Promienie słoneczne zwiastujące nowy dzień nieśmiało wpadły do powozu przez kratkowane okna. Rażące światło zbudziło kobietę ubraną w złote jedwabie, na których luźno zwisał czarny płaszcz. Poprzednia noc była zimna. Ujemna temperatura dała w kość, szczególnie że cały ten czas trzeba było spędzić w podróży. Sułtanka zmrużyła oczy i spojrzała na siedzącą naprzeciw siostrę, która dalej spała z głową opartą o ścianę. Miała naprawdę twardy sen, skoro podróż przez dziury i różne wybrzuszenia na drodze nie wyrwały jej ze spoczynku.
Myśli kobiety przecięła pewna obawa. Nachyliła się bliżej siostry i potrząsnęła ją za kolano przykryte szarym kocem. Odetchnęła z ulgą, widząc, jak Ayşe Hiranur otwiera oczy.
— Turna? Coś się stało? Dlaczego mnie obudziłaś? — zapytała zaspanym tonem, przecierając wciąż zmęczone oczy. Najchętniej wróciłaby do spania.
— Pora wstawać, śpiochu. Spójrz, jaką mamy piękną pogodę — odparła sułtanka, nie pozwalając, aby w jej głosie zadrżała wcześniejsza obawa. Nie chciała martwić siostry swoimi lękami, bo najprawdopodobniej Ayşe Hiranur uznałaby ją za histeryczkę.
Turna nie mogła pozbyć się złych przeczuć, odkąd wyjechały z Abzahy i jechały traktem prosto do Kahari, stolicy Al'Kaharu, gdzie mieścił się pałac sułtana, a ich dom. Trwało zawieszenie broni, ale sytuacja nadal była napięta. Sułtanka czuła, że wkrótce znów rozpęta się piekło i ziemię ponownie zaleje morze trupów. Padyszach nie odstąpi od wojny, tak samo, jak szachinszach. Pod tym względem Aslan i Szakal idealnie się uzupełniali. Obaj chcieli zrównać wrogi kraj z ziemią.
— A mogłam jeszcze trochę pospać... — Młodsza sułtanka westchnęła zrezygnowana, biorąc w ręce książkę leżącą obok na ławce obitej wygodnymi poduszkami. Otworzyła na stronie, na której uprzedniego wieczoru się zatrzymała i z braku lepszych zajęć, zaczęła czytać. Chciała już znaleźć się w domu i uciec od konieczności spędzania czasu w powozie.
— Ciotka Aynişah w ogóle nie przypomina siebie. — Turna odezwała się, nie pozwalając siostrze przeczytać ani jednego zdania. Ayşe spojrzała na nią, lecz w jej oczach nie błąkał się gniew z powodu zakłócenia lektury, a troska o wspomnianą sułtankę.
— Nic zresztą dziwnego. Zmarł jej ukochany mąż Davud Pasza — ciągnęła starsza siostra, zsuwając płaszcz z ramion i rozwijając czarny wachlarz zakończony sztywną, złotawą koronką. Zrobiło się duszno w powozie. — Ale nie taką ją zapamiętałam. Zawsze była władcza i dostojna, a teraz pogrążyła się w rozpaczy. Biedna...
— Też bym chciała przeżyć taką ogromną miłość — wyznała Ayşe Hiranur, wlepiając rozmarzony wzrok w okno, za którym mijał półpustynny krajobraz. — Kochać kogoś tak mocno, że zapominasz jak oddychać, gdy nie ma obok ukochanego.
Turna także spojrzała na świat rozpościerający się za oknem, którego jednak nie można było zobaczyć w pełnej krasie, bo obraz przecinały kratki w oknie.
— Urocze... ale naiwne. Nie chciałabym oddychać tylko przez wzgląd na istnienie jakiegoś mężczyzny, wolę robić to ze względu na siebie.
Uśmiechnęła się, ale młodsza siostra nie rozumiała pesymistycznej wizji miłości starszej.
— Są ważniejsze rzeczy w życiu niż miłość — dodała, widząc niezadowoloną z jej odpowiedzi minę Ayşe. — Na przykład rodzina. — Trąciła zaczepnie nogą kolano siostry, aby ta się rozchmurzyła.
— Z nią też się wiążę miłość — zauważyła trafnie młodsza sułtanka. Turna skinęła głową, przyznając jej rację.
— To prawda, ale miłość rodzinna jest inna niż ta romantyczna. Gdybym miała wybierać pomiędzy mężem a wami, zawsze wybrałabym was. Ciebie, Aslana i matkę.
CZYTASZ
Lew i Szakal
FantasyPałac w słonecznym Kahari jest pełen wrogów. Szczerzą do siebie fałszywe uśmiechy, zakładają maski, a gdy one opadają, knują jak zniszczyć przeciwnika. Sułtan Al'Kaharu umiera. Na tronie piaszczystego imperium zasiada jego najmłodszy syn, któremu o...