Obowiązek od zawsze kierował całym życiem Turny. Już jako mała dziewczynka doskonale znała swoją rolę i wiedziała, jakie losy spisało dla niej przeznaczenie. Nie tylko jako żony i matki, ale przede wszystkim córki bezwzględnie lojalnej swojej rodzinie.
Kiedy szykowała się na spotkanie z szachem, tylko powinności względem najbliższych kierowały bieg jej myśli. Gorzkie uczucie poniżenia słodziła sułtance wiara w słuszność swoich czynów. Nikt nie pozna prawdy, przekonywała samą siebie. Na tę jedną noc z porwanej księżniczki miała stać się bezimienną tancerką. Przetrwam to upokorzenie. Jestem to winna Al'Kaharowi.
Skropliła się pachnidłem o intensywnej woni kardamonu, drzewa kaszmirowego i grejpfruta, które skutecznie działały na zmysły. Oczy obrysowała czarnym kohlem, zaznaczając na powiekach podwójne kreski. Proste włosy spływały na plecy, a na czubku spinały je złote łańcuszki, a jeden z nich opadał na środek czoła. Stroje, które wybrał dla swojej wspólniczki Mahfuz, były tak skąpe, że Turna wstydziła się nawet w nich wyobrażać. Ostatecznie założyła komplet w bordowym odcieniu. Stanik mocno uwydatniał jej małe piersi, obszyty drobnym, złotym haftem, scalał się z przodu guzikiem z rubinu. Łączył się z półprzezroczystymi rękawami z rozcięciami na całą długość ręki, które skuwały grube złote bransolety. Spódnica odsłaniała wyzywająco brzuch i nogi, lecz cięcia kończyły się znacznie niżej niż w strojach tancerek. Dzięki temu Turna mogła wysoko na udzie zawiązać podwiązkę, a do niej przymocować nóż. Jej przebranie uzupełniała bordowa chusta na twarz, przemieniając kryjącą się pod nią kobietę w słodką tajemnicą zachęcającą do rozwikłania.
Turna zmieniła się nie do poznania. Tylko w głębi jej oczu Ismail mógł odkryć prawdę. Sułtanka miała jednak nadzieję, że szach zbyt rzadko w nie spoglądał, aby zdołał ją dziś zdemaskować.
— Pomszczę was, bracia — rzekła do swojego lustrzanego odbicia, w którym nie potrafiła ujrzeć prawdziwej siebie. Ku własnemu zdumieniu odkryła także, że głos, którym zwróciła się do zmarłych książąt, wydawał się należeć do obcej osoby.
Nikt nie stał na drodze, gdy Zain już chwilę potem prowadził księżniczkę do komnat szachinszacha. Przez cały czas Turna starała się jak najmniej myśleć, a już zwłaszcza o konsekwencjach i powadze swojej misji. W głowie tłukło jej się tylko jedno słowo — Al'Kahar.
Dopiero widok strażników rozbudził w niej uśpione obawy. Te maski, które nosili, zawsze ją przerażały. Turna nigdy nie wiedziała, czego spodziewać się pod spodem. Choć wyobrażała sobie to, co się tam kryje, wymyślane przez nią twarze wartowników nigdy nie potrafiły scalić się w ludzki kształt, wciąż zachowując zwierzęce cechy. Gwardia pałacowa była tym samym, czym ona tej nocy — zagadką.
— Nie musisz tego robić — napomknął Zain, zanim zbliżyli się do wartowników. — Powiem wielkiemu wezyrowi, że szach cię wyprosił. Wymyślimy coś innego...
— On niczego innego już nie wymyśli — szepnęła. — To idealna okazja. Muszę zabić Szakala, inaczej Mahfuz zabije nas.
— Jak to? — Trwoga odbiła się w oczach niewolnika. Czyli jego też przerastała ta misja.
— Kilka dni temu przyniosłeś mi od niego przesyłkę. Wiesz, co było w środku?
Zain pokręcił głową.
— Wróbel z odciętą głową... Zrozumiałam tę aluzję. Albo on, albo my. — Sułtanka z całych sił starała się znów zagłuszyć destrukcyjne myśli, ale czuła w kącikach oczu wywołane strachem łzy. Zagryzła boleśnie wargi, tłumiąc słabość. Nie mogła przecież rozmazać makijażu. — Ja chcę tylko wrócić do domu... — dodała ciszej, jakby chciała przed samą sobą usprawiedliwić swoje czyny.

CZYTASZ
Lew i Szakal
FantasyPałac w słonecznym Kahari jest pełen wrogów. Szczerzą do siebie fałszywe uśmiechy, zakładają maski, a gdy one opadają, knują jak zniszczyć przeciwnika. Sułtan Al'Kaharu umiera. Na tronie piaszczystego imperium zasiada jego najmłodszy syn, któremu o...