Dla lepszego efektu polecam włączyć muzyczkę z mediów na ten rozdział, gdy zacznie się jedna scena, bo dokładnie tak sobie wyobrażam głos Esry i piosenkę, która w tej scenie leci. Zresztą fun fact: dzięki temu soundtrackowi wymyśliłam jej postać. Życzę miłego czytania <3
✯
Jasnoniebieskie kotary powieszone wokół ogromnego łoża z baldachimem wprawiał w ruch wiatr wpadający do środka przez otwarte okna. Esra poczuła na skórze zimny dreszcz, gdy znalazła się w ciemnej komnacie oświetlonej tylko łuną księżyca. Im bardziej posuwała się w głąb, tym większy strach odczuwała. Zacisnęła palce na barbacie tak mocno, że aż pobledły jej knykcie. Stąpała niespokojnie, bezszelestnie stawiała kroki, jakby bała się, że zbudzi drzemiącą gdzieś w tym mroku bestię.
No właśnie. Jeśli chodziło o bestię, to sułtana nigdzie nie było, choć niewolnica poszukiwała go przerażonym wzrokiem. Jeśli to był z jego strony jakiś żart i tak naprawdę wcale go tutaj miało nie być, niech chwała będzie Najjaśniejszemu! To była nikła nadzieja, ale branka postanowiła się jej trzymać, przynajmniej już tak się nie stresowała.
Przed sobą dostrzegła lustro. Było potłuczone. W złotej ramie wisiało jedynie kilka odłamków szkła, przez co postać niewolnicy pomnożyła się w odbiciu zwierciadła. Czując na sobie własny upiorny wzrok należący do kilku par oczu, spoglądających na nią z lustra, prędko odwróciła spojrzenie.
Obejrzała komnatę. Było w niej tak ciemno, że gdyby nie światło dostające się do środka z rozświetlonej gwiazdami nocy, niczego nie zdołałaby zobaczyć. Teraz liczne mozaiki rozsiane przy oknach i roślinne ornamenty na ścianach posrebrzał błysk nikczemnego księżyca. Musiała przyznać, że było tutaj naprawdę pięknie. Wnętrze urządzono ze smakiem, zachowując szczególną i dokładną symetrię zdobień. Nie było mowy o przesadnym przepychu, a mimo to od razu było widać, że to alkowa samego sułtana.
Nagle usłyszała za sobą kroki, niespieszne, spokojne. Serce znów zaczęło jej szybciej bić. Czyli padyszach ciągle tutaj był i w końcu wyłonił się z ukrycia. Esra upadła na ziemię, przypominając sobie o zasadach, które w drodze wpajał jej Dogu. Czekała. Patrząc w podłogę przykrytą wzorzystym dywanem, oddychała niespokojnie. Czuła się, jakby zaraz kat miał wydać na niej wyrok śmierci.
Nie odważyła się spojrzeć, ale wyczuła, że sułtan przechodzi obok. Zatrzymał się tuż przed nią. Przez moment tylko stał i czekał. Niewolnica czuła na sobie jego natrętny wzrok. Może potrzebował czasu, żeby napawać się widokiem, jak branka klęczy bezbronna u jego stóp?
W końcu nachylił się i ujął jej dłoń, zmuszając, aby niewolnica powstała. Uczyniła to, drżąc ze strachu, serce biło w jej piersi jak oszalałe. On stał tak blisko, że czuła jego oddech, zapach... Nie wiedziała, na co Aslan czeka, ale sama nie mogła się przemóc, żeby spojrzeć mu w twarz. Zamiast tego patrzyła na złote obszycia wijące się na jego czarnej, rozpiętej nieznacznie szacie, ale i tego widoku też nie mogła znieść, więc ponownie spuściła wzrok.
— Zagraj dla mnie — odezwał się wreszcie sułtan i wypuścił dłoń niewolnicy z uścisku.
Esra była w szoku, kiedy mężczyzna odsunął się, a potem usiadł na łóżku, zostawiając ją samą na środku komnaty. Ulżyło jej. Była już zdolna odetchnąć spokojnie. Obdarzyła instrument zaciskający się w jej trzęsących dłoniach wzrokiem pełnym uczucia i wdzięczności. Złość na niego minęła. W końcu po coś Dogu kazał jej wziąć go ze sobą do alkowy.
Sułtan patrzył na nią wyczekująco. Niewolnica uniosła barbat na wysokość brzucha, przyjmując pozę gotową do gry. Nacisnęła palcami na struny i wybrzmiały pierwsze dźwięki. Zagrała krótką, melodyjną przygrywkę, po czym zaczęła śpiewać, zaczynając swój występ:
CZYTASZ
Lew i Szakal
FantasíaPałac w słonecznym Kahari jest pełen wrogów. Szczerzą do siebie fałszywe uśmiechy, zakładają maski, a gdy one opadają, knują jak zniszczyć przeciwnika. Sułtan Al'Kaharu umiera. Na tronie piaszczystego imperium zasiada jego najmłodszy syn, któremu o...