52. Delirium

316 30 265
                                    

   — Jesteś taki sam jak ja... — Drżący głos wybudził Aslana ze snu, ale nie otworzył oczu, rozpoznając w przybyszu ojca. Po chwili poczuł na włosach muśnięcie palców sułtana. Ledwie wyczuwalne. Mustafa prędko zabrał rękę, jakby brzydził lub bał się dotykać syna. — Cierpisz, a nikt tego nie widzi. Wszyscy dookoła próbują ci wmówić, że śnisz na jawie i powinieneś się obudzić. Może powinniśmy...? Ale jak zabić demony zalęgłe w głowie?

    Choroby umysłu toczyły numarską krew. Choć jedni zarzekali się, że jest ona wyjątkowa, błogosławiona i wybrana przez samego Boga do szerzenia jego potęgi, to Mustafa wiedział, że jest ona skażona złem. Zderzył się z tą prawdą, gdy zamknięto go jak agresywnego psa w klatce, mimo że nigdy nie zamierzał nikogo ugryźć. To tam odkrył, że bycie Numarem to przekleństwo, nie błogosławieństwo.

   — Mój ojciec, Munrazir, mnie nienawidził — szepnął i na samo wymówienie imienia poprzedniego sułtana zaczął się trząść. — Jakże ja mógłbym cię nienawidzić?

   — Ojcze? — Książę wreszcie przestał udawać, że śpi. Podniósł się na łokciach. Mustafa patrzył na niego ze strachem, przez co chłopiec sam zaczął się bać.

   — Czy ty też mnie nienawidzisz? — zapytał sułtan, wprawiając siedmiolatka w zdezorientowanie.

   — Kocham cię, ojcze.

   Mustafa zbladł, jakby te słowa zabrzmiały dla niego jak wyrok śmierci. Przez chwilę walczył ze strachem, ale po chwili wygrał tę walkę i przycisnął mocno do siebie syna.

   — Jesteś moim synem. Nie mogę cię nienawidzić — powtarzał jak w mantrze. — Ty nie możesz nienawidzić mnie. Ale będziemy się nienawidzić. Wszyscy będą nas nienawidzić. Taki jest nasz los. Najmłodszych, niechcianych synów.

   Aslan chciał wtulić się w pierś ojca. Po raz pierwszy w życiu mógł to zrobić, ale zamiast tego trwał sztywno w jego mocnych i nieco bolesnych objęciach. Nie rozumiał słów sułtana. Mustafa zawsze majaczył, opowiadał niestworzone rzeczy, których sens mógł pojąć tylko jego wypaczony umysł. Teraz było tak samo.

   — Gdzie jest mama? — spytał książę. Jeśli już widywał ojca, to zawsze w towarzystwie matki.

   — Musisz iść spać. Już późno. — Sułtan zabrzmiał inaczej. Bardziej stanowczo, choć jego głos nadal drżał, jakby walczył sam ze sobą. Z typową dla siebie rezerwą w kontaktach międzyludzkich ułożył drżącymi dłońmi syna do spania. Książę, kładąc się na poduszce, dostrzegł w oczach ojca łzy.

   — Świat nas nie rozumie. Przyniesie ci tylko cierpienie tak samo, jak mi. — Mustafa chwycił za jedną poduszkę ułożoną na łóżku. — Ale nie musisz już więcej się bać.

   Przykrył poduszką twarz księcia. Aslan nie zdążył wydać z siebie żadnego dźwięku, nie rozumiejąc nadchodzącego zagrożenia.

   — Ojcze? — Rozbrzmiał kolejny głos. Tak dobrze znajomy. Mustafa zamarł z poduszką na twarzy syna. — Ojcze?!

   Mehmet, który, nie wiedząc kiedy, wślizgnął się do komnaty brata, w momencie znalazł się obok. Chwycił ojca za ręce i ostrożnie odsunął je na bok.

   — Ojcze, co ty robisz? — Najstarszy książę, choć był roztrzęsiony zastanym widokiem, próbował zachować spokój. — Czy nie wziąłeś dziś lekarstwa?

   Wreszcie sułtan na niego spojrzał. Wyglądał, jakby trwał w innej rzeczywistości.

   — Ja chciałem tylko skrócić jego cierpienia... — szepnął, nachylając się bliżej starszego syna, aby nie dotarło to do uszu Aslana. Mehmet w tym czasie przechwycił poduszkę i odrzucił ją na skraj łóżka. — Chciałem mu oszczędzić tego strachu...

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 28, 2024 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Lew i SzakalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz