5. Życzę sobie, żebyś czym prędzej się wyprowadziła

875 82 177
                                    

Hałasy dobiegające z góry trwały praktycznie całą noc, ale i tak nie umiałam zmrużyć oka ani na moment. Zamiast tego kręciłam się po mieszkaniu smętnie, żałując, że zamiast do Biedry na ten przeklęty Wełnowiec poszłam na domówkę. Przynajmniej miałabym cokolwiek w domu, a tak zostałam z niczym. Niestety nawet procentów mi brakowało, we krwi krążyło ich zdecydowanie zbyt mało jak na sytuację, zaś powrót na górę jakby nie wchodził w grę.

Zaskoczyła mnie cisza, gdy ocknęłam się ze stanu zawieszenia około szóstej. Nie umiałam nawet określić, kiedy przysnęłam, siedząc w kuchni na podłodze i podpierając plecy oraz głowę o ścianę. Przez okna do pomieszczenia wpadało już całkiem jasne światło. Zmrużyłam oczy, obiecując sobie zakupić jakieś ciemne zasłony, jeśli nie rolety, byleby tylko nie przepuszczały światła. Nie mogłam jednak narzekać. Mieliśmy czerwiec, nieuchronnie zbliżał się pierwszy dzień lata, więc niczym niezwykłym było obserwowanie pełni promieni słonecznych o tak wczesnej porze.

W duszy dziękowałam wszelkim możliwym bóstwom oraz siłom natury, że sklepy i cywilizację miałam w zasadzie pod nosem. Do najbliższej Biedronki wierny GPS w smartfonie pokazywał niespełna dwadzieścia minut piechotą, więc zamiast wzywać taksówkę, postanowiłam urządzić sobie poranny spacer. Podejrzewałam, że w drodze powrotnej bez wykorzystania auta i tak się nie obejdzie, skoro planowałam choć trochę obkupić się na początek. Większe zakupy zdecydowałam się przełożyć, obawiając się stającego w drzwiach wejściowych Milana oznajmiającego, iż mój czas tutaj dobiegł końca.

O oszczędnościach i tak nie było mowy, kiedy z wypełnionym niemal po brzegi wózkiem sklepowym czekałam na przyjazd taryfy. Oparłam się o filar wiaty, czytając skład losowo złapanego w dłoń produktu. Nie było mowy o odżywianiu fit, a z racji moich słabych umiejętności kulinarnych postawiłam na zakup gotowców. Kiedy skończyłam przegryzać banana zastępującego śniadanie, tuż przede mną zatrzymał się zamówiony pojazd.

Zaklęłam, tachając zakupy do sieni. Taksówkarz niechętnie zatrzymał się pod kamienicą, bucząc coś pod nosem o demonach śpiących za dnia w jej murach. Dobrze, że miałam gotówkę, żeby wsunąć mu cichcem w łapę dodatkowy banknot, inaczej musiałabym cisnąć z tobołami spod mostu, przy którym wysadził mnie niedawno jego kolega z korporacji. Tymczasem zachęcony sowitym napiwkiem taksówkarz co prawda zatrzymał się przed budynkiem, aczkolwiek mowy nie było, aby wysiadł z pojazdu bodajby na chwilę, więc gdy tylko wyjęłam pakunki i zamknęłam bagażnik, odjechał niemalże z piskiem opon. Zatem plan był prosty. Zataszczyć toboły do sieni, z sieni do mieszkania i jakoś częściowo ogarnąć się w chlewie.

Kręcąc się po mieszkaniu, co rusz spoglądałam w kierunku drzwi wyjściowych. Dosłownie czekałam na magiczne puk puk zwiastujące nieszczęście. Jednak minuty mijały, a te z kolei zmieniały się w godziny. Wreszcie wyczerpana zorganizowałam sobie posłanie z wykorzystaniem świeżo zakupionego materaca, koca i jakiegoś niekształtnego jaśka w wolnym pokoju ulokowanym między kuchnią a łazienką. Niestety bądź stety, sny nie dopisywały, a złośliwy budzik nastawiony w smartfonie wyrwał mnie z drzemki. Czas szykować się do pracy.

Jeszcze wychodząc z domu, przystanęłam tuż po przekręceniu klucza w zamku i wyciągnięciu go z drzwi. Zerknęłam na drzwi sąsiadującego mieszkania, następnie na schody prowadzące do góry, przez moment nawet rozważając wejście na piętro i najście właściciela budynku. Ostatecznie jednak zrezygnowałam, wychodząc na zewnątrz i idąc spacerkiem na przystanek. Szczęście w nieszczęściu odjeżdżał stąd regularnie oraz dosyć często autobus jadący do centrum. Nenufar znajdował się wybitnie blisko placu wolności, chociaż czasem zastanawiałam się czy mieszkańcy okolicznych budynków zdają sobie sprawę z tego, jaką profesję uprawiano tuż pod ich nosem.

Zapieczętowani krwią. Tancerka strzygonia. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz