47. W pułapce uczuć

271 35 181
                                    

   — Może będzie inny sposób? — zastanowiła się na głos Turna, patrząc na rysujące się w oddali kontury gołębiej wieży.

   Zain utkwił wzrok w tym samym punkcie. Nie wiedział jednak, co chodziło po głowie sułtance, więc spytał:

  — Jaki?

  — Żeby pozbyć się szacha. Może wystarczy jakieś więzieniu lub wygnanie?

   Niewolnik zmarszczył brwi.

   — Chcesz, żeby trafił do złotej klatki tak, jak twój ojciec, pani?

   Turna obróciła głowę zaskoczona bezpośrednim pytaniem Zaina. Lecz nie mogła go winić za prawdę, w końcu to nie była żadna tajemnica. O tym, w jaki sposób Mustafa Al-Numar postradał zmysły, wiedział cały Al'Kahar.

   — Nie. To los gorszy niż śmierć...

   — Jesteś dla niego bardzo łaskawa... — W głosie Zaina usłyszała podejrzliwą nutę.

   — Bo nie jestem okrutna — odpowiedziała z większym przekonaniem. — Wystarczy, że Szakal przestanie zagrażać Al'Kaharowi. A poza tym... Przecież to przebiegły i obślizgły człowiek. Nie będzie łatwo go zabić. Po prostu rozważam każdą opcję.

   Niewolnik pokiwał powoli głową, a Turnie ulżyło, że nie zamierzał już drążyć.

   Niedługo miała znów stanąć przed Mahfuzem i osobiście zdać mu raport z tego, czego dowiedziała się w Safie. Sojusz z Fi Jang mógł znacząco zaważyć na przebiegu wojny i jeszcze bardziej zaognić konflikt, a przecież wielki wezyr chciał pokoju. Turna również tego oczekiwała, dlatego musiała splamić swoje ręce krwią.

   Objęła rozżalonym wzrokiem ogród, w którym niby przypadkiem spotkała się z Zainem. Wraz z powrotem do drugiej stolicy Zahidów, Bahu wydawało się piękniejsze, niż przedtem. Ściany pałacu nie miały tak bogatej w mozaiki ornamentyki, jak w Al'Kaharze, ale również zdobiły je przepiękne wzory. Widać było w nich inny, choć równie wspaniały i mistrzowski kunszt architektów, a sułtanka po raz pierwszy patrzyła na niego przychylnie, bez żadnego poczucia niesmaku.

   Bahu stało się inne. Przesiąkło wspomnieniami, nie tylko tymi złymi.

   Ale wciąż nie było Al'Kaharem.

   — Czy wielki wezyr mówił ci, kiedy chce się spotkać? — zapytała po chwili ciszy.

   — Nie... — Zain pokręcił głową, w jego oczach przemknął cień zaniepokojenia. — Od powrotu jeszcze się ze mną nie kontaktował.

   — To dziwne... — Turna zamyśliła się, skupiając wzrok na gołębiach wzbijających się do lotu.

   Chciała wreszcie ulecieć stąd jak one, lecz nawet gdyby miała skrzydła, nie mogła tak łatwo odejść. Zawiązała układ z Mahfuzem i tylko wywiązanie się z umowy miało ją uwolnić z tego miejsca. Ale co jeśli wielki wezyr sam zrezygnował i sułtanka znów została sama w walce z własnym losem. Cisza ze strony Mahfuza źle wróżyła, a umysł Turny tak mocno przesiąkł spiskami i intrygami, że już nigdzie nie czuła się bezpiecznie.

   — Mam nadzieję, że niedługo się odezwie...

   — Tutaj jesteś! Wszędzie cię szukałam!

   Zarówno Turna, jak i Zain podskoczyli na dźwięk kobiecego głosu. Leyla zlustrowała ich podejrzliwym spojrzeniem.

   — Jeśli to wszystko, możesz odejść. — Sułtanka powiedziała do niewolnika, a ten, wyczuwając podstęp, skłonił się i posłusznie oddalił.

Lew i SzakalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz