32. Wokół rosły tylko świerki i sosny

515 61 43
                                    

Wbrew oczekiwaniom Milan nie dołączył do mnie w wannie. Owszem, pomógł ogarnąć się z podstawowymi czynnościami, ale koniec końców oznajmił, że to ja mam skorzystać z uzdrawiającej kąpieli. Skorzystałabym też z nim, ale samodzielnie dokonał wyboru. Poza tym odniosłam wrażenie, jakby coś zaprzątnęło mu myśli, a on potrzebował przestrzeni, aby je przetrawić. Nie zamierzałam przeszkadzać, ponieważ znałam to uczucie, więc z łatwością postawiłam się na jego miejscu. To podobno był przejaw empatii.

Nie chcąc zawracać mężczyźnie zbędnie głowy, samodzielnie wyszłam z wanny i jakoś się osuszyłam ręcznikiem, odrobinę przy tym cierpiąc. Ramię powinno wykonywać kilka drobnych ruchów, tak przynajmniej twierdził Maciek, podczas gdy raczej go nie oszczędzałam. Jednak wytarcie się łącznie z wysuszeniem obkapujących z wody włosów, a także ubranie koszulki nocnej wcale do prostych nie należało z częściowo niesprawną ręką.

Zacisnęłam zęby, kiedy skończyłam. Bark bolał, a to znaczyło, że ani rehabilitacja, ani niestety kąpiel w mleku i miodzie nie odniosły pożądanych efektów, chociaż namaczałam się dobrą godzinę. Jako że z pomieszczenia obok dobiegała mnie wyłącznie cisza, gotowa byłam pójść o zakład, że Milan przysnął, wykładając się wygodnie na łóżku. Rozmasowałam ramię, ale moje zdolności do samodzielnego wymasowania mogłam schować w kieszeń, tyle były warte. Zacisnęłam palce na ramieniu, rzucając krótkim spojrzeniem w lustrzane odbicie.

Pozbawiona makijażu twarz zwieńczona turbanem skrywającym burzę mokrych, brązowych włosów niestety nie przypadła mi do gustu, szczególnie kiedy krzywiła się niemo w nieprzyjemnym, bólowym odczuciu. Będę cierpieć, jęknęłam w myślach, podchodząc do blatu, gdzie znajdowała się tacka z przymiotami niezbędnymi do skonstruowania kompresu. 

Przez myśl przeszła idea, aby olać wywar z kory dębu i włożyć przeklęty stabilizator, ale przecież miałam spróbować wszystkiego. Choć z drugiej strony może powinnam odpuścić, uznając, że naturalne metody sprzyjały strzygom, a ja niestety pozostawałam człowiekiem. Przydałby się prawdziwy lekarz z boskiego zdarzenia i skończonymi studiami medycznymi oraz odpowiednim stażem. Brednie, rozbrzmiało w mojej głowie, pozwalając wierzyć, że jednak coś z tego będzie.

Podeszłam bliżej akcesoriów, wyciągając rękę przed siebie i podpierając się blatu. Bark rwał z każdą kolejną sekundą coraz mocniej, choć zdawało mi się, że to niemożliwe. Miało być lepiej a nie gorzej. Nie po to męczyłam się dziennie ćwiczeniami, nie odpuszczając sobie nawet wczoraj pomimo braku oficjalnej sesji fizjoterapeutycznej, żeby teraz cierpieć z powodu kilku okazalszych ruchów. 

Jęknęłam cicho, tłumiąc cisnący się do gardła szloch. Musiałam być silna. Złapałam w palce gazę, ułożoną w kwadracik i chcąc wypełnić solennie notatki zostawione na karteczce z instrukcjami, zamierzałam zanurzyć materiał w naparze, pozwalając mu w pełni przesiąknąć. Jeszcze raz rzuciłam okiem na notkę, upewniając się, że na pewno wszystko robię, jak należy. Z moim wątpliwym szczęściem mogłam zepsuć nawet tak prozaiczną czynność, jaką było wykonanie opatrunku. 

- Jasna cholera! – Męski głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, nawet jeśli przez ułamek sekundy wierzyłam, że to moja intuicja nie wytrzymuje oglądania żałosnego pokazu szykowania kompresu. Kroki wypełniły przestrzeń, a wraz z nimi kolejne słowa. – Nie mogłaś zawołać?

- Nie chciałam ci zawracać głowy.

Syknęłam, kurcząc się, gdy odwrócił mnie ku sobie. W oczach tańczyły łezki, zamazując obraz. Podejrzewałam, że prezentuję się co najmniej żałośnie. Milan przejął ode mnie gazę i odłożył ją na tackę. Chciałam już go złajać, stwierdzając, że nie po to teraz cierpię, aby wbił mnie w ortezę, rezygnując z rad rzekomo mądrzejszej od nas wszystkich strzygi, ale wyprzedził mnie, zabierając głos. W międzyczasie usadowił mnie ostrożnie na skraju wanny.

Zapieczętowani krwią. Tancerka strzygonia. TOM I [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz