30. Na brak głosów w głowie narzekać nie mogłam

493 67 55
                                    

Jeżeli sądziłam, że to kobiety cechują maniakalne zapędy z ciąganiem ze sobą połowy dostępnej szafy na każdy wyjazd, właśnie zorientowałam się, w jak wielkim błędzie egzystowałam aż po dzień dzisiejszy. Na łóżku spoczywała wielka walizka, w jaką normalnie pakowałabym się na pełnowymiarowy urlop, a i to chyba nie. Tymczasem Milan zarządził, żebym zapakowała się do niej na nasz weekendowy wypadł.

- Wiesz, że zmieściłabym się do torby sportowej? – rzuciłam, patrząc, jak starannie pakuje kolejną bluzkę. Z takim asortymentem śmiało mogłam przebierać się co godzinę. – Serio, wystarczyło, żebym zabrała coś na zmianę, bieliznę i piżamę.

- Piżamę? – Zerknął na mnie przelotnie, skrywając rozbawienie. – To chyba jedyna rzecz, która jest ci zbędna.

- Nie będę paradować nago po cudzym domu – oznajmiłam kategorycznie. – Oby ci to nawet przez myśl nie przeszło. 

Obok walizki położyłam kosmetyczkę i szczotkę do włosów. Wolałam nie zaburzać organizacji Rawickiego. Każdy pakował się inaczej, co mogłam wywnioskować, patrząc na zawartość bagażu. On wyjątkowo starannie składał ciuchy, starając się rozmieścić je niczym klocki w popularnym Tetrisie, podczas gdy samodzielnie pewnie wrzuciłabym kilka łachów, zwijając je co zgrabniej, byleby się tylko zmieściły. 

- Spać w ubraniu też raczej nie będziesz – zakomunikował, przypatrując mi się lubieżnie, gdy podszedł bliżej.

Włożył kolejne rzeczy do walizki, układając je starannie. Do Mikołeski wcale nie było daleko, lekko ponad godzina samochodem, ale musieliśmy ruszyć przed wschodem słońca, żeby dotrzeć bezpiecznie, zanim jego promienie zaczną palić, rozgrzewając powietrze. Milan musiał mieć komfort prowadzenia, podobnie jak Radagast, który uparcie obstawał przy zabraniu własnego Reno. 

Dlatego szykowaliśmy się, gdy w mieszkaniu wciąż trwała impreza prowadzona pod okiem Spitymira. Rawicki bowiem powierzył mu tymczasową opiekę nad kamienicą oraz mieszkańcami. Nie zanosiło się jednak, aby podczas naszej nieobecności domówki zostały odwołane. 

- Tak czy inaczej tyle ciuchów to zbędna ekstrawagancja – upierałam się przy swoim.

- Nie będziesz musiała się ograniczać – stwierdził usłużnie. – Lepiej czasem mieć więcej przy sobie. 

Objął mnie w pasie, pozwalając się przytulić albo raczej tuląc do siebie. Odchyliłam głowę, patrząc w twarz bruneta. Wolną dłoń ułożyłam płasko na torsie, gładząc materiał tym razem starannie ubranej granatowej koszuli. 

- Pewnie tak, ale wszystkiego wystarczyłoby po jednym. Jedziemy na weekend, a w zasadzie na dwa dni i noc. Pojadę tam już ubrana, w związku z czym powinnam mieć ze sobą strój na niedzielę – oznajmiłam, próbując przemówić mu do rozsądku. – Już pomijam noc, bo to tylko...

- Od kiedy to sypiamy w nocy, sówko?

Zmarszczył brwi, mierząc mnie pytającym wzrokiem. Przewróciłam oczami, doznając olśnienia. Trafnie odczytał przekaz, natychmiast wskazując lukę w moim sposobie myślenia. Otworzyłam już nawet usta, żeby oznajmić mu poprawiony punkt widzenia, ale w drzwi sypialni coś walnęło. Nie głośno, nie cicho, ale pukania nie przypominało na pewno. 

Niby nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyż w domu imprezowała większa część mieszkańców kamienicy, ale oni raczej grzecznie trzymali się części wspólnej, czyli salonu, kuchni z jadalnią i dobrze zaopatrzonym barkiem, czasem nawiedzając toaletę. Wspólną, bo przylegająca do sypialni stanowiła część prywatną. Kolejny odgłos o wiele bardziej przypominał pukanie od poprzedniego, mimo to spojrzeliśmy po sobie, jakbyśmy próbowali przekazać temu drugiemu, że nikogo się tutaj nie spraszało.

Zapieczętowani krwią. Tancerka strzygonia. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz