem dotąd tego nie dostrzegłam.

Mruknął kolejny raz, wyrażając zadowolenie oraz aprobatę. Odrywając się od umęczonego miejsca na szyi, zjechał niżej, liżąc i ssąc, ale tym razem delikatniej, a już z całą pewnością nie przerywając ciągłości skóry. Powstrzymałam cisnący się na usta jęk, rejestrując, że wbrew oczekiwaniom byłam coraz bardziej podniecona. Zamiast wyrwać się z uścisku, skoro nadarzyła się ku temu okazja, wręcz docisnęłam biodra mocniej, wyczuwając wyraźną wypukłość, która werżnęłaby się w skórę podbrzusza, gdyby nie warstwa ciuchów odgradzających nasze ciała od siebie nawzajem.

- Spokojnie, sówko. – Usłyszałam cichy, stonowany głos bruneta scałowującego z nieskrywaną pasją dekolt. – Jeszcze mamy czas. Mamy czas – powtórzył, gwarantując.

Uniósł nieznacznie głowę, a nasze twarze znalazły się dokładnie na wprost siebie w niewielkiej, milimetralnej odległości. Obraz zamazywał się, gdy ledwie utrzymywałam uchylone powieki. Milan miał zamknięte oczy, nie otwierając ich ani na momencik, zanim musnął moje usta. Dopiero teraz pomyślałam, że zamiast wpatrywać się w zamknięte powieki i marnować czas, mogłam zjechać spojrzeniem nieco niżej, sprawdzając stan jego warg, a być może nawet uzębienia. Przed oczami stanął obraz dwóch rzędów zębów dostrzeżonych tamtej pamiętnej nocy.

Zapieczętowani krwią. Tancerka strzygonia. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz