Pałac w słonecznym Kahari jest pełen wrogów. Szczerzą do siebie fałszywe uśmiechy, zakładają maski, a gdy one opadają, knują jak zniszczyć przeciwnika.
Sułtan Al'Kaharu umiera. Na tronie piaszczystego imperium zasiada jego najmłodszy syn, któremu o...
Robił to już wiele razy, ale dopiero po raz pierwszy Esra poczuła z tego powodu smutek.
Myśl o kolejnej bitwie zaszczepiła w nią jeszcze większy strach, jakby na co dzień za mało się nim karmiła. Bała się o odległe ziemie, które znów zapłoną ogniem wojny. O żołnierzy, którzy poniosą śmierć w imię niepotrzebnej nienawiści. O kobiety i dzieci, które zostaną wzięte w niewolę. I o niego. Że już nie wróci.
Patrzyła z żalem na dziedziniec, gdzie sułtan i wielki wezyr szykowali się do wyjazdu. Sułtanka matka mówiła, że lada dzień opuszczą stolicę na czele wojsk. Ostatnie chwile spędzali na intensywnych przygotowaniach, żeby zaskoczyć Szakala.
— Ciekawe, czy Szakal go zabije. Mówią, że ten człowiek jest nieobliczalny... — Meryem odważyła się powiedzieć na głos, to czego obawiała się Esra.
Przyjaciółka spojrzała na nią ze zmarszczonymi brwiami.
— Nie powinnaś tak mówić. Jeszcze ktoś usłyszy...
Rudowłosa branka mlasnęła z niezadowoleniem.
— A może to ty nie chcesz, żebym tak mówiła?
Służąca sułtanki matki przygryzła wargę, nie potrafiąc wydobyć z siebie żadnej przeczącej odpowiedzi. Meryem miała rację. Esra przeklinała Aslana przez tak długi czas, a teraz, gdy wreszcie mógł polec na wojnie, bała się, że rzeczywiście tak się stanie.
Nie chciała tracić swojego przyjaciela.
Bo nim właśnie był. Mimo strachu, niepewności, jakie początkowo w niej wywoływał, w końcu odnalazła przy nim spokój, a w jego przerażającym niegdyś spojrzeniu zapewnienie, że nie pozwoli, by ktoś ponownie ją skrzywdził.
Wszystko zepsuło pragnienie życia z dala od strachu.
I nieoczekiwany pocałunek, przed którego konsekwencjami chciała za wszelką cenę uciec.
— Już nie chcesz wracać do domu? — zapytała nieoczekiwanie Meryem. Esra dostrzegła iskry gniewu w jej oczach wpatrzonych w sułtana.
— Nie mam do czego wracać. Z mojego domu zostały tylko zgliszcza...
Otarła łzę z policzka, gdy nawiedziły ją wspomnienia z dnia porwania. Nie mogła ponownie ulec temu koszmarowi, wpadać w pętle niekończącej się rozpaczy. Musiała być silna.
Spojrzała na Meryem, uważnie analizując rosnącą na jej twarzy złość. Ona wciąż żyła w przeszłości i nie zamierzała jej opuszczać. Patrząc na nią, Esra utwierdziła się w przekonaniu, że nie chciała się wciąż karmić nienawiścią. Pragnęła wreszcie zacząć żyć.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Sułtanka matka zapięła duży, złoty kolczyk w uchu i spojrzała na Esrę, która trzymała w rękach szkatułkę z biżuterią swojej pani.
— Jesteś strasznie blada. — Mevra Hatice ostrożnie ujęła podbródek służącej. Esra zmuszona tym delikatnym gestem spojrzała władczyni haremu prosto w oczy. — Znów jesteś chora?