10. Prawda wychodzi na jaw

901 144 602
                                    

   Żółte jedwabie latały po całej komnacie, kiedy wściekła Iffet Esmanur zaczęła nimi rzucać. Służące biegały w tę i z powrotem, zbierając suknie, żeby nie plątały się po ziemi.

   — Zabierajcie te szmaty! Nie chcę ich widzieć! — wykrzyknęła żona sułtana. Kiedy zapas żółtych kreacji się skończył, usiadła na sofie o pudrowej barwie. Jej ręce drżały ze zdenerwowania, zresztą podobnie jak całe ciało.

   Bardzo rozgniewała się na wieść o tym, że poprzedniej nocy padyszacha odwiedziła niewolnica. Jednak nie aż tak, jak przypuszczała służąca, która doniosła jej tę przykrą informację. Często przychodziła do swojej pani z podobnymi wieściami i bywało już znacznie gorzej. Iffet w szale rozbijała flakony perfum, rzucała poduszkami, biżuterią i wszystkim, co miała pod ręką, w tym nawet talerzami czy szklankami. Na szczęście dla znoszących jej humorki niewolnic, sułtanka nie skusiła się dziś wprawiać w lot suto zastawiony stół, który stał tuż przed nią.

   — Która to była? Binnur? — zapytała Haseki, wracając do tematu, który rozpalił w niej ogień gniewu. Szukała faworyty męża w całym pałacu, ale od dłuższego czasu nie mogła jej nigdzie znaleźć. Sułtanka matka dobrze ją ukryła.

   Donosicielka przełknęła ślinę.

   — Nie wiem, pani... Jakaś nowa...

   Iffet odetchnęła głębiej. Skusiła się na kostkę chałwy z pozłacanego talerza na stole. W ostatnich dniach nabrała większej ochoty na łakocie. Miała nadzieję, że to z powodu ciąży.

   — Żadna nie odwiedza sułtana więcej niż dwa razy — powiedziała spokojnie, wkładając smakołyk do ust.

   Pocieszała się tym, że ta niewolnica to tylko kolejna zabawka Aslana. Było już ich wiele i żadna nie zagrzała długo jego łoża. Zazwyczaj po dwóch razach wszystkie te dziewczęta, które zdołały zawrócić w głowie sułtanowi, znikały w tajemniczych okolicznościach, a on prędko zapominał, że w ogóle kiedykolwiek istniały.

   Jednak za każdym razem bolało tak samo. Iffet Esmanur przestała płakać z powodu kolejnych miłostek męża. Mniej więcej rok po ślubie oduczyła się rozpaczać przytulona do poduszek w łóżku, kiedy Aslan w tym czasie zabawiał się z innymi kobietami w swojej alkowie. Łzy oznaczały słabość. A zwłaszcza w tym miejscu nie można było sobie na nie pozwolić. Tylko silni mogli przetrwać tę wojnę.

   Iffet wiedziała, z kim się wiąże. Taki mężczyzna jak Aslan miał prawo do wielu kobiet, jedna nie mogła królować w jego sercu, a mimo to sułtanka od dziecka łudziła się, że to ona je podbije. Ojciec przed ślubem obiecał jej, że będzie jedyna. Rzeczywistość okazała się inna. Iffet coraz rzadziej stawała w progu alkowy sułtana, zastępowana przez inne nałożnice, których imion Aslan nawet nie pamiętał. Ona wszystkie je znała i czuwała, żeby już więcej nie zmąciły spokoju w jej małżeństwie.

   Rozmyślania sułtanki zakłócił dźwięk otwieranych drzwi. Do środka weszła na oko trzydziestoletnia kobieta z cienkimi, jasnobrązowymi włosami spiętymi w schludnego koka. Z gracją ukłoniła się przed córką wielkiego wezyra.

    — Damla — zagadnęła Iffet, zanim niewolnica zdążyła się odezwać. — Słyszałaś już o wszystkim?

   — Tak, pani — odparła, podchodząc bliżej. Sułtanka Haseki odprawiła pozostałe służące wymownym gestem dłoni. Kiedy w komnacie zostały tylko we dwie, na twarz Damli wpłynął niecny uśmiech. — Nie masz powodów do zmartwień, sułtanko. Między sułtanem a niewolnicą do niczego nie doszło.

   Iffet Esmanur parsknęła usatysfakcjonowanym śmiechem, który przypominał syk żmii.

   — Taka brzydka, że mu się odechciało na jej widok? — zadrwiła. — A może poszedł po rozum do głowy i zrozumiał, że z moim ojcem nie warto zadzierać nawet na tej płaszczyźnie... To dobrze. Aslan jest mój i zawsze już będzie. Żadna dziwka mi go nie odbierze. — Po chwili przeniosła uważny wzrok na służącą. Iffet odetchnęła z ulgą, że poprzedniej nocy sułtan zasnął samotnie, ale zastanawiała się, skąd Damla znała takie pikantne szczegóły. — Skąd o tym wiesz? Mert ci powiedział?

Lew i SzakalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz