35. Ogień bez dymu

478 56 161
                                    

   Mury były grube. Żaden ostrzał nie dał rady ich zwalić. Wewnątrz kryły najświętsze miejsce na całym południowym kontynencie. Źródło mocy, która mogła obrócić świat w pył.

   Czysty ogień. Bez choćby obłoku dymu.

   Risy, święte księgi, głosiły, że pod ziemią sanktuarium, które nosiło nazwę Al-Mura, Teremun ukrył Święty Ogień. Każdy go pożądał, choć nigdy nie widział na oczy. Pustelnicy opiekujący się Al-Murą także. Powierzyli życie ochronie legendy, której inni ludzie desperacko chcieli odkryć autentyczność.

   Szachinszach Anas Al-Zahid był jednym z takich ludzi.

   Teraz surowym wzrokiem próbował przebić się przez majaczące w oddali mury i odszukać w ich głębi Świętego Ognia. Tajemnicy, której pożądał bardziej niż cały Al'Kahar.

   Ismail siedział na koniu w równym rzędzie obok swoich braci. Uważnie patrzył na skąpane w promieniach słońca ostre rysy szacha. Widział ojca ledwie kilka razy, a pamiętał każdą bruzdę na twarzy, każdą bliznę, każde drganie mięśni typowe tylko dla kilku stanów, w jakie wpadał władca. Anas wzbudzał w synu zarówno strach, fascynację, jak i ślepe pragnienie miłości.

   — Al'Kahar ma się za pana Al-Mury, bo to na jego terenie się znajduje — zaczął szachinszach. Bracia spojrzeli na ojca jak na święty posąg, który widzieli po raz pierwszy. — Ale to ziemia niczyja. Nie ma innego pana poza Teremunem.

   Książęta doskonale wiedzieli o marzeniu Anasa.

   — Al-Mura pokłoni ci się, panie, tak jak wszystko na tej ziemi. — Pierwszy zaryzykował się zabrać głos trzeci syn szacha Shahab.

   Anas prychnął z nikłym cieniem zadowolenia. Ten szczegół nie umknął uwadze Ismaila. Książę na co dzień mieszkał w Tasharze, wracał do domu jedynie na wezwanie ojca. Dlatego musiał być bardziej czujny od każdego ze swoich braci, jeśli miał stać się w oczach szacha kimś więcej niż chłopcem, którego imienia Anas nawet dobrze nie pamiętał.

   Miał trzynaście lat i dorastał w cieniu starszych, silniejszych braci. Wiedział, że jego szanse na tron są tak znikome, więc nawet nie miał odwagi marzyć o władzy. Mimo to pragnął miłości i uznania ojca. Nie chciał być tylko jego żołnierzem, chciał być synem.

   Miał pewną przewagę nad braćmi. Mieszkając z dala od Anasa, Ismail uczył się innego życia, poznawał różne perspektywy oraz różnych władców i wiedział, czego oczekiwali.

   Książę wpatrzył się w ten sam punkt, co ojciec. Minarety sanktuarium świeciły w słońcu jak odłamki szkła. Pomijając wzniesione wokół mury, świątynia ukryta pośród skał na środku kapryśnej pustyni stanowiła obszar nie do zdobycia. Legendy głosiły, że pustelnicy żyjący w Al-Murze wcale nie są ludźmi, a reliktami istot, którym przed wiekami dał życie Święty Ogień.

   Ismail zastanawiał się, jak wiele kryje się w tym prawdy. Teremun uwięził wszelkie potężne stworzenia, kiedy dżinny zbuntowały się przeciw niemu i ludziom, obierając drogę nikczemnych ifrytów, ghuli, kutrubów i sil. Nikt z tego gatunku nie przetrwał.

   Nagle w sercu chłopca zrodziło się pragnienie, że też chciałby rozwikłać wszystkie zagadki kryjące się za murami Al-Mury.

    — Ojcze. — Ismail zwrócił na siebie uwagę zaskoczonego Anasa. — Rzucę te mury na ziemię.

   Starsi książęta spojrzeli po sobie. Jeden ledwo stłumił śmiech. Szachinszach nic nie mówił. Patrzył na najmłodszego syna, rzucając mu wyzwanie, by mówił dalej.

Lew i SzakalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz