43. Witaj w Nawii

421 70 75
                                    

Otworzyłam oczy, rozglądając się dookoła oraz lustrując otoczenie. Absolutnie oraz całkowicie pewna byłam jednego. Nie znajdowałam się w swoim mieszkaniu, prawdopodobnie w ogóle nie przebywając w żadnym zlokalizowanym w kamienicy. Jednocześnie nie trafiłam do szpitala, chyba że był to najdziwniejszy oddział pod słońcem. Tak czy owak znalazłam się w jakimś pomieszczeniu, patrząc w głąb ciągnącego się przede mną owianego mrokiem korytarza, od jakiego oddzielało mnie raptem kilka kroków oraz przejście utworzone z dwóch masywnych, a także wysokich kolumn.

Odchrząknęłam. Nie znałam tego miejsca i z całą pewnością byłam tutaj po raz pierwszy. Zerknęłam po sobie, jednocześnie cofając się pamięcią do ostatnich zarejestrowanych w niej wydarzeń. Olbrzymi potwór skakał na mnie, kiedy lądując na ziemi tyłkiem, strzelałam z pistoleciku, starając się celować w łeb wielki jak sklep.

Ubranie na sobie miałam dokładnie to samo co wtedy, jakbym po prostu teleportowała się w inne, odległe miejsce w nienaruszonym stanie. Brakowało tylko pistoletu przy dupie. Uniosłam ręce, przyglądając się dłoniom, a nieco później oklepując własne ciało i zyskując pewność, iż pozostawałam w dalszym ciągu namacalna.

Obróciłam się wolnym krokiem wokół własnej osi, oglądając oraz podziwiając zdobienia w pomieszczeniu, gdzie przebywałam. Śmiało mogłam odnieść wrażenie, że znalazłam się w katedrze kościelnej, chociaż ryte na ścianach oraz suficie rzeźby wcale nie przedstawiały boga, cudu stworzenia ani innych religijnych ikon. Jakieś bliżej nieokreślone kształty niewiele mi mówiły, ale wszystko zachowane zostało w rozmaitych odcieniach szarości. Sklepienie posiadało barwę antracytu, podczas gdy strzeliste kolumny były popieliste, a stojące na podłożu rzeźby grafitowe bądź jasnoszare.

– O, kurwa – wymknęło się z moich ust mimowolnie.

Wzrok zatrzymałam na znajdującym się naprzeciwko mnie oraz wejścia w tunel ogromnym siedzisku. Złoty bądź pozłacany fotel przywodził na myśl tron. U jego podstawy znajdowały się ułożone czaszki, lecz nie ludzkie a zwierzęce. Na pierwszy rzut oka bydlęce, jakby w celach aranżacyjnych wymordowano jakieś solidne ranczo. Wyżej ciągnęły się zdobienia, a oparcie przypominało kolumny, gdyż też sięgało wysoko, po obu stronach posiadając coś, co przywodziło na myśl złote, zawijane pręty. Jednak nie to stanowiło największy problem ani nawet otaczające tamto miejsce kolory zieleni, fioletu czy błękitu, ale właściciel.

Siedzący spokojnie na wielkim fotelu mężczyzna przypatrywał mi się z zaintrygowaniem, jakby właściwie nie wierzył, że ktoś przed nim stoi. Już z daleka widziałam, że jest mocarny, a zbroi nie nosił dla zabawy. Nogi posiadał typowo zwierzęce i porośnięte futrem jak u satyra, dodatkowo zakończone racicami. Korpus opinała srebrzysta zbroja, odsłaniając częściowo ręce. Od nadgarstków aż po łokcie przykrywały je ogromne pieszczochy naszpikowane ćwiekami, zaś ramiona przesłaniała peleryna wykonana ze zwierzęcego futra.

Mężczyzna mierzył mnie wzrokiem białych oczu pozbawionych tęczówek czy źrenicy, które kontrastowały z czarnymi włosami zaczesanymi w tył bądź czarną, kozią bródką. Z głowy zaś zdawały się wyrastać rogi przywodzące na myśl bycze. Byłam totalnie pewna, że nie miałam do czynienia ani z człowiekiem, ani nawet strzygoniem.

– Coś ty za jedna?

Przełknęłam na dźwięk jego bezkompromisowego głosu. Nieznacznie się ku mnie pochylił, zaczynając machać ręką w obie strony, jakby bawił się błękitnymi płomieniami unoszącymi się ponad jego dłonią. O dziwo, gotowa byłam iść o zakład, że każdy z nich przypominał małego człowieczka, jakby siedzący facet bawił się ludzkimi duszami. Brakowało tylko zawodzenia.

– Turystka? – spytałam bez przekonania. Obniżył głowę, posyłając mi wzrok świadczący o tym, iż nie uwierzył. Jednocześnie z całą pewnością był zaintrygowany moją obecnością. Przełknęłam. – Chyba... zbłądziłam.

Zapieczętowani krwią. Tancerka strzygonia. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz