Szmaragdy, opale, topazy, rubiny i szafiry — Turna straciła już rachubę, jak wiele kamieni szlachetnych przewinęło się od jej rąk do rąk Zaina, by ten mógł je później wręczyć szmuglerowi w dokach. Naszyjników, bransoletek, kolczyków, spinek i innych ozdób do włosów straciła już tak dużo, że kufer z jej biżuterią niemal całkowicie opustoszał. Zostawiła sobie tylko trzy komplety na wypadek, gdyby Ismail na nią zerkając, zaczął coś podejrzewać.
Ciągłe przekupstwa i ryzyko w końcu się jednak opłaciły, bo ucieczka była bliżej niż kiedykolwiek.
Późnym wieczorem, gdy w haremie ucichł wszelki gwar, księżniczka założyła czarną suknię i włosy szczelnie przykryła tej samej barwy szalem. Jak zwykle opuściła swoją komnatę bezszelestnie i uważała, by nie natknąć się na żadne patrole, zmierzając na spotkanie z Zainem. Wymykała się już tak od miesiąca i za każdym razem uchodziła bez szwanku.
W końcu coś mogło się posypać, miała co do tego świadomość, ale uważała na każdy swój krok. Wierzyła, że taka kolej rzeczy będzie trzymać się jak najdłużej. Zresztą i tak niedługo miało już jej tu nie być.
Miesiąc, tyle wyśpiewał sobie przemytnik. Dokładnie za trzydzieści dni jego statek odbije od portu, przemierzy kontrolowane przez Al'Kahar wody przybrzeżne Meer, aż wreszcie dobije do brzegu Kahari.
Jeszcze miesiąc i Turna wreszcie będzie wolna. Już nie mogła się doczekać, aż znów ujrzy skąpany w promieniach słońca pałac, a z jego balkonu obejmie wzrokiem całe Kahari otoczone pustynią i wzburzonymi wodami.
Jej dom.
Teraz musiała jedynie zaplanować i uzgodnić z Zainem przebieg ucieczki z pałacu, a później wszystko w rękach bandyckiego kapitana.
Wieczorne powietrze otuliło ją kożuchem przyjemnego chłodu, gdy weszła na niewielki dziedziniec, gdzie przenikał się harem i męska część pałacu.
— Co tu robisz?
Oddech ugrzązł w jej gardle, żołądek ścisnął w supeł, a ręce zbielały. Powoli odwróciła się, przybierając na twarz maskę obojętności, gdy uświadomiła sobie, że nie ma już ratunku.
W oczach Husseina płonęła czysta nienawiść, a usta uniósł uśmiech sugerujący, że Turna wpadła prosto w pułapkę.
— Spaceruję sobie — prychnęła, nie przejmując się nawet, że ta wymówka może nie zadziałać. Podejrzewała, że cokolwiek by nie odpowiedziała, dla Mirzy żadna odpowiedź nie byłaby wiarygodna, bo żył swoimi wyimaginowanymi scenariuszami.
— Możesz sobie być choćby samym sułtanem, ale dla mnie zawsze będziesz zwykłą szmatą niegodną, by żyć z nami pod jednym dachem. — Splunął.
Turna patrzyła mu w oczy, podzielając płonącą w nich nienawiść. Nigdy w życiu nie usłyszała tyle obleg co od niego i miała ochotę odwdzięczyć się za nie wszystkie.
— Ukochany kuzyn chyba odsunął cię od polityki, co? Długo cię nie było. Nie ufa ci już? Jaka szkoda — zaśmiała się cynicznie.
Śmiech zamarł na jej wargach, gdy Hussein niespodziewanie chwycił ją za gardło.
— Już ci nie jest tak do śmiechu, co suko? Nie obchodzi mnie to, co on sobie o tobie myśli. I tak jesteś tylko potrzebna, żeby dyktować Al'Kaharowi warunki, ale w jakim stanie wrócisz to już nieistotne.
Poluzował uścisk.
— Ciekawe co twój świrnięty braciszek na to, gdy wrócisz... uszkodzona.
CZYTASZ
Lew i Szakal
FantasyPałac w słonecznym Kahari jest pełen wrogów. Szczerzą do siebie fałszywe uśmiechy, zakładają maski, a gdy one opadają, knują jak zniszczyć przeciwnika. Sułtan Al'Kaharu umiera. Na tronie piaszczystego imperium zasiada jego najmłodszy syn, któremu o...