Stare porzekadło mówiło: „Niech się cieszy, która rodzi syna. Ta, która rodzi córkę, niech rozpacza".
Córki nie znaczyły wiele. Nie mogły dziedziczyć władzy, dlatego każda kobieta pragnęła powić męskiego potomka. Iffet Esmanur, jedyna żona sułtana, cierpiała jednak na tę przypadłość, że nie mogła urodzić ani dziewczynki, ani chłopca. Sułtanka matka, Mevra Hatice, szczególnie tego pilnowała, co kilka dni pojąc synową miksturą na bazie ziół, które zapobiegały zajściu w ciążę. Natomiast w ramiona swojego syna, Aslana, w każdą tę noc, kiedy Iffet Esmanur nieświadomie przypieczętowywała swój przykry los, posyłała inną nałożnicę z haremu.
Sułtanka matka zamknęła książkę wraz z chwilą, gdy drzwi do komnaty się otworzyły. W progu stanęła najwierniejsza służąca Valide. Ukłoniła się, trzymając w ręku pozłacany dzbanek, w którym pływała trucizna dla każdej kobiety marzącej o dziecku.
Mevra Hatice powstała, odkładając księgę na sofę, którą zabarwiała królewska purpura. Nadszedł czas, aby po raz kolejny odwiedzić Iffet Esmanur i zapobiec nieszczęściu, jakim byłoby dziecko z jej łona.
Po chwili kobiety wspólnie przemierzały korytarze pałacu w Kahari, które wypełniała marmurowa biel połączona z białym gładko ciosanym kamieniem. Wśród tej kompozycji przeplatały się bogate mozaikowe zdobienia. Światło świec nieśmiało im towarzyszyło, kiedy Mevra Hatice i Lalezar Kalfa* kierowały się do komnat sułtanki Iffet Esmanur.
Niedługo potem oczom kobiet ukazały się drewniane, dwuskrzydłowe drzwi, które ozdabiały mosiężne kwiatki i gałązki. Za nimi znajdowały się apartamenty jedynej żony sułtana. Mevra Hatice surowym wzrokiem wymusiła na wartownikach, by otworzyli przed nią wrota. Tak też się stało i już po chwili sułtanka matka w towarzystwie Lalezar Kalfy, weszła do środka.
Iffet Esmanur stała przed lustrem, poprawiając kasztanowe loki i błyszczącą kolię z drobnymi opalami mieniącymi się na każdy kolor tęczy. Gdy usłyszała kroki, natychmiast odwróciła się twarzą do teściowej.
— Matko. — Powitała najważniejszą kobietę w seraju* głębokim ukłonem. — Co cię sprowadza do mnie o tej porze?
Mevra Hatice uśmiechnęła się fałszywie i złapała za poły sukni, podchodząc bliżej. Czarny tren sunął po marmurowej podłodze, połyskując od srebrnych zdobień. Valide spoczęła na niewysokiej, czerwonej sofie, po czym kiwnęła głową na Lalezar, aby postawiła na blat niskiego stołu dzbanek z herbatą.
— Przyszłam z wizytą. Jak zwykle wieczorami pijemy herbatę. To już nasza tradycja, moja słodka. Zapomniałaś? — odpowiedziała sułtanka matka, patrząc, jak kalfa nalewa napoju do dwóch filiżanek, a następnie usuwa się w cień.
Cały dzban był pełen ziół, które wspomagały antykoncepcję. Używały ich kurtyzany, aby unikać niepotrzebnych następstw swojej pracy. Zaparzone z herbatą nie były szczególnie szkodliwe dla zdrowia. Młode i słabsze organizmy następnego dnia po zażyciu tej mikstury mogły nabawić się jedynie mdłości czy bólów głowy, nie było to jednak długotrwale zagrażające zdrowiu. Mevra Hatice zaś pogrzebała już swojego męża, nie mogła mieć więcej dzieci, toteż nie odmawiała sobie tego napoju, a dla uśpienia czujności synowej, piła go razem z nią.
Szkoda, że wybrałaś na te spotkania taką porę, w której mam odwiedzić sułtana, pomyślała Iffet Esmanur, siadając naprzeciw teściowej. Odwzajemniła równie nieszczery uśmiech i upiła łyk gorącej herbaty. Na początku dziwiły ją wizyty sułtanki matki, szczególnie że przychodziła zawsze wtedy, kiedy wybijała godzina, w której drzwi do alkierza sułtana stawały otworem. Czasem przybywała nawet szybciej, gdy słońce jeszcze w pełni nie zdążyło ustąpić miejsca mroku, tak jak było w tym przypadku.
CZYTASZ
Lew i Szakal
FantasyPałac w słonecznym Kahari jest pełen wrogów. Szczerzą do siebie fałszywe uśmiechy, zakładają maski, a gdy one opadają, knują jak zniszczyć przeciwnika. Sułtan Al'Kaharu umiera. Na tronie piaszczystego imperium zasiada jego najmłodszy syn, któremu o...