24. Krwawe niespodzianki

484 78 208
                                    

   Białe lilie unosiły się na fontannie. Leyla wyłowiła jeden ze śnieżnobiałych kwiatów, przy okazji mocząc swoją dłoń w przyjemnie chłodnej wodzie. Otrzepała go z kropel wody, a następnie wsunęła za ucho.

   — Podróż musiała być dla ciebie ciężka — zwróciła się do Turny, która siedziała tuż obok na marmurowej fontannie.

   Jak na zawołanie do księżniczki powróciły obrazy ostatniego miesiąca. Pałac w płomieniach, agoniczne krzyki niespodziewających się ataku ofiar, rejs na obskurnym statku, groźby Husseina, brutalna śmierć buntowniczego jeńca, aż wreszcie szczyt jej upokorzeń — targ niewolników.

   — Była — przyznała szczerze, gdy udało jej się wymazać te wspomnienia sprzed oczu. — Ale nie mówmy o tym. Nie chcę do tego wracać.

   Leyla rozumiała to aż za dobrze. Pokiwała głową.

   Sułtanka obrzuciła niewolnicę badawczym wzrokiem, podczas gdy ta oglądała róże rosnące obok fontanny. Turna wiedziała, że musi znaleźć sojusznika w tej wylęgarni sępów. Dlatego postanowiła zbliżyć się do Leyli, nawiązać z nią więź i zdobyć jej zaufanie. To nie mogło być takie trudne. W końcu nałożnica Ismaila wygadała księżniczce już jedną tajemnicę swojego pana. Turna czuła, że to dopiero początek sekretów Szakala.

   Odkąd się sobie nawzajem zwierzyły, bariera niezręczności i niepewności wydawała się przełamana. Księżniczka zrozumiała, że Leyla nie była złą osobą, a jedynie ślepo zapatrzoną w szacha. Dlatego manipulowanie nią nie było łatwe dla sumienia Turny, ale konieczne, by księżniczka mogła wrócić do domu. Powrót do Al'Kaharu stanowił nadrzędny cel, nic innego nie miało znaczenia.

   — Szacha długo nie ma... — zagadnęła sułtanka, rozpoczynając swoje podchody.

   — To często się zdarza. Lubi chodzić własnymi ścieżkami.

   — I ludzie nadal go szanują?

   Konkubina zmarszczyła brwi.

   — A dlaczego mieliby go nie szanować?

   — Bo jest egoistą, myśli tylko o sobie.

   — Nie zgadzam się. Szach wiele zrobił dla swojego kraju.

   Napięcie zawisło w powietrzu. Przeciągnięcie Leyli na swoją stronę nie było wcale takie banalne.

   Turna zamilkła, nie mogła za bardzo osaczyć niewolnicy, a przynajmniej nie tak prędko. Zacisnęła pięść pod fałdami spódnicy. Musiała uzbroić się w większą cierpliwość, choć ostatnimi czasy nie przychodziło jej to łatwo.

   Gdy zapadła cisza, księżniczka rozejrzała się po ogrodzie. Pałac w Bahu nie obfitował w rozrywki, zupełnie jak ten w Kahari. Jednak tutaj Turna czuła się jak ptak zamknięty w klatce bardziej niż kiedykolwiek we własnym domu. Na szczęście teraz choć na chwilę mogła odetchnąć z ulgą w tym obrośniętym kwiatami zagajniku. Nigdzie w pobliżu nie zauważyła Nafiego, który od kilku dni nieustannie deptał jej po piętach.

   — Jakiś czas temu wspominałaś o Tasharze, ciekawi mnie ta kraina. — Księżniczka spróbowała jeszcze raz, tym razem łagodniej. — Mówiłaś, że szach tam wyjechał. Uroki Tasharu musiały na niego podziałać, skoro tak mu się tam podobało.

   — To nie był jego wybór. Miał starszych braci i mało perspektyw, aby zabłysnąć w ich cieniu. Szach Anas odesłał go na tamtejszy dwór jako gwarant sojuszu między Bahi i Bahu a Tasharem.

   — Coś musiało się tam wydarzyć, skoro sojuszu już nie ma. Tashar jest przecież neutralny — mruknęła cicho sułtanka, lecz nie na tyle cicho, aby zachować to tylko dla siebie.

Lew i SzakalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz